ciasteczka

środa, 30 listopada 2016

Sirius - smycz i obroża, wzór cubus

Obroża Cubus [info i sklep]
Materiał z którego wykonano obroże firmy Sirius to miękka, lekka, mocna taśma nośna. Jest trwale zadrukowana kolorowymi wzorami. Bardzo łatwo się ją czyści (można prać w pralce!). Stworzona dla bezpieczeństwa Twojego psa i Twojej przyjemności.

Specyfika:
- wytrzymała, lekka taśma poliestrowa
- miękka i przyjemna w dotyku
- bezpieczna: solidne szwy, wytrzymałe okucia
- mocna, plastikowa klamra Duraflex dedykowana do obroży
- oryginalny wzór, który wyróżni Ciebie i Twojego psa
- można prać w pralce w 30 stopniach - nieblaknące kolory!

Rozmiary:
- S szerokość taśmy 1,5 cm, regulacja długości 20-30 cm
- M szerokość taśmy 2 cm, regulacja długości 25-40 cm
- L szerokość taśmy 2,5 cm, regulacja długości 35-50 cm
- XL szerokość taśmy 2,5 cm. regulacja długości 45-66 cm

Ja wybrałam obrożę cubus o szerokości 2,5 cm oraz długości 30-40 cm - uszyta dla nas gratis do smyczy na indywidualne zamówienie. Nie wyobrażam sobie Tajgi w obroży o szerokości taśmy 2 cm, a taką musiałabym wybrać chcąc dopasować obwód z oferty dostępnej w sklepie. 
Ceny obroży wahają się od 15 do 30 zł



Smycz Cubus [info i sklep]

Materiał z którego wykonano smycze firmy Sirius to miękka, lekka, mocna taśma nośna. Jest trwale zadrukowana kolorowymi, wzorami. Bardzo łatwo się ją czyści (można prać w pralce!). Stworzona dla bezpieczeństwa Twojego psa i Twojej przyjemności. Wybierz długość i szerokość smyczy, która Ci najbardziej odpowiada!

Specyfika :
- wytrzymała, lekka taśma poliestrowa
- miękka i przyjemna w dotyku
- bezpieczna: solidne szwy, wytrzymałe okucia
- oryginalny wzór, którego nie znajdziesz nigdzie indziej
- można prać w pralce w 30 stopniach - nieblaknące kolory!

Rozmiary:
- S szerokość taśmy 1,5 cm
- M szerokość taśmy 2 cm
- L szerokość taśmy 2,5 cm

Długość do wyboru:
- 120 cm
- 150 cm

Ja wybrałam smycz cubus w rozmiarze L 2,5 cm szer. oraz o dł. 150 cm, cena to 33 zł. Najtańszą smycz możecie kupić już za 19 zł.


Smycz i obrożę kupiłam na początku lipca, wtedy testowo i z ciekawości kilka razy założyłam je Tajdze, później kilka razy w sierpniu i we wrześniu. Prawdziwe testy trwały nieco ponad miesiąc - od 20 października aż do 25 listopada. Na naszej łączce w parku praktycznie non stop stoją kałuże a ziemia jest mokra i gliniasta, w Parku Skaryszewskim nie jest lepiej, do tego spacery wzdłuż Wisły, szlam na plaży, krzaki, wysoka trawa, kąpiele...

Smycz łatwo się zwija, idealnie mieści się w dłoni oraz w kieszeni, nawet w kieszeni spodni dresowych!

Wzór cubus idealnie pasuje również do Likera - naszej ulubionej wielofunkcyjnej piłki na sznurku [test i recenzja, klik!]

Co ciekawe latem nikt nie zauważał obroży i smyczy mimo żywych, intensywnych kolorów, to dopiero w pochmurne, szare, jesienne dni spotykani psiarze chwalili naszą kolorową obróżkę i smycz, część pytała gdzie kupiliśmy, nawet dzieci mijane na ulicy mówiły "ale pies ma kolorowe na szyi i smycz też!". Myślę, że wzór cubus siriusowej taśmy jest idealnym psim outfitem na przełamanie jesiennej szarości i nijakości w przyrodzie, bo niestety w tym roku słoneczne dni i kolorową, złotą jesień można było liczyć na palcach jednej ręki :/ 



