ciasteczka

piątek, 30 września 2016

Obroża, smycz i bransoletki z paracordu D.I.Y.

Jakiś czas temu na Facebook'u i psich grupach zaczęły się pojawiać obroże, smycze i szelki z paracordu dla psów (kotów), bo bransoletki dla ludzi (survivalowe) były już od dawna. Mój Michał to spec od robótek ręcznych (nie łapcie mnie za słowa!), więc wybrałam kolory paracordu, kupiliśmy i pewnego sobotniego przedpołudnia ruszyły plecionki. Jakie są tego efekty? Poniżej zdjęcia: 
OBROŻA splot cobra, szer to 18 mm, klamra 25 mm (boje się maleńkich klamerek, nie ufam, że przetrwają Tajgę), rodzaj obroży to taka, z przekładaną częścią, co odciąża klamrę podczas nagłych szarpnięć, bo siła nacisku się rozkłada. Kółko jest ze starej smyczy, więc wybaczcie jego skorodowany wygląd :P

SMYCZ splot cobra, szer to 18 mm, długość całości z rączką to 180 cm, spory karabińczyk (podobnie jak z klamrami w obrożach nie lubię dlikatnych karabińczyków przy smyczach) a przy nim inny splot, który działa jak lekki amortyzator. Nie ufam zgrzewaniu paracordu i dlatego smycz zakończona jest sznureczkami z supełkami i koralikami-czaszkami.

BRANSOLETKI splot cobra, szerokość 18 mm, klamra z krzesiwem i gwizdkiem, zamontowany otwieracz do butelek, zakończone "sznureczkami" z czaszkami na końcach - tak bardziej mi się podoba i chyba takie wykończenie ma trochę pazura.

Co to takiego ten PARACORD?
Paracord 550 - oryginalna linka spadochronowa, wykonana zgodnie ze specyfikacją MIL-C-5040, testowana na obciążenie statyczne do 250 kg. Paracord 550 nie zmienia właściwości pod wpływem wody, szybko schnie, nie rozciąga się, nie mięknie. Paracord 550 to linka wykonana z nylonu, która oryginalnie służyła do łączenia czaszy spadochronu z uprzężą skoczka, a dziś znajduje nieskończoną ilość zastosowań wszędzie tam gdzie trzeba coś przymocować, przytroczyć, zawiesić, opleść, itd..

W 1997 roku linka paracord posłużyła nawet do naprawy teleskopu Hubble. Nazwa Paracord to skrót dwóch słów ‘parachute’ i ‘cord’, co tłumaczy się jako linka spadochronowa.

A skąd w nazwie jest symbol 550? Jest to deklarowana przez producenta minimalna nośność pojedyńczej linki wyrażona w funtach(550lbs ~250 kg).

Linka Spadochronowa typ Paracord 550 oferuje prawie nieskończoną ilość zastosowań. Oto kilka z nich:
Naprawa uszkodzonych zapięć, spodni, butów. Troczenie do plecaka lub torby. Używanie jako smyczy. Oznaczanie jaskrawym paracordem rzeczy których nie chcemy zgubić. Tworzenie bransoletek survivalowych. Tworzenie pasków do spodni. Używanie jako smyczy dla psa. Rdzeń można wykorzystać jako grubą dratwę do szycia skóry lub innych materiałów. Tworzenie biczy. Wieszanie różnych przedmiotów. Użycie jako improwizowanej stazy zaciskowej. Użycie jako linek do namiotu. Tworzenie schronienia w terenie. Wykorzystanie rdzeni jako nitek do szycia lub żyłek do łowienia ryb. Mocowanie kamuflażu. Mocowanie i zabezpieczanie ładunku przy pojazdach. Tworzenie łuku. Przygotowanie sideł. Stworzenie sieci na ryby. Wykorzystanie do oplotu rękojeści noża i wiele, wiele innych. [za: paracordpolska.pl]


Pierwsze wrażenie. Paracord ma bajeczne kolory! Intensywne i żywe, choć trochę obawiałam się, że mogą nie być zgodne ze zdjęciami na aukcji lub mieć przygaszone kolory. Linki w dotyku na początku zrobiły na mnie wrażenie sztywnych, nie były ostre ani szorstkie, ale miałam podejrzenia, że mogą palić dłonie lub obcierać psa/wycierać sierść.
Poniżej zdjęcia pokazujące, jak paracordowe cudeńka prezentują się w akcji.
fot. Jogi
fot. Jogi
fot. Jogi

Jak paracordowe akcesoria zniosły 2,5 miesiąca użytkowania? 
Obroża mimo pływania i szaleństw Tajgi zabrudziła się najmniej, praktycznie nie potrzebowała prania.
Smycz ucierpiała najbardziej, od brudu i kurzu poszarzał jasno zielony sznurek. Niżej najgorzej wyglądające miejsca w zbliżeniu.
Jestem bardzo zaskoczona brudoodpornością paracordu! Ciężko mi było zabrudzić coś na tyle, żeby pranie było potrzebne a zdjęcia pokazywały jakiś brud. Pomimo tego, że to plecione akcesoria to nie wnika pomiędzy sploty ani błoto, ani piach, ani trawa i liście, czy jakieś inne syfy

Jesteście ciekawi jak paracord znosi pranie? Pralka nie robi na nim najmniejszego wrażenia! W ruch poszła więc dość ostra szczoteczka do czyszczenia i wyszorowałam wszystko ręcznie. Kolor? nówka sztuka. Splot? idealny, nic nigdzie nie puściło, sznurek nigdzie nie wyszedł. W niektórych miejscach ostre szorowanie spowodowało wyjście (? nie wiem jak to określić) pojedynczych "włosków" z powierzchni paracordu - patrz zdjęcie poniżej prawy górny róg. Po ich odcięciu na paracordzie nie ma jednak żadnego śladu uszkodzenia, czy zaciągnięcia ani tez ubytku. Całość nadal wygląda jak nowa i cieszy oczy żywymi, jaskrawymi kolorami a po zabrudzeniach nie pozostał najmniejszy ślad. Pomimo prania w chłodny i pochmurny dzień wszystko wyschło idealnie na balkonie w czasie około 5-6 godzin - nie wiem, czy dla Was to długo, czy krótko. Dla mnie czas suszenia jest OK biorąc pod uwagę, że smycz i obroża ociekały wodą, bo wyciskanie ich nie bardzo jest możliwe.

