ciasteczka

piątek, 27 maja 2016

Męskiem okiem cz. 1. Jak istnienie psich wybiegów działa na ludzi

Ania w jednym z postów opisała Swoje zdanie na temat psich wybiegów [TU]. Ja ogólnie zgadzam się z Jej oceną. Nie będę więc powtarzał tego samego, a spróbuję spojrzeć na sprawę pod innym aspektem: jak może się zmieniać zachowanie ludzi z powodu istnienia psich wybiegów. Będą to tylko moje subiektywne opinie. Takie podejście do tematu na mój "chłopski rozum" na podstawie obserwacji własnych, sytuacji, o których słyszałem od znanych mi osób itp.

Najpierw chciałbym napisać o grupie ludzi, dla których to, że powstał psi wybieg, jest wymówka do nie tolerowania psów w innych miejscach. Takie podejście może wynikać z różnych powodów: nie lubienie psów czy zwierząt jako takich, banie się ich, uważanie że psy śmiecą i brudzą, a nawet zwyczajnej ludziej złośliwości i pretensji do całego świata. Nie będę się zajmował tu przyczynami takich zachowań, a skupię sie na tym, co z tego wynika. Przed powstaniem psiego wybiegu takie osoby musiały tolerować, znosić obecność psów w przestrzeni publicznej, szczególnie w parku. Musiały umieć współżyć, ze względu na powszechność występowania psów w społeczeństwie. W momencie pojawienia się psiego wybiegu, dla nich pojawiła się wymówka, aby pozbyć się czworonogów ze swojego otoczenia. Dla nich pies ma prawo być tylko na terenie wybiegu. Nie ma dla nich znaczenia to, że właściciel musi z psem wejść do parku, żeby dojść do wybiegu i nie chodzi tylko o psy puszczone luzem, ale też prowadzone na smyczy. A już rzeczą straszną i niedopuszczalną jest, żeby w trakcie tego przejścia zwierzak załatwił swoje potrzeby, pomimo tego, że właściciel oczywiście po nim sprząta. Bywają i tacy co rozszerzają  to też poza park, na bliższą bądź dalszą okolice. Dla nich samo istneinie psiego wybiegu jest wystarczającym powodem, aby odesłać tam wszystkie psy. Ci ludzię nie zastanawiają się nad praktyczną stroną tego, nad tym jak duży jest wybieg, ile psów może na nim być, że psy są różne i mają różne potrzeby, że pies nie umie się teleportować z domu bezpośrednio na wybieg itp itd. Oni nawet nie starają się zastanawiać nad tym, dla nich liczy się to, że istnieje coś takiego jak wybieg i już. Mając taki wspaniały pretekst w postaci wybiegu, już nie ograniczają sie do biernej dezaprobaty, a przechodzą do atakowania słownego, a czasem nawet czynnego osób z psami. Może ktoś uznać, że teraz przesadzę z porównaniem, ale jak dla mnie, przy upowszechnieniu się takiego podejścia, to z psiego wybiegu robi się getto. Może inna skala, może inne ofiary, ale widzę w tym podobny mechanizm: nie chcę kogoś w przestrzeni, w której ja się poruszam, więc izoluje go i zamykam na terenie, gdzie ja nie przebywam, najlepiej małym terenie, żeby nie ograniczać mojej przestrzeni. Specjalnie nie poruszam tu tematu zakazów wyprowadzania psów luzem w parku czy innych miejscach i uzasadnienia prawnego tych przepisów, bo uważam to za oddzielny temat.

Inną grupą ludzi, którą chciałbym wziąć pod uwagę i połączoną pewnymi zależnościami z poprzednikami, są osoby które posiadają czworonogi, chodzą z nimi na spacery i zachowują się tak, jakby faktycznie psy powinny być, tylko na wybiegach. Może to wynikać ze złego rozumienia, tego co wolno i nie wolno właścicielom psów, z przyjmowania punktu widzenia ludzi, o których pisałem wcześniej, zwyczajnego ustępowania im dla świętego spokoju lub nawet ze strachu. Sytuacje, gdy psiarze ustępują osobom domagającym się ograniczania im swobody, powodują, że oni utwierdzają się w tym, że mają rację, że mają prawo się tego domagać, co może prowadzić do tego, że ich podejście będzie robić się coraz bardziej skrajne. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby dało się z nimi racjonalnie rozmawiać, choć na to są małe nadzieje. Czasem twarde postawienie sprawy przynosi pozytywny skutek przy takich sytuacjach, lecz po pierwsze nie każdy ma odpowiedni charakter aby to uczynić, inni uważają, że szkoda nerwów, że lepiej dać spokój bo to nic nie zmieni itp. Bywają też sytuacje, kiedy faktycznie lepiej odpuścić, bo widać że sprawy zaczynją wykraczać poza wymiane poglądów i mogą doprowadzić do np czynnej agresji. Mechanika jednak pozostaje podobno jak w powiedzieniu "daj mu palec, a weźmie całą rękę", jęśli osoby chcące zamykać psy na wybiegach będą spotykały psiarzy którzy swoim zachowaniem będą potwierdzać, że mają rację, to mogą chcieć wprowadzać coraz większe ograniczenia. Nie twierdzę, że jedynie słuszną opcją jest zawsze twarda walka z tym, bo każda taka sytuacja jest inna i każdy ma prawo sam ocenić co jest lepsze dla niego i jego psa, chodzi mi tylko o pokazanie jaki zależności powstają w związku z takimi okolicznościami w mojej ocenie.