Muszę Wam powiedzieć, że ciężko porządnie zabrudzić siriusowe taśmy! Mimo ponad miesięcznych testów w niesprzyjających jesiennych warunkach, w błocie, glinie, na mokrej trawie, w wiślanym mule naniesionym na plażę i podczas zabaw z innymi psami tylko tak udało się zabrudzić taśmy - zdjęcia obok i niżej. Brud sam odpada od taśmy, nie wpija się w nią na stałe. Taśma jest odporna na psie pazury i zęby. Szorowanie ostra szczotką jej nie straszne. Nawet pranie w 40 stopniach nie wpłynęło na kolory oraz na jakość taśmy. Nawet przy dobrym oświetleniu z trudem szukać dużych i rzucających się w oczy zabrudzeń. Bardziej można się było dopatrzeć lekkiego przykurzenia i kolor odrobinkę przez to stracił na intensywności.
Komplet Sirius przywitał z nami również pierwszy śnieg tej jesieni ;)
Na zdjęciach wyżej widać kałuże i błoto na "naszej" spacerowej łączce na Kamionku.

Po praniu siriusowa taśma cubus lśni niczym nówka sztuka zaraz po zakupie, wszystko się doprało, nic nie wyblakło, nie pozaciągało się. Szwy nie puściły, okucia nie zardzewiały. Powierzchni taśmy nadal jest idealnie gładka - nie pozaciągała się.

PLUSY obroży i smyczy Sirius:

  • taśma jest miękka i bardzo lekka a przy tym bardzo wytrzymała i odporna na warunki atmosferyczne 
  • nie pali dłoni
  • nie wyciera psiej sierści, nie powoduje obtarć
  • mocna klamra
  • wszystko porządnie i trwale zszyte
  • wytrzymały karabińczyk
  • trwałe kolory, które nie blakną i przyciągaj wzrok spacerowiczy
  • taśma z jednej strony jest jakby ząbkowana, co widać na zdjęciu wyżej
  • można prać ręcznie oraz w pralce (wrzucam z ubraniami w siatce do prania bielizny), zalecane jest 30 stopni ja prałam w 40 i wszystko przeżyło
  • mocne szorowanie szczotką podczas ręcznego prania nie uszkadza taśmy
  • taśma jest brudoodporna, co widać na zdjęciach - spokojnie posłużyłaby jeszcze drugi miesiąc bez prania, ale testy, to testy i nie ma litości, trzeba prać i szorować
  • wzór bardzo pasuje Tajdze do jej umaszczenia 
  • niska cena a przy tym super jakość


MINUSY obroży i smyczy Sirius:

  • szwy nie są idealnie proste, co można zobaczyć na zdjęciach
  • taśma jest dość śliska, przez co regulacja obroży co jakiś czas się rozluźnia podczas momentów, w których Tajga ciągnie i szarpie się na smyczy (kot, wiewiórka, nielubiany pies itp), całe szczęście mojemu psu nie przychodzi do głowy wychodzenie z obroży i ucieczka, ale jeśli macie takie psy, to zaszyjcie dobrze wyregulowaną obrożę
  • przez dość śliską taśmę smycz niezbyt pewnie leży w dłoni kiedy mam założone rękawiczki lub mam bluzę na z otworem na kciuk, która zakrywa połowę dłoni
  • szkoda, że w sklepie najdłuższa dostępna smycz ma tylko 150 cm, preferuje raczej 180 cm smycze (nie chciało mi się zawracać głowy o uszycie dłuższej, bo już obroża była na zamówienie)
  • nieco mały wybór wzorów i rozmiarów, ale możliwe jest uszycie smyczy/obroży na potrzebny nam wymiar

Ogólnie super kontakt z Weroniką, właścicielką Siriusa [FB Sisius klik!] - tu polecam się zwracać z wszelkimi pytaniami, zawsze dostawałam szybką odpowiedź i profesjonalna radę jeśli jej potrzebowałam. Moje zamówienie zostało bardzo szybko zrealizowane :) Jeśli dobrze pamiętam przelew doszedł 12 lipca z 15 już mogłam osobiście odebrać zamówienie. Swoja drogą bliskość Siriusa od mojego miejsca zamieszkania też była dużym plusem podczas zakupów, w ten sposób ominęłam czas potrzebny na wysyłanie i doręczanie przesyłki.