PLUSY:

  • miękki i delikatny dla ludzkich dłoni oraz dla psiej szyi i sierści, chociaż pierwsze wrażenie miałam inne
  • paracord jest niezwykle lekki, no pod warunkiem, że nie przyczepimy do niego 2 karabińczyków i kilku kołek do przepinania ;)
  • piękne soczyste i żywe kolory, które nie blakną pod wpływem warunków atmosferycznych, czasu i prania (przyciągają wzrok przechodniów i często ktoś pytał o to skąd mamy i z czego to zrobione)
  • dość szybko schnie
  • nawet mokry nie staje się sztywny, co ważne przy kochającym wodę psie
  • paracord nie przyjmuje zapachu np. zbiornika wodnego lub jeśli zapomnimy o dokładnym dosuszeniu po spacerze to linki nie śmierdzą i nie wymagają prania, jak to bywa w przypadku zwykłej taśmy
  • można dopasować swoją stylówkę do stylówki psa lub odwrotnie ;) planuje zrobić sobie pasek do spodni, breloczek do kluczy i piłko-szarpak dla psa
  • linki są bardzo mocne, wytrzymałe i niemal niezniszczalne
  • linki są niemalże brudoodporne i nie przyczepia się do nich psia sierść
  • można prać w pralce oraz szorować szczoteczką, pięknie się dopierają i nic złego z linkami się nie dzieje
  • można zaplatać na różne sposoby
  • wiele kolorów - zależnie od sklepu nawet ponad 300 wzorów i kolorów do wyboru - oszaleć można ;) 
  • bransoletki są przez nas noszone bardzo chętnie i niemal codziennie, fajnie wyglądają na ręce
  • Michał bransoletke wykorzystuje jako "zaczep" dla wieszaka z pokrowcem na ubrania - takim sposobem ma 2 wolne dłonie w komunikacji miejskiej ;)
  • wielkim plusem jest możliwość regulacji długości bransoletki dzięki nietypowemu zakończeniu ze zwisającymi sznureczkami - w każdej chwili można naciągnąć środkowe linki i skrócić długość - bardzo mi się to ostatnio przydało, bo trochę mnie ubyło (podobnie w obroży, czy poprawki przy rączce smyczy). Gdyby końce były zgrzane nie byłoby tej możliwości

MINUSY:

  • splot cobra niestety przesuwa się, a konkretnie oplot idący na wewnętrznych sznurkach, oczywiście spora w tym zasługa szarpiącej się niekiedy (za dzikimi kotami) Tajgi, ale nie powoduje to zepsucia się splotu, ani rozplecenia, czy zmiany długości smyczy. Potem można sobie wszystko poprzesuwać z powrotem żeby splot nie był nigdzie bardzo ciasny ani luźny
  • jak dla mnie obroża wykonana pojedynczym splotem cobra jest zdecydowanie za wąska, nawet jak dla Tajgi, mam wrażenie, że niknie pod kryzą albo co gorsza, że w chwili nagłego szarpnięcia poddusi mi psa. Kolejną zrobiłam nieco szerszą, w planach 3 cm obroża z paracordu
  • jak na moje standardy maniaczki szerokich taśm i porządnych okuć, smycz wydaje mi się delikatna i "mała", ale to tylko takie moje zboczenie :P
  • niestety klamra z krzesiwem i gwizdkiem użyta w bransoletkach jest nieco za duża i niewygodna nawet dla mnie, gdzie mam sporą rękę. trzeba uważać przy opieraniu się na dłoni, bo krzesiwo może podrapać nadgarstek oraz przy zapinaniu żeby nie przyciąć sobie skóry
PODSUMOWUJĄC jestem bardzo zadowolona z funkcjonalności i dizajnerskiego wyglądu paracordowych akcesoriów. Śledzący FB lub Instagram Tajgi z pewnością widzieli, że do kolekcji dołączyła już nowa smycz z paracordu zapleciona w warkocz oraz troszkę szersza obroża pleciona również cobrą. Fajne jest też to, że sama mogę wykonać, to na co mam akurat ochotę. Bogaty wybór koloru pozostawia duże pole do popisu dla kombinacji kolorystycznej. 

poniedziałek, 26 września 2016

Po DOG GAMES FALL '16 jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia


Jesienne zawody Dog Games to nasze trzecie zawody w tym roku i tym samym trzecie zawody frisbee w ogóle, w których startowałyśmy. Niby nic już nie powinno mnie zaskoczyć, niby miałam czas na przemyślenia, wyćwiczenie techniki i dopracowanie tego, co nie wychodziło, ale życie pełne jest niespodzianek i nie zawsze wszystko idzie zgodnie z naszym planem. Z DOG GAMES FALL 2016 wróciłam bogatsza o kolejne doświadczenia i uświadomiłam sobie z czym mamy największy problem.

Sobota rozpoczeła się dla nas o 5 rano - ciemna noc, chmury, potem dość silny wiatr i deszcz... Na szczęście szwagier Michała nas podrzucił do Kaput i nie musielismy się tłuc komunikacja miejską. Pogoda była potem łaskawa i mimo przejmujacego chłodu (założyłam czapkę!) nie było opadów deszczu.
Fot. Kasia Niedolistek
W niedzielę pobudka przed 6 i podróż komunikacja miejską, pogoda zacna, słoneczko nas rozpieszczało a wiatr nie płatał figli.

W całych zawodach najbardziej zaskoczyło mnie to, że to był nasz najgorszy występ... W sobotę nawaliła Tajga, no i ja ciut za bardzo spięta byłam. W niedzielę nawalił system, a raczej to, że tym razem trzymano się sztywno regulaminu i podczas Time Trial Michał nie mógł stać zbyt blisko startu (ani w kwietniu, ani w czerwcu ani też w sobotę podczas Dog Dartbee nikt nie prosił o pozostanie tylko 1 osoby blisko startu). Efekt? I próba okazała się totalną klapą, Tajga biegnąc do pierwszego rzutu oglądała się gdzie jest Michał i nie dogoniła dysku a wracając pobiegła do niego jakieś 10-13 m za linie startu. Kolejne rzuty wyglądały tak samo, mi puściły trochę nerwy. Nasz Time Trial to była heroiczna walka, inaczej tego nazwać się nie da. Na 10 sekund przed końcem I próby poprosiłam o jej zakończenie. II próba rozpoczęła się idealnie! Mój rzut był szybki, prosty, nie za niski i nie za wysoki, taki w sam raz, Tajga bezbłędnie go złapała i szybciutko wróciła do mnie - nie pobiegła do Michała! Drugi rzut niestety spieprzyłam, bo chciałam zrobić go jak najszybciej. W końcu Time Trial to dyscyplina, w której liczy się szybkość. Niestety drugiego rzutu Tajga nie złapała, bo dysk poleciał za blisko prawego baneru... Dodatkowo pies znów postanowił sprawdzić, czy ze stojącym z tyłu Michałem wszystko ok i nie pomógł nawet mój niemal idealny trzeci rzut, który Tajga pięknie złapała i wróciła z dyskiem do mnie. Niżej filmik z walki o czas.
Time Trial miejsce 30/40 czas 35.62 sec.
To było niestety (decyzją organizatorów) pożegnanie z tą konkurencją, która była naszą ulubioną. Żal i smuteczek. Teraz ma być rozgrywany Time Warp.


http://dogshots.pl/
Fot. Piotr Furtak
Sobotnie Dog Dartbee miejsce 34/54 50 pkt nie poszło tak jak powinno... Moje rzuty idealne nie były, wiał chwilami mocniejszy, boczny wiatr, ale wszystkie 9 rzutów było w tarczę, to Tajga nie mogła się skupić i banery końcowe były według mnie jak dla niej za blisko (moja sucz nie lubi się rozpędzać, jak w coś może wpaść...). Niżej filmik z tej katastrofy :P
Na plus dla mnie było to, że tym razem można było oddać od razu 9 rzutów do tarczy i nie rozdrabniać się na 2 rundy (4+5 rzutów). Zgodnie z regułą podczas DD wiał chwilami przeszkadzający wiatr, ale ja tym razem byłam silniejsza od wiatru! :) Liczyłam na to, że przy 9 rzutach Tajga oswoi się z banerami, z sędzią, który "przeszkadza" jej stojąc przy tarczy i z ogólna atmosferą zawodów. Niestety, postanowiła, że nie będzie się przemęczała i złapie tylko 1 rzut, no cóż... przynajmniej za 50 pkt a nie za 10 ;)

 Piękne niedzielne niebo nad Kaputami, a my tuż przed 11 żegnamy się z tym miejscem. 
Weganie na wyjeździe jakoś muszą sobie radzić - batony mocy ;) 
Jak widać na zdjęciach towarzyszyły nam personalizowane gadżety od KYNO ART - w swoim czasie będzie recenzja bluz i plecaka, na recenzje koszulek zapraszam TU.

Mój najlepszy pies i Michał, czyli "techniczny" na zawodach ;) 
Mam nadzieje, że wbrew pogłoskom nie były to ostatnie zawody DOG GAMES. Złapałam bakcyla i wielka szkoda jeśli nasz pierwszy rok z zawodami miałby okazać się również ostatnim :( Nie wyobrażam sobie przyszłego roku bez DOG GAMES.

Organizacja i atmosfera super! Trochę tylko niektórzy zawodnicy kazali na siebie czekać lub mieli kłopoty z zabraniem/złapaniem swojego psa ;)

Tym razem nie zeżarł mnie stres i raczej nie przekazywałam psu mojej złej energii. Nie miałam ochoty po nieudanym występie rzucić dyskiem, tupnąć nużką i uciec. W piątkowy wieczór roznosiła mnie pozytywna energia. Tajga potrafiła odpoczywać w namiocie i ogólnie była o wiele bardziej wyluzowana niż w kwietniu, czy w czerwcu. Nadal jestem beznadziejna technicznie, ale jakoś sobie radzę ze swoją własną techniką rzutów i nie miotam dyskami w kosmos. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że będę z własnej nieprzymuszonej woli wstawała bladym świtem po to, żeby grzać komunikacja miejską na jakieś niemalże odludzie na zawody z namiotem, kocem i prowiantem to zwyczajnie bym go wyśmiała... no ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ;)

Z pozytywów dodam jeszcze to, że nauczyłam się rzucać dyskami hero :) początkowo po fastbackach i flexach totalnie mi nie szło z hero. A i saga o frisbee się reaktywuje ;)


niedziela, 18 września 2016

S T E R Y L I Z A C J A - bądź odpowiedzialnym psiarzem! (praktyka)


TAK! Zrobiłam to, skrzywdziłam moją suczke i pozbawiłam ją możliwości zostania mamą :D Jestem najgorszym psim właścicielem ever! 

A tak już całkiem serio, to 19 września minie dokładnie 2 lata od przeprowadzenia u Tajgi zabiegu sterylizacji. Myślicie, że się nie bałam? Bałam się jak cholera, praktycznie od momentu adopcji panikowałam jak to będzie i gdzie to zrobię. Chyba nawet od tego myślenia posiwiałam... A moment oddania małej "pod nóż" i czekanie na telefon, że można ja już odebrać i pierwsza noc po były chyba najgorszymi w moim życiu, ale nie żałuję mojej decyzji! Po czasie żałuję tylko, że czekałam do pierwszej cieczki, gdybym mogła cofnąć czas to ciachnęłabym Tajgę przed 1-wszą cieczką, która miała późno, bo jakoś po +/- 13 miesiącu życia. A tak ledwo zdążyliśmy ze sterylka przed 2-gą cieczką.

Może wtedy byłaby bardziej szczeniaczkowata niż sukowata...? ;) chociaż w sumie Tajga nawet jak miała te 7-8 miesięcy, to nie zachowywała się jak inne młode psy w jej wieku, które spotykałam. Ona była dojrzalsza i miała już swoje zdanie. 


Ale dość gadania! Przejdźmy do konkretów. Wybaczcie, jak coś przekłamię, trochę czasu już minęło a ja byłam w przeogromnym stresie.

Zabieg był zaplanowany na piątek, miałam się zgłosić jakoś około 12 chyba.  Dwa dni wcześniej (środa) Tajga miała pobraną krew żeby sprawdzić, czy wszystko ok i czy można przeprowadzić zabieg. A i najważniejsze! Do przeprowadzenia zabiegu wybrałam KOTERIĘ FB Koterii Strona internetowa Koterii Dlaczego? Po pierwsze - gabinet miałam praktycznie tuż pod blokiem, więc odpadał transport psa po zabiegu, co dla osób niezmotoryzowanych może stanowić problem. Po drugie - niska cena i tym samym wsparcie statutowej działalności ośrodka. Po trzecie - bardzo duże doświadczenie pracującej tam Pani Doktor. Po czwarte - pozytywne opinie znajomej Pani, która oddawała tam na zabieg zarówno swoje psy, jak i koty. W innych miejscach ceny zaczynały się od 400 zł za sam zabieg bez leków, bez ubranka, bez badań a kończyły na 800-900 zł plus wizyty kontrolne... 

CENNIK KOTERII 
Koszty, które opłaca właściciel czworonoga
Zabiegi kastracji:
kotka110 zł
kocur70 zł
pies/suka do 15 kg220 zł
pies/suka 15-30 kg280 zł
pies/suka powyżej 30 kg350 zł
przetrzymanie kota15 zł/doba
W koszt zabiegu wchodzą leki i materiały medyczne użyte podczas zabiegu, praca lekarza, antybiotyk i leki przeciwbólowe.
U nas wszystko zamknęło się w kwocie 290 zł jak dobrze pamiętam - 220 zł zabieg + badanie krwi + ubranko pooperacyjne.

Tajga dostała "głupiego jasia" jakoś około godziny 12:30 albo 13, po paru minutach Pani Doktor zabrała ją słabo kontaktującą na salę operacyjną, a ja wróciłam do domu i pojechałam do pracy. Chyba o 14:30 dostałam telefon, że Tajga jest już wybudzona i można ja odebrać. O godzinie 15 Michał był już chyba z nią w domu, no może o 15:30 nie pamiętam. Oczywiście przed pobraniem krwi oraz przed samym zabiegiem pies musi mieć głodówkę. przed pobraniem krwi wystarczy chyba 8 godzin, przed zabiegiem musi to być minimum 12, czy nawet 16 - dopytajcie swojego lekarza, ja nigdy takich rzeczy nie pamiętam...

Naczytałam się, nasłuchałam i naoglądałam zdjęć... Jak to psa trzeba oddać na noc przed zabiegiem na obserwację i zostawić na kolejna noc po zabiegu... Jak to tną pół brzucha. Jak odbiera się nieprzytomnego psa. Jak pies odsypia 24 lub 48 godzin. Jak pies płacze i jęczy z bólu. Jak to karmić i wody dawać nie można. Jak to trzeba psa oszczędzać, chuchać i dmuchać, trzymać pod kocem. Jak to pies wymiotuje i załatwia się pod siebie itd., itp . . .

A w praktyce? wróciłam do domu jakoś po 18 i Michał ledwo był w stanie utrzymać Tajgę, bo chciała skakać ze szczęścia i witać się ze mną. Jedyne, co sprawiało jej wtedy problem to siadanie, ale nie wiem na ile ból i szwy przeszkadzały, a na ile ubranko, na które miała mega focha i nas za nie znienawidziła he he.

Rana/cięcie/szew. Nie mierzyłam więc nie wiem dokładnie, ale wydaje się nam, że Tajga miała nacięcie długości 4-5 cm. Szwy były rozpuszczalne, zaszycie perfekcyjne! U Tajgi po pół roku trudno było się doszukać śladu po zabiegu, o bliźnie nie ma mowy, sierść tylko ciut opornie odrastała i w miejscu "odcięcia" odrosła ciut ciemniejsza. Tajga miała srebrny brzuszek, jeśli dobrze pamiętam, to taki "opatrunek w sprayu". Nie było żadnych dodatkowych kosztów, wizyt kontrolnych. No dobra, Michał poszedł raz do Pani Doktor, bo został 1 jakby supełek po szwie, który Pani Doktor wyjęła (wrzuciliśmy pieniażki do koteryjnej puszki, bo sama wizyta nic nas nie kosztowała). Początkowo w tym miejscu był jakby "guzek" zgrubienie, bałam się, że to zrosty, czy coś. Po jakimś czasie wszystko ładnie się wchłonęło i ie został najmniejszy ślad.

Opieka. Tajga nie wymagała szczególnej opieki ani nadzwyczajnego traktowania, nie piszczała z bólu, nie "płakała". Wieczorem po zabiegu dostała wodę, ale szczególnej ochoty na picie nie miała (pewnie po kroplówce była wciąż nawodniona), rano dostała małą porcję ryżu z "puszką" i było jej ciągle mało :P Pierwsza noc przebiegła bez problemów, Tajga nie zdjęła sobie ubranka, nie wygryzła dziur, spała u siebie w klatce. Rano znieśliśmy ją pod blok na mały spacer (wieczorem zrobiła tylko siku i za bardzo ochoty na chodzenie nie  miała). Zrobiła siku, zjadła trochę trawy, zwymiotowała żółcią i stała sfochana na cały świat, że ma na sobie ubranko. Kupy nie było, konieczne było podanie jej oleju parafinowego do jedzenia - stolec powrócił następnego dnia. Znosiliśmy ja i wnosiliśmy na rękach, bo mieszkaliśmy wtedy na 4 pietrze bez windy, ale wynikało to z naszej nadopiekuńczości, bo jeśli pies czuje się na siłach i chce to może po zabiegu sam pokonywać schody. Tajga od chyba 4 dnia po zabiegu pokonywała schody sama. No, ale Tajga jak to Tajga musiała coś wymyślić! Od poniedziałku przestała się praktycznie ruszać, nie wychodziła z klatki, nie można jej było wyciągnąć na spacer, nie chciała sikać, a o kupie to już mowy nie było... ale jadła i piła normalnie. Spanikowałam. Myślałam, że coś dzieje się z raną, albo boli ją. Zdjęłam ubranko i wszystko ze szwem było na szczęście w porządku. Ubranko - to było to co gryzło Tajgę! Po konsultacji telefonicznej z Panią Doktor dowiedzieliśmy się, że Tajga może wychodzić bez ubranka, w domu jeśli nie interesuje się szwem też mogła być bez. Pies nagle ożył! Dosłownie wystrzeliła z klatki schodowej na trawnik, zaczęła wąchać, ciągnąc mnie na smyczy, sikać i normalnie robić kupę, ba nawet do psów za wszelką cenę próbowała mnie zaciągnąć i do parku żeby się bawić z innymi psami, czy aportować. Miała dosyć tej niewoli i krótkich spacerów. Bałam się, że szwy jej pójdą... ale wytrzymały :) 6 dnia poszłam z nią do parku na smyczowy spacer. 10 dnia po zabiegu wróciłyśmy już praktycznie do normalnej aktywności - zabawa z psami, bieganie luzem w parku, aport turlanej po ziemi piłki, bo podskoki nadal nie były wskazane, ale w domu i tak nie udawało się nam jej powstrzymać przed skakaniem na nas ze szczęścia. Normalnie robiliśmy dłuższe 5 km spacery, wszystko było w jak najlepszym porządku i gdyby nie wygolony brzuszek i mała blizna nikt by nie poznał, że Tajga miała niedawno sterylizację. Po 3 tygodniach zaczęliśmy powolny powrót do frisbee, niskie krótkie rzuty (Tajga entuzjastką skoków nie była i nadal nie jest).

Tajga a szwy. Tu nasz pies okazał się geniuszem i przypadkiem nadzwyczajnym! Tajga nie interesowała się raną ani szwami, nawet będąc bez ubranka nie próbowała nawet się lizać w tym miejscu. Zachowywała się jakby nigdy nic. Jedynie jakoś 5-6 dnia zaczęła drapać się tylną łapką po żebrach, bo pewnie zaczęło ja swędzieć, ale robiła to niezwykle delikatnie i brzuszek pozostał nietchnięty. Na czas naszych wyjść miała przychodzić sąsiadka, ale stwierdziłam, że psu wychodzącemu z leku separacyjnego nie będę mieszała w głowie, Zakładałam jej ubranko i zamykałam w klatce, po powrocie zawsze tylne nogi prawie "wyszły" z ubranka, ale szwy nie były ruszone. Nocami też mogliśmy spać spokojnie, bo Tajga nie dobierała się do szwów. Jednak w pierwsza noc po zabiegu spałam może z 2 godziny, bo tyle się nasłuchałam, co psy potrafią sobie zrobić z raną i jakie są konsekwencje... 

Jedyny minus? sami musieliśmy dwa dni po zabiegu podać Tajdze zastrzyki - antybiotyk i przeciwbólowy. Miała to zrobić koleżanka, ale coś jej wypadło, była niedziela wieczór, ja byłam sama w domu, szybkie szukanie, kto może wpaść do nas i podać zastrzyki - niewypał. W końcu Michał wrócił z pracy i z wielkim trudem i przeogromnym stresem psa i naszym jakoś się udało... chociaż 1 zastrzyk nie poszedł w całości a nie mieliśmy w domu igieł. To na szczęście również nie spowodowało żadnych powikłań i komplikacji, bo w teorii leki, które zwierze otrzymuje po zabiegu i kroplówka już zabezpieczają przed zakażeniem a jeśli pies nie ma dolegliwości bólowych, to codzienne podawanie zastrzyków przeciwbólowych jest zbędne.

Aktywność po zabiegu. Nadwaga i konieczność zmniejszania porcji oraz podawanie karmy light. Zacznę od karmy light - bzdura na resorach! Tajga wręcz je więcej niż przed sterylizacją, ale trzeba podkreślić, że nasz tryb życia jest bardzo aktywny! Nigdy nie mieliśmy problemu z tyciem u Tajgi. Fakt, przez te 2 lata przytyła jakieś 2-3 kg (jej waga troche się waha w zależności od rodzaju oraz ilości aktywności i treningów), ale pies zwyczajnie dorósł i osiągnął swoją ostateczną masę oraz znacznie rozbudowały się u Tajgi mięśnie. Nie wiem, skąd ludzie biorą informacje o tym, że pies (zwłaszcza suczka, bo zabieg bardziej rozległy) musi mieć ograniczoną aktywność do minimum przez okres 3 miesięcy, a niektórzy piszą/mówią nawet o 6 miesiącach! Mało tego podobno tak zalecił weterynarz - WTF??! To teraz macie juz odpowiedź dlaczego psy tyja po kastracji/sterylizacji. Tajga była w doskonałej formie przed zabiegiem i być może dlatego tak bezproblemowo go zniosła i praktycznie natychmiast wróciła do formy? Nie znajduje wytłumaczenia dlaczego po 10 dniach od zabiegu nie można z psem, u którego wszystko poszło wzorcowo pójść na 5 km spacer bez szaleństw?

Zmiany. Tajga nigdy nie była aniołkiem, a różki, charakterek oraz dominujące i terytorialne zapędy przejawiała już podczas pierwszej cieczki. Pani Doktor uprzedziła, że sterylizacja jej nie uspokoi - ja i tak na to nie liczyłam. Te cechy pogłębiły się i wyostrzyły, ale nie przerodziły się w agresję. No i nie mam pewności, czy nie byłoby tak również wtedy, kiedy nie zdecydowałabym się na zabieg. 
Szczerze? Nie wyobrażam sobie życia z cieczkami 2 razy do roku! Trzymanie Tajgi na smyczy, jakby za karę, stres, uciekanie przed psami, frustracja mojej suczy spowodowana niewolą, brak długich spacerów i treningów - nie to nie dla nas. Nie zapomne, jak kilka razy podczas cieczki (na szczęście pierwszej i ostatniej!) nie chciały się od nas odczepić dużo większe psy :/ całe szczęście Tajga chciała im głowy poodgryzać i ani myślała o amorach ;) Nie zapomnę też pierwszego dnia kiedy po chyba 6 tygodniahc w końcu spóściłam ją ze smyczy - w amoku szczęścia i eufori wystartowała na ulicę (co nigdy sie jej wcześniej ani później nie zdarzyło) i nie chciała do mnie podejść, abym znów jej nie uwięziła na ponad miesiąc na krótkim sznurku. Powoli wróciliśmy do normalności, ale niechęć do samców została Tajdze na zawsze (są nieliczne wyjątki od tego, które potwierdzają regułę).

Uff... to już chyba wszystko. Przepraszam za chwilami chaotyczny wpis, ale próbowałam jak najdokładniej wszystko opisać od strony praktycznej. Zawsze i wszędzie będę polecała Koterię jeśli chodzi o kastrację/sterylizację, bo tam liczy sie dobro zwierząt a nie zdzieranie kasy z właściciela! Pani Doktor ma złote ręce do tych zabiegów! Mimo, że w Ośrodku nie ma Wersalu i warunki na pierwszy rzut oka mogą wydać się nieco prymitywne, jak na warszawskie standardy w XXI wieku, to jednak nie zdecydowałabym się na zabieg w innym miejscu. Doświadczenie, profesjonalizm, fachowość, misterne szycie (Michał po laparoskopi nie był chyba tak ładnie pozaszywany :P ) oraz wspaniałe podejście do zwierząt, jak i do właścicieli ;) Ciepło oraz troska o pacjenta, to jest to, co wyróżnia Koterię! Ubolewam nad tym, że nie funkcjonuje tam przynajmniej raz lub dwa razy w tygodniu normalny gabinet weterynaryjny, gdzie mogłabym pójść na wizytę z Tajgą, bo Pani Doktor Iwona to cudowny człowiek i lekarz! :) Polecam, jeśli jesteście z Warszawy i stoicie przed wyborem lecznicy do przeprowadzenia zabiegu kastracji/sterylizacji.

Kto z Was ma już to za sobą, a kogo to dopiero czeka?


środa, 14 września 2016

S T E R Y L I Z A C J A / K A S T R A C J A - bądź odpowiedzialnym psiarzem! (teoria)


Sterylizacja jest to zabieg skutkujący ubezpłodnieniem zwierzęcia. Ubezpłodnić można czasowo – farmakologicznie, stosując środki hormonalne przeznaczone dla danego gatunku lub trwale – podczas zabiegu chirurgicznego.
Najbardziej popularną metodą ograniczania niechcianego rozrodu zwierząt była do tej pory sterylizacja farmakologiczna. Jednak badania wykazały, że sieje ona największe spustoszenie w organizmie zwierzęcia. Przez to zwiększa ryzyko pojawienia się ropomacicza, wystąpienia guzów narządów rozrodczych oraz guzów sutków. Stosowana mogła być jedynie u samic. Jest to metoda odwracalna, ale niesie za sobą ryzyko powikłań okołoporodowych, które jest znacznie większe niż u samic nie poddanych tej metodzie sterylizacji.

Sterylizacja chirurgiczna ma kilka odmian – od przecięcia lub podwiązania nasieniowodów lub jajowodów aż po sterylizację pełną, czyli kastrację. Najbardziej polecana jest ta druga, czyli chirurgiczne usunięcie macicy wraz z przydatkami u samic oraz całkowite usunięcie jąder u samców.


Zabieg ten całkiem niweluje ryzyko wystąpienia ropomacicza oraz (przeprowadzona przed wystąpieniem pierwszej rui czy cieczki, w wieku 5-6 miesięcy) znosi do zera ryzyko wystąpienia guzów sutków, które rośnie do około 10% wśród samic, u których przeprowadzono go po pierwszej rui (cieczce). Kastracja samców w odpowiednim wieku (koty 6-8 miesięcy, psy 7-12 miesięcy) ogranicza do zera ryzyko wystąpienia raka prostaty i jąder. Wczesna sterylizacja nie ma żadnego negatywnego wpływu na rozwój psychiczny i fizyczny. Młode zwierzęta wracają do zdrowia w ciągu raptem kilku dni po zabiegu.
Do każdego z kilkuset polskich schronisk i przytulisk codziennie trafiają kolejne bezdomne zwierzaki. Większość z nich pozostanie w tych miejscach do końca swoich dni. Kastracja to jedyna humanitarna i w pełni skuteczna metoda zapobiegania bezdomności zwierząt oraz 100% skuteczna metoda antykoncepcyjna.


Sterylizację samic wykonuje się pod narkozą, jak każdy zabieg chirurgiczny. Po otworzeniu jamy brzusznej usuwa się macicę, jajniki oraz jajowody. Pozostawia się jedynie niewielki kikut trzonu macicy, na który zakładany jest szew okrężny. Później powłoki jamy brzusznej są zszywane (najczęściej szwem kosmetycznym, który sam się rozpuszcza). Sterylizację kotek wykonuje się poprzez cięcie o długości około 2 cm, a u suk o długości około 4-6 cm. Po takim cięciu rana bardzo szybko i bezproblemowo się goi, a zwierze już na drugi dzień prawie całkowicie dochodzi do siebie.

Kastracja samców jest zabiegiem znaczniej prostszym, gdyż worek mosznowy z jądrami umiejscowiony jest na zewnątrz ciała. W czasie zabiegu chirurg rozcina worek mosznowy, wyciąga z niego jądra i podwiązuje nasieniowody. Potem moszna na powrót zostaje zszyta. Samiec może wrócić do domu jeszcze tego samego dnia, a na drugi dzień powinien być już w bardzo dobrej formie.

Kiedy można wysterylizować?

Samce:

koty powyżej 6-8 miesięcy
psy powyżej 7-12 miesięcy

Samice:
przed pierwszą rują czy cieczką, w wieku 5-6 miesięcy
miesiąc po rui czy cieczce

Zwierzęta w zaawansowanym wieku: decyzję o przeprowadzeniu zabiegu podejmuje lekarz na podstawie badań i ogólnego stanu zdrowia. (braku przeciwwskazań do operacji chirurgicznej i narkozy)

Przygotowania: Na kilka dni przed wykonaniem zabiegu dobrze jest zrobić podstawowe badania krwi, by wykluczyć możliwe nieprawidłowości w funkcjonowaniu organizmu, a także pokazać zwierzę weterynarzowi, który musi je zbadać i określić stan jego zdrowia.
Przed zabiegiem zwierzak powinien być na czczo (ostatni posiłek minimum 12 godzin wcześniej). Żołądek powinien być pusty, ze względu na możliwość wystąpienia wymiotów. Usprawnia to bardzo proces wybudzania czworonoga.

Po zabiegu: Zwierzak odbierany po zabiegu musi być wybudzony! Skutki narkozy może odczuwać jeszcze przez kilka godzin. Przejawiają się one chwiejnym chodzeniem, sennością, nieskoordynowanymi ruchami. Może się również pojawić niekontrolowane oddawanie moczu. Powinniśmy zapewnić naszemu ulubieńcowi jak najwięcej spokoju i ciepła, a także stosować się do pisemnych zaleceń lekarza weterynarii, który przeprowadzał zabieg. W razie wypadku powinniśmy mieć kontakt z kliniką, w której zabieg był przeprowadzany." [ ZA vetopedia.pl ]