Teraz chciałbym wspomnieć o całkiem innych osobach. To ludzie posiadający psy bądź to agresywne, bądź to u których zabawa łatwo przechodzi w brutalność itd, czy ludzię ogólnie nie panujący nad swoimi psami, ich zachowaniem wobec innych ludzi czy psów, szczególnie mniejszych. Przed powstaniem wybiegu te osoby raczej unikały kontaktu z innymi psami, żeby unikać konfliktów, zawsze na smyczy, gdzieś w oddaleniu. Teraz takie osoby i psy pojawiają się na wybiegu. Pół biedy jeśli chodzi o ludzi, którzy zdają sobie sprawę z tego jakie maja psy i choć starają się, żeby dojść do porozumienia z pozostałymi psiarzami. ale niestety są i tacy, których nie interesuje dobro innych psów, traktują wybieg jako wymówkę, bo przecież to jest miejsce przeznaczone dla psów, więc oni też mają prawo puszczać swojego zwierzaka, a co ich to obchodzi, że inni się boją? że ich pies zagania innego jak królika, a tamten nie ma gdzie uciec na małym wybiegu? (o ile tylko na gonieniu się kończy...) Tym większy bywa problem, gdy to jaki jest pies wynika z tego jaki jest sam właściciel. Agresywny, nadpobudliwy, zadowolony z tego, że jego pies wzbudza lęk. Gdy taki wejdzie na wybieg, to czy pozostali psiarze będą ryzykować zdrowie swoich czworonogów?

Na koniec jeszcze krótko chciałbym napisać o ludziach, od których chyba należałoby zacząć. To osoby uważające wybiegi za coś wspaniałego, dążące do ich powstawania, podchodzące do nich bezkrytycznie. Patrzą na to przez różówe okulary, nie przyjmując do wiadomości zastrzeżeń innych. Najczęściej to jednak dotyczy okresu przed samym powstaniem wybiegu. Potem, w miarę upływu czasu, często ich opinia zmienia się choć częściowo. Dostrzegają problemy związane z ludźmi, związane z samymi wybiegami jako takimi od strony technicznej itp.

Oczywiście nie uważam psich wybiegów za zło powodujące tylko problemy. Problemy robimy my ludzie nie umiejąc zrobić ich naprawde dobrych (oczywiście w tej kwestji to chodzi najbardziej o pieniądze), korzystać z nich i współżyć ze sobą.

To tyle moich takich przemysleń. Ania mówi, że za dużo się rozpisałem. Pewnie uważa, że nikomu nie będzie się chciało czytać wszystkiego co wypociłem, zobaczymy. Jeśli ktoś wytrwa do końca to proszę dać znać ;)

Michał

1 komentarz:

  1. Zgadzam się w 100%. Dodałbym do zestawienia jeszcze te dwie grupy

    Właściciele kryptosadyści.
    To osoby posiadające, łagodne, często młode psy, które padają często ofiarą psich nagonek. Taka klasyczna sytuacja: trzy psy gonią jednego, podgryzają go, a ten z podkulonym ogonem, lekko najeżony ucieka niczym króliczek, gdzie pieprz rośnie. Daleko nie pobiegnie, bo tu krata, tam krata, lata więc w kółko i szuka schronienia. Podczas gdy jego opiekun stoi i gada ze znajomymi lub przez telefon, olewając sytuacje i myśląc, że psy tak się bawią. Sama kiedyś tak myślałam, ale poczytałam o języku psów i uważam, że zawsze należy interweniować, czy u psów, które robią nagonkę czy u samych właścicieli.

    Kolejny typ, to typ przeciwny. Właściciele nadwrażliwi i nadopiekuńczy.
    Typ z gruntu przeważlowiony, który na byle zabawę reaguje paniką, na zasadzie: "psy mają zęby i nie mogą ich używać, jak się gryzą to zawsze musi być agresja", "szczekanie zawsze jest złe i oznacza agresję", "mój piesek nie może się tak bawić, bo się ubrudzi" itd.. Ten typ strofuje non stop swojego psa i inne, czepia się innych właścicieli, obraża się na byle szczeknięcie. A nieraz sam robi się agresywny w urojonej walce o bezpieczeństwo swojego psa.
    W rezultacie nierzadko chowa psa lękowego który jest bardzo niepewny w relacji z innymi psami lub psa nieszczęśliwego, który na wybieg wchodzi zawsze na smyczy, a przy byle kontakcie ląduje na rękach i mimo szczerej chęci poznania innych piesków nie ma na to normalnych szans.

    Pozdrawiam
    Kaja

    OdpowiedzUsuń

tajgaowczarekmazowieckikelpie.blogspot.com