Ciekawa jestem, czy Wy macie w swoich zbiorach jakaś obrożę i/lub smycz od Siriusa i jak się wam sprawdza?


piątek, 25 listopada 2016

25 XI 2013 - 25 XI 2016 - to już 3 lata razem! 3-cie adopcinki Tajgi

Dziś mija dokładnie 3 lata od chwili, kiedy wzięliśmy Tajgę do naszego domu... Łatwo nie było i nie jest, ale chyba dlatego tak bardzo ją kochamy ;) Jak to się stało, że mam psa? [KLIK!] Z tej okazji piszę ten nie zaplanowany i pełen emocji oraz wspomnień post.

Były chwile zwątpienia, była radość, smutek i łzy, była wściekłość, duma i bezradność - cała paleta barw, takie właśnie jest życie psiarzy, psich rodziców. Jak tak teraz sobie myślę, to mam wrażenie, które graniczy z pewnością, że tamtego niedzielnego listopadowego wieczora, kiedy Tajga po raz pierwszy do mnie podeszła i na mnie spojrzała... wtedy obie wiedziałyśmy, że jesteśmy sobie pisane, że to nie żaden kolejny tymczas tylko dom stały.

Kurcze, to już 3 lata, kiedy to minęło? Pierwszych adopcinek nie obchodziliśmy jakoś szczególnie, na drugie Tajga dostała paczkę nowych zabawek w tym Puller [recenzja], który nadal świetnie się trzyma i genialnie nam służy. No, ale trzecie adopcinki, to nie przelewki! Dlatego zrobiliśmy dla Tajgi własnoręcznie kolejne paracordowe cudeńka, tym razem z paracordu fluo, który po naświetleniu ma świecić w ciemności - testy i recenzja przed nami, są też nowe u nas sploty ;)

W paczce czekało również ringo z Trixie - nieudolna podróbka Pullera mini/midi, ale czas pokaże jak sprawdzi się u Tajgi.
Prezentem jest również komplet Hundo [FB klik!] - smycz i obroża wzór Military Fun, bo prawdziwe kobiety nie boja się męskich wzorów ;)

W przyszłym tygodniu czeka nas spotkanie z zoopsychologiem, mam wielka nadzieję, że pomoże nam ogarnąć naszą małą charakterna bestyjkę. Od trzech lat miotamy się jak dzieci we mgle z wychowaniem Tajgi, różne teorie już słyszeliśmy, czas na fachowca z prawdziwego zdarzenia!

Nie dam rady zamieścić tu wszystkich zdjęć pokazującej te cudowne 3 wspólne lata, Spróbuje wybrać te najbardziej rodzinne, moje ulubione ;) Nie zawsze mamy na nich mądre miny ;)











I smaczki, nigdzie nie publikowane, jak do tej pory! Na 3 adopcinki, 4 zdjęcia (bo już bliżej mi 4 niż 3 lat) z sesji lipcowej (mamy jeszcze zaległą 1,5 sesji [sprawdź! FB SMD Foto] - pogoda nam nie sprzyja i nie zgrywa się z wolnym czasem...)





Jak widzicie kundel bez rodowodu też może być pięknym psem (ogarniającym do tego frisbee i nie tylko, tylko my nie wszystko ogarniamy i zwyczajnie brakuje nam czasu...). Setki, tysiące takich czekają na Waszą miłość w schroniskach i fundacjach. Chociaż nie było i nadal nie jest łatwo, to nie wahałabym się ani chwili, gdybym mogła cofnąć czas dałabym Tajdze dom ponownie, pewnie nawet wzięłabym wtedy drugiego psa do kompletu ;) Nasz kolejny pies też będzie adoptowany. "Nie kupuj! Adoptuj!"

Zapraszam Was do świętowania razem z nami ;) A może Wasze psiaki też były adoptowane w listopadzie albo w tym roku minęło/minie 3 lata jak jesteście razem? Zachęcam do podzielenia się z nami Waszymi historiami! :)

Pozdrawiamy!

wtorek, 22 listopada 2016

Sirius szarpak "sasquatch bungee" rozmiar L

zdjęcie ze sklepu siriusdog
Sasquatch bungee to włochate szarpaki z miękkim wypełnieniem i amortyzatorem, wykonane ze sztucznego futerka występujące w 