F A K T Y i M I T Y na temat sterylizacji/kastracji:
  1. SUKA MUSI RAZ MIEĆ MŁODE "dla zdrowia"- nie ma żadnych badań, które udowadniałyby słuszność tego stwierdzenia; ciąża i posiadanie potomstwa nie wpływa na poprawę stanu zdrowia suki, nie eliminuje ryzyka wystąpienia chorób układu rozrodczego, a zdarza się, że wręcz stanowi dla niej zagrożenie; wszak nie każda ciąża i nie każdy poród przebiegają prawidłowo i czasem konieczna jest pomoc porodowa czy cesarskie cięcie
  2. MOŻE BĘDZIEMY CHCIELI PO NIEJ SZCZENIAKI - szczeniaki albo się chce albo nie; przed decyzją o ich posiadaniu trzeba się również zastanowić, co z nimi dalej; w schroniskach czeka już wystarczająco dużo tych, które miały znaleźć dom, a potem okazało się to nie być jednak takie proste; warto wziąć również pod uwagę koszta ich profilaktyki (odrobaczenia i szczepienia) oraz to, że czasem nasze wyobrażenie o posiadaniu jednego uroczego malucha kończą się dziesięcioma urwisami, które wymagają całodobowej opieki - dokarmiania butlą, sprzątania, a na koniec okazuje się, że nasi znajomi tak chętni kiedyś do wzięcia psa, wcale nie mają teraz na to ochoty
  3. MOŻE PO WAKACJACH LUB W PRZYSZŁYM ROKU- decyzji o zabiegu nie warto odkładać; najlepiej, by był wykonany przed pierwszą lub maksymalnie przed drugą cieczką, bo tylko wtedy chroni przed rozwojem nowotworu gruczołu sutkowego; nasz pupil także nie młodnieje, a zwierzęta młode znoszą zabiegi operacyjne dużo lepiej; dodatkowo sterylizacja wykonana musi być poza okresem cieczki, najlepiej 10-14 dni po jej zakończeniu lub potem w okresie anestrus, czyli 3 miesiące po zakończeniu cieczki; taki termin pozwala na uniknięcie rozwoju ciąży urojonej (koniecznie skonsultujcie to ze swoim lekarzem! z tego co ja wiem, musi minąć miesiąc od zakończenia cieczki)
  4. ISTNIEJE HORMONALNA ANTYKONCEPCJA, PO CO WIĘC OKALECZAĆ ZWIERZĘ - owszem, możliwe jest podawanie zastrzyków antykoncepcyjnych, ale warto przed podjęciem takiej decyzji dokładnie omówić z lekarzem weterynarii możliwe skutki uboczne ich stosowania; leki te wręcz zwiększają ryzyko rozwoju ropomacicza oraz nowotworów gruczołu sutkowego! dodatkowo konieczne jest dokładne pilnowanie terminów podania, a koszt łączny podawania leków przewyższa cenę zabiegu operacyjnego
  5. ZABIEG JEST DROGI - pamiętajmy, że chodzi o życie naszego zwierzęcia, a nad operacją pracują z reguły chirurg i anestezjolog; w czasie takich corocznych Ogólnopolskich Akcji Sterylizacji lekarze rezygnują ze swojego wynagrodzenia i oferują zabiegi w bardzo preferencyjnych cenach; na terenie kraju działają też liczne fundacje, do których można zgłosić się o pomoc finansową, a w niektórych gminach istnieje system wsparcia tej formy walki z bezdomnością; zawsze profilaktyka jest tańsza od leczenia! koszt cięcia cesarskiego, sterylizacji przy ropomaciczu, pomocy porodowej, mastektomii przy nowotworze gruczołu sutkowego czy antykoncepcji hormonalnej jest zdecydowanie wyższy
  6. UPILNUJĘ - no cóż, tak mówili wszyscy, którym się to nie udało, a wystarczy chwila nieuwagi...
  7. WYSTERYLIZOWANE ZWIERZĘTA SĄ MNIEJ ZDROWE - wysterylizowane samce kotów żyją średnio o dwa lata dłużej niż nie poddane temu zabiegowi. Zachorowalność na pewne typy nowotworów złośliwych i podatność na infekcje, szczególnie dróg moczowych, spada u kotów i psów o 98%.
  8. DOŚWIADCZENIE PORODU POPRAWIA CHARAKTER SAMIC - nie istnieją medyczne dowody na poparcie tej rozpowszechnionej opinii. W rzeczywistości psy i koty, które poddano sterylizacji przed ich pierwszą rują są mniej kapryśne, mniej zaczepne i zdrowsze niż nie sterylizowane.
  9. OSOBOWOŚĆ ZWIERZĘCIA ZMIENI SIĘ NA GORSZE PO ZABIEGU - jest dokładnie odwrotnie. Psy i koty poddane sterylizacji nie są zbyt skłonne do włóczęgi, wiążą się silniej ze swoimi ludzkimi opiekunami i mają mniej kłopotliwych nawyków, jak np. wdawanie się w bójki i opryskiwanie moczem swego terytorium.
  10. MOJE KOCIĘTA/SZCZENIĘTA SĄ TAKIE ROZKOSZNE... - łatwo znajdę dla nich dom - smutna prawda jest taka, że chociaż małe zwierzaki są urocze, to nie wystarcza dla nich życzliwych i odpowiedzialnych domów. Siedem z każdych dziesięciu psów/kotów trafiających do schroniska jest uśmiercana. Połowa wszystkich, urodzonych każdego roku psów i kotów umiera w schroniskach, laboratoriach i na ulicach.
  11. STERYLIZACJA JEST NIENATURALNA - nie powinniśmy ingerować w przebieg procesów naturalnych - udomowione psy i koty są hodowane przez ludzi dla towarzystwa. Rozmnażamy te bezbronne stworzenia, po czym zabijamy miliony z nich każdego roku - to właśnie uznać należy za nienaturalne. Sterylizacja jest humanitarnym rozwiązaniem tego problemu. Owszem, są nienaturalne. Naturalna jest natomiast śmierć naszej suczki z powodu ropomacicza... Bo przecież leczenie tej śmiertelnej choroby też jest nienaturalne. Idąc tym tokiem rozumowania, nie powinniśmy leczyć psów, kiedy zachorują, bo to niezgodne z naturą. Ba, wszystkie nasze wypieszczone i ukochane psy powinniśmy wywieźć do lasu i zostawić na pastwę losu, bo przecież nienaturalne jest trzymanie ich w domach, mieszkaniach... Absurd, prawda? Odkąd człowiek udomowił psa, życie tych zwierząt ma niewiele wspólnego z naturą. Dlatego musimy zdać sobie wreszcie sprawę z obowiązków, jakie na nas ciążą. Bo człowiek powinien w końcu wziąć odpowiedzialność za istoty, które udomowił. To właśnie przez nas, ludzi, istnieją tak makabryczne miejsca jak schroniska dla bezdomnych zwierząt. To my doprowadziliśmy do tego, że psów jest zbyt wiele. To właśnie przez nas tysiące zwierząt w schroniskach jest usypianych. To jest naturalne? To już „zwolennikom naturalności” nie przeszkadza? Sami odpowiedzcie sobie na pytanie, co dla psów jest lepsze: nienaturalne życie za kratami, nienaturalna śmierć w schronisku, czy nienaturalne zapobieganie takim tragediom?
  12. STERYLIZACJA/KASTRACJA JEST RYZYKOWNA - zabiegi sterylizacji są bezpieczne i przeprowadzane przez weterynarzy rutynowo. Polegają na usunięciu fragmentów układu płciowego (rozrodczego) i mogą być dokonywane już na kilkumiesięcznych zwierzętach. Powrót do normalnej aktywności następuje po kilku dniach od zabiegu. Ryzyko niesie ze sobą narkoza, jak przy każdym zabiegu wykonywanym w znieczuleniu ogólnym. Na szczęście jest minimalne, a można je jeszcze dodatkowo zmniejszyć. Przed każdą operacją zwierzę trzeba dokładnie przebadać, również kardiologicznie (pamiętajmy, że nie każda choroba serca uniemożliwia przeprowadzenie operacji - jeśli Twój pies ma chore serce, musisz po prostu poradzić się doświadczonego lekarza weterynarii). Obecnie dostępne są nowoczesne środki do znieczulania ogólnego, np. narkoza wziewna. Jest to droższe, ale znacznie bezpieczniejsze. Sam zabieg nie jest zbyt skomplikowany, doświadczony weterynarz przeprowadza go w ciągu kilkunastu, najwyżej kilkudziesięciu minut, więc pies jest poddany narkozie tylko w krótkim okresie czasu.
  13. NIE MOGĘ POZBAWIĆ SWOJEJ SUCZKI/KOTKI RADOŚCI MACIERZYŃSTWA - większość z nas jest bardzo emocjonalnie związana ze swoimi pupilami. I przez to błędnie przypisuje psom ludzkie uczucia. Zapominamy, że pies to zwierzę, które kieruje się w życiu instynktem, a nie uczuciami. To nie uczucia macierzyńskie pchają je do rozrodu. To czysto biologiczny instynkt. Bo cóż to za uczucia macierzyńskie, które każą matce odrzucać, czy nawet zabijać słabe i chore dzieci? Człowiek swoje dziecko będzie chciał za wszelką cenę ratować. Suczka słabe i chore szczenię odrzuci, nie będzie go karmić, skaże je na śmierć. I cóż to za uczucie, które trwa raptem kilka tygodni? Gdyby kobiecie po kilku tygodniach, czy nawet latach odebrano dziecko, to byłoby to jej życiową tragedią. Psie szczenięta zazwyczaj już po 8 tygodniach wędrują do nowych domów, a suczka nie dość, że nie popada z tego powodu w depresję, to jeszcze jest wręcz szczęśliwa, że nareszcie ma z głowy uciążliwe młode. A po niedługim czasie zapomina, że w ogóle kiedykolwiek była mamą.
  14. SUCZCE/KOTCE BĘDZIE SMUTNO, ŻE INNE MAJA DZIECI, A ONA NIE. BĘDZIE TĘSKNIŁA ZA BYCIEM MAMĄ - znów kłania się uczłowieczanie psów... Jeszcze raz powtórzmy: to nie uczucia skłaniają sukę do posiadania potomstwa, tylko wyprany z uczuć instynkt. Kiedy suczka instynktu nie odczuwa, to nie odczuwa też chęci posiadania potomstwa. Sterylizując suczkę pozbawiamy ją właśnie instynktu, nakazującego jej rozmnażać się. Będzie to dla niej stan zupełnie naturalny, tak jak naturalne są dla niej okresy między cieczkami. Bo przecież kiedy suczka nie ma cieczki, ani jej w głowie posiadanie potomstwa. Nie siedzi i nie rozmyśla: „Bo ta Saba zza płotu to ma cieczkę, a ja nie. Ona będzie mieć dzieci już niedługo, a ja biedna jeszcze tyle muszę czekać....”. Tak samo nie będzie siedzieć i rozmyślać po sterylizacji. Psy nie mają zdolności abstrakcyjnego myślenia. Nie mając instynktu płciowego, nie będą odczuwały jego braku. A co za tym idzie, w żaden sposób nie będą tęskniły za posiadaniem szczeniąt.
  15. NIE CHCĘ POZBAWIAĆ SWOJEGO PSA UCIECH SEKSUALNYCH. BĘDZIE CIERPIAŁ WIEDZĄC, ŻE JUŻ NIE MOŻE - zwierzęta nie uprawiają seksu dla przyjemności. Kopulują w jednym celu - żeby mieć potomstwo. Kastrując psa, pozbawiamy go instynktu płciowego, a więc i chęci kopulacji. Wykastrowany samiec nie odczuwa potrzeby krycia. Samice w rui niewiele go obchodzą. Podobnie suki – kiedy są wysterylizowane, to zachowują się tak samo, jak wtedy, gdy nie mają cieczki - ani im w głowie "seks". Kiedy samiec, albo samica nie odczuwają instynktu (bo nie mają cieczki, nie czują suki w rui, bądź są wysterylizowane/wykastrowane), to mają w nosie „seksualne uciechy”. Wolą poganiać za patykiem, to dla nich większa radość. Zastanówmy się też, kiedy tak naprawdę pies cierpi. Czy wtedy, gdy nie odczuwa potrzeby kopulacji, czy może wtedy, gdy taką potrzebę odczuwa, a człowiek nie pozwala jej spełnić? Popęd płciowy to najsilniejszy psi instynkt. Kiedy pies jest głodny, to celem jego życia jest najedzenie się. Kiedy samiec wyczuwa suczkę w rui, to celem jego życia staje się prokreacja. Kiedy suka ma ruję podobnie - celem jej życia jest rozmnażanie. Wniosek: mamy pozwolić, żeby nasz samiec krył każdą sukę w rui, jaka się nadarzy w okolicy? A naszej suczce podczas cieczki mamy pozwalać na parzenie się z każdym napotkanym samcem? Bo przecież zabraniając im tego, narażamy je na stres i cierpienie...Czy nie lepiej dla psów jest je po prostu wysterylizować/wykastrować? W imię nienarażania na stres i cierpienie, związane z niemożnością zrealizowania ich najsilniejszego instynktu?
  16. PO ZABIEGU MÓJ ZWIERZAK STANIE SIĘ LENIWY I BEZ CHARAKTERU - kastracja powoduje jedynie zmniejszenie agresji dominacyjnej samca. Nie wpłynie natomiast na instynkt obrony, czy pilnowania posesji. Wręcz przeciwnie. Jeśli mamy psa – stróża, to po kastracji będzie on nawet lepiej wykonywał swoje zadanie. Bo kiedy pies wyczuje sukę w rui, to ani mu w głowie stróżowanie terenu - przy pierwszej nadarzającej się okazji ucieknie, żeby zaspokoić popęd. Pamiętajmy też, że złodzieje często podrzucają na pilnowany przez samca teren sukę w rui. I kiedy pies zajmuje się atrakcyjną samicą, oni spokojnie i bez pośpiechu okradają Twoje mieszkanie. Na wykastrowanego psa taka sztuczka nie podziała.
  17. SKŁONNOŚĆ DO NADWAGI - pamiętajmy, że nie tyje się z powietrza! Jeśli nasz pupil przybiera na wadze, oznacza to, że powinniśmy mu zmniejszyć porcje jedzenia, albo zwiększyć dawkę ruchu. I na pewno waga wróci do normy.
Na podstawie: www.zpazurem.plwww.canis.org.plwww.obrona-zwierzat.pl

Nie planowałam takiego sucho teoretycznego wpisu, ale doszłam jednak do wniosku, że warto powtarzać, to co od dawna wiadomo, bo wciąż spotykam ludzi, którzy wierzą w kilka powyższych mitów. Kolejny wpis będzie dotyczył praktycznej strony sterylizacji, na przykładzie Tajgi oczywiście. Polecę również najlepsze według nas miejsce do przeprowadzenia tego zabiegu.

Miłego dnia! :) 

niedziela, 4 września 2016

Chuckit! Floppy Tug rozmiar S, czy sprężyna kręci Tajgę?

Floppy Tug to zabawka w kształcie sprężyny, wykonana z wytrzymałej, elastycznej gumy.
Idealna do przeciągania się z psem, szarpania - w trakcie zabawy "sprężyna" się rozciąga.
Wybrałam dla Tajgi rozmiar S 19 cm - po rozciągnięciu zabawka ma długość około 55 cm. To dość ciężka zabawka - waży 440g - niemal 0,5 kg! Dobrze, że wysoka cena zniechęciła mnie do zakupu L-li, bo obawiam się, że Tajga mogłaby nie dać sobie z nią rady.

My naszą kupiliśmy w sklepie Toys Dream Dog za  49 zł - taniej niż w innym popularnym sklepie z zabawkami ;) 

Sprężyna jest u nas od 2 miesięcy i nie ma na niej nawet śladów zębów, jest bardzo wytrzymała. Na moje oko to ten sam materiał co w piłce chuckit! Whistler, też ma chropowatą, nierówną powierzchnię, która w naszym przypadku przetrwała wszystko bez szwanku. Niestety ta chropowata powierzchnia sprawia, że doczyszczenie sprężyny do czysta nie jest łatwe. Nie jestem jednak maniaczką czystości ani też nie mam czasu na skrupulatne szorowanie zabawek codziennie szczoteczką. Nie jest to u nas jakimś dużym minusem.

Niżej zdjęcie pokazujące rozciąganie się sprężyny pod własnym ciężarem. Widać też wgłębienie od wewnętrznej strony (coś jak opona), tu niestety może zbierać się brud. My jak na razie nie mamy takiego problemu.


Film pokazujący jak można bawić się z psem i przy okazji macie gotową odpowiedź, czy Floppy Tug kręci Tajgę, czy jednak może nie?

MINUSY jakie zauważyłam podczas użytkowania:

  • Tajga czasem ma problem z chwyceniem pewnie sprężyny
  • niekiedy podczas przeciągania wyślizguje się jej z pyszczka
  • nie jest to zabawka wygodna do aportowania (dla Tajgi, Wasz pies może nie mieć tego problemu), podczas biegu "buja" się lekko w dół i w górę, czasem dotknie ziemi, co utrudnia szybki i komfortowy powrót z aportem

Floppy Tug na początku bardziej jarało mnie niż psa :P  Jednak jeśli pies jest maniakiem zabawek i kocha przeciąganie i szarpanie się to jest do doskonała alternatywa dla wszelkich szarpaków, czy Pullera. Niestety nie włożymy jej do saszetki, czy kieszeni, więc zabierając ja do parku przyda się plecak.

Inne zastosowanie - Floppy Tug jako gustowna biżuteria ;)

Nie wiem jak zabawka zniosłaby przeciąganie się nią przez 2 psy, bo Tajga nie lubi dzielić się zabawkami, dodatkowo w szarpanie i przeciąganie bawi się raczej z ludźmi. Do rzadkości należą takie rozrywki w jej wykonaniu z innym psem.

Recenzje "sprężyny" w rozmiarze L znajdziecie u Chart Heros.