ciasteczka

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

DOG GAMES Spring 2017


Tym razem DOG GAMES były dla mnie, dla nas wyjątkowe. Jeszcze dwa tygodnie temu nie wiedziałam, czy w ogóle Tajga będzie mogła startować i co z jej zdrowiem. Ostatnie 1.5 miesiąca było bardzo nerwowe i dołujące, nie był to czas, który pozwala przygotować się do startu w zawodach. Mimo tego, postanowiłam, że jeśli Tajga będzie zdrowa to startujemy. Wiedziałam, że oprócz dobrej zabawy nie mam co się nastawiać na wyniki. Ta edycja DOG GAMES i tak była w pewnym stopniu naszą małą osobistą wygraną.

Pakowanie
Łatwo nie było. Ja jedna, dwa plecaki, namiot i koc. Bardzo dużym ułatwieniem było podpięcie Tajgi na pas do biegania - dzięki temu miałam wolne ręce!

Komu w drogę, temu... ZTM. Tak, dobrze widzicie. Jesteśmy prawdziwymi hardcorkami i chyba jako jedne z niewielu osób (jeśli nie jedyne) przyjechałyśmy po raz 4 do Kaput komunikacją miejską a nie samochodem. Cóż do odważnych świat należy!  















Pogoda. Kiedy o 5 rano zadzwonił budzik a ja otworzyłam oczy i zobaczyłam za oknem mocno bujające się drzewa, których widok potęgował towarzyszący im głośny szum liści i gwizd wiatru miałam ochotę iść spać dalej. Michał zapytał, czy jadę. Wahałam się, ale wiedziałam, że jeśli odpuszczę to będę potem bardzo żałowała.
DOG GAMES to zawody dla prawdziwych twardzieli, nie tylko pogodowych! 
Wiał przenikliwy, mroźny i porywisty wiatr, rano trochę padało. Niebo często pokrywały gęste chmury. Nie było łatwo... Bielizna termiczna, softshell, kurtka narciarska, czapka... Co jakiś czas musiałam rozgrzewać zdrętwiałe z zimna dłonie o cieplutkie ciało mojej Tajgi. Zazdroszczę jej, że nie marznie w takich warunkach. Z radością witałam nawet najmniejsze promienie słońca, bo od razu robiło się nieco cieplej i przyjemniej. Tak minęła nam sobota, do domu dotarłam dopiero po 17... W niedziele było lepiej o tyle, że od rana świeciło słońce, ale wiatr wiał nadal. Na szczęście tym razem byłyśmy w domu już po 13. Żałuję, że nie zostałam dłużej i nie widziałam reszty konkurencji, ale autobusy w weekend kursują co 2 godziny... I tak się dziwie, że przeżyłam ten weekend i nawet kataru się nie nabawiłam. 


Idąc w niedziele na przystanek w Kaputach takie chmury nas goniły. Po chwili sypał przez chwile intensywny śnieg, ale my akurat dotarłyśmy na przystanek i schroniłyśmy się w wiacie przystankowej. Grzejąc się już w domu kilkakrotnie przechodziły krótkie, ale dość intensywne opady deszczu. Miałyśmy szczęście, że podczas zawodów pogoda się utrzymała. 

Problemy z namiotem. Blondynka kupiła namiot - miął sam się rozkładać i szybko oraz łatwo składać... Jak było w praktyce? Podczas rozkładania namiotu w sobotę o mały włos nie porwał mnie wiatr... Nie umiałam go złożyć, liczyłam, że ktoś mi pomoże, bo w końcu na tyle osób ktoś musiał być ogarnięty w temacie. Okazało się, że nawet 2 facetów, których poprosiłam o pomoc i instrukcja, to za mało żeby złożyć namiot, który rzekomo da się poskładać w kilka sekund... No cóż, tym sposobem uciekł nam autobus. Tak poznałam Krzyśka (facet w sile wieku, który ma dwie adoptowane sunie i ma totalnego fioła na ich punkcie! - uwielbiam takich ludzi). Miał podrzucić mi namiot pod dom, potem podwieźć nas pod dom, bo miał po drodze, ale dostał się do finałów Dog Dartbee i tak czekałam. Ostatecznie podrzucił mnie do Warszawy na Górczewską a później podwiózł mi namiot na Wiatrak. W niedziele pojechałam bez namiotu, nie chciałam powtórki z rozrywki! W zeszły roku mój Michał się tym zajmował. Do czerwca muszę wziąć się w garść i ogarnąć samodzielne składanie tego dziadostwa, bo bez namiotu będzie nam ciężko. 



Kto jak nie my?! Tym razem podjęłam decyzje, że albo jadę sama z Tajgą albo wcale. Niestety obecność Michała w zeszłym roku bardzo rozpraszała Tajgę. Zamiast skupić się na starcie i łapać dyski rozglądała się, czy Michał nadal stoi tam gdzie stał, czy nie zginął. Rzucała dysk pod moje nogi i biegła w bok lub do tyłu do Michała, przez co traciłyśmy cenny czas w Time Trialu a podczas Dog Dartbee Tajga biegała na pół gwizdka i rzadko próbowała złapać dysk w locie. Nie było mi łatwo zabrać się ze wszystkim plus pies i jechać komunikacją miejską z warszawskiego Grochowa do Kaput, ale postanowiłam, że nie dam się i pojechałam! Nie chciałam też zmarnować szansy jaką dał nam los - po czerniaku póki co nie ma nawet śladu (oprócz maleńkiej blizny na paliczku). Biłam się z myślami. "Czy po zabiegu, który był nieco ponad miesiąc temu powinnam tak obciążać psa"? "Może powinnam teraz już tylko chuchać i dmuchać na Tajgę i trzymać ją w łóżku pod kołdrą nie narażając na wysiłek i stres"? Zachowanie, samopoczucie, energia i nieopisana chęć robienia czegoś jaką widziałam w ostatnich dwóch tygodniach w moim psie zadecydowały jednak, że jedziemy. Wyniki badań są znakomite, lekarze nie widzieli przeciwwskazań, więc dlaczego mam ograniczać psa? Niech używa życia póki może, oby to trwało jak najdłużej! Bez Michała, czyli mojego pomocnika technicznego, tragarza, operatora kamery i wsparcia było momentami ciężko, ale poradziłyśmy sobie! 





Cudowna atmosfera. Tu słowa są zbędne - tam trzeba być, inaczej nie zrozumiecie. Znajomi pukali się w głowę, kiedy słyszeli, że jedziemy w taką pogodę zamiast siedzieć w domu. Na fotkach widać słoneczne chwile. A i cała formuła DOG GAMES się zmieniła, impreza przeszła transformacje, pojawiły się nowe konkurencje, ale to zaiteresowani już wiedzą, albo sami odszukają. Ten wpis i tak już ma długość Mody na sukces 

Bardzo fajnym rozwiązaniem było ogrodzenie pola startowego banerami z zostawieniem "dziur". Dzięki temu Tajga miała mniejsze opory, że nie wyhamuje i wpadnie na "ścianę", co w zeszłym sezonie było dla niej problemem i biegała na pół gwizdka za frisbee.




Zawody były świetną okazją do dalszego testowania szarpako-smyczy od Siriusa - już na początku maja dowiecie się czy warto ja kupić 



WYNIKI

Dog Dartbee: 23/56 3 z 9 złapane w tarczy rzuty dały nam w sumie 70 pkt (30, 10, 30). Zabrakło mi wyczucia podczas silnych porywów wiatru i znosiło mi dysk tuz obok tarczy. 

Time Trial: 27/35 z czasem 54.81 w II próbie, to była heroiczna, trochę nerwowa i nierówna walka z wiatrem i z czasem. Cudem ukończyłyśmy tą konkurencje, rzutów było przynajmniej 5 może 6, nie pamiętam - za dużo emocji mi towarzyszyło i byłam skupiona na rzutach, komforcie Tajgi i liniach a nie na liczbie rzutów.

Time Warp [regulamin]: Nasz debiut w tej konkurencji. Bałam się, że nie zdobędziemy żadnych punktów, udało się zaliczyć tylko II strefę, co dało nam 5 pkt i ostatnie 14 miejsce (chyba nie wszyscy zapisani startowali). Centymetry dzieliły nas od zaliczenia III strefy, kilka rzutów było złapanych w II strefie i chyba 2 w III, ale poza środkiem. I strefy nie udało się zaliczyć, bo rzadko ćwiczymy tak bliskie rzuty, no i wiatr płatał nam figle i mimo, że Tajga bardzo się starała złapać każdy rzut, to czasem nie była w stanie przewidzieć, gdzie wiatr zniesie dysk. 

Bardzo pomocna była Asia Korbal, która sędziowała Time Warp, jej osoba i rzucane przez nią komentarze motywowały mnie do walki. 



Czy czegoś żałuję? NIE! Jasne, że mogło być lepiej, najbardziej brakuje nam obycia z polem startowym, mam problemy z wyczuciem długości rzutów kiedy trzeba trafić w strefę. Wszystko jednak da się poprawić i wypracować. Jedno czego żałuję, to to, że mogłyśmy startować w jeszcze jednej konkurencji, ale bałam się, że się zbłaźnimy.

Na zdjęciu po prawej Tajga w niedziele bacznie obserwowała jak inni ćwiczą rzuty przed Time Warpem. Ona już wiedziała po co tu przyjechała! Moja dzielna psica doskonale wie, że ta tym polu jest świetna zabawa i to tu biega się za dyskami w najlepsze, łapie je i szybciutko oddaje. Jej oczy zdawały się tylko mówić: "Dlaczego to tak krótko trwa? Możemy jeszcze?" albo "Czy mogę pobiec połapać dyski jak inni rzucają?" Niżej nawet jest fotka z miną Tajgi wyrażającą dezaprobatę i fochem, bo jak to tak kilka rzutów i mam grzecznie czekać? Lepiej bym coś porobiła 



Jak Tajga się w tym wszystkim odnalazła?

Jestem z niej niezwykle dumna! Nie miałyśmy niczego doszlifowanego, ale i bez tego Tajga dała z siebie maksimum i jak zwykle ratowała mi tyłek swoim talentem i miłością do aportowania frisbee. Tym razem Tajga nie biegała w spowolnionym tempie, nie rozglądała się, nie odpuszczała łapania dysków, była bardzo skupiona i zmotywowana. Jak tak patrzyłam na moją sucz, to odniosłam wrażenie, że było jej mało i najchętniej wyszłaby jeszcze kilka razy na pole startowe, albo pobiegła łapać dyski innych zawodników. 

DOG GAMES - kto raz przyjechał i wystartował będzie chciał przyjeżdżać i startować zawsze! Tego nie da się wytłumaczyć. To jest trochę jak narkotyk - wciąga i chcesz więcej, odliczasz dni do kolejnej edycji. Nie liczy się pogoda, żyjesz chwilą. Te chwile są piękne, to dla nich warto żyć! Jednych kręcą gry komputerowe, innych szachy lub leniuchowanie pod kocem - nie rozumiem co w tym fajnego? Tak samo jak mój zawodowo-frisbee bzik nie znajduje zrozumienia wśród przeciętnych ludzi.



Czy już Wam mówiłam, że kocham tego kundliszonka najbardziej na świecie?  To teraz już wiecie 


Wracamy do domu. Kolejne Dog Games już za dwa miesiące! Jeśli Tajdze zdrowie pozwoli, to ja postaram się poprawić moje rzuty i opanować emocje (tym razem na serio! i oby już nic nie staneło nam na przeszkodzie). Mam nadzieje, że uda się zdobyć więcej punktów, ale najważniejsza jest dobra zabawa i emocje, które temu towarzyszą. Chyba jestem nienormalna albo zdrowo popieprzona!




Pamiętajcie żeby obserwować Waszego psa! To ma być dla niego przyjemne, jeśli widzicie, że się w tym nie odnajduje, to darujcie sobie starty. Tu nie chodzi o Waszą ambicje, czy miejsce na podium. Ty i Twój pies musicie być zgranym teamem i czuć to coś. Jeszcze raz podkreślę to ma być super zabawa, po której będziecie chcieć więcej   A wyniki? Fajnie jeśli są dobre, jeszcze fajniej dojść do finałów a o podium każdy skrycie marzy, ale to nie jest najważniejsze. Kto nie próbuje ten nigdy nie wygra. Ja mam ogromną satysfakcję z tego, że mimo tak silnych podmuchów  wiatru byłam w stanie oddawać jako takie rzuty i nie miotałam dyskami w kosmos. 

Byle do 24-25 czerwca, bo wtedy:

"Kaputy welcome to Tajga mama luz
Frisbee dzikie dawno odkryte
Kaputy welcome to! 
Kaputy welcome to sun of Yamaica blue 
Polish Barbados i Galapagos 
Kaputy welcome to!"

Krótki filmik, na którym możecie usłyszeć jak wiało i zobaczyć pole startowe:

Dla ciekawskich posty o zeszłorocznych DOG GAMES

1 komentarz:

  1. 58 year-old Assistant Media Planner Teador Gallo, hailing from Pine Falls enjoys watching movies like Red Lights and Dowsing. Took a trip to Brussels and drives a Ferrari 250 GT SWB Speciale Aerodinamica. blog tutaj

    OdpowiedzUsuń

tajgaowczarekmazowieckikelpie.blogspot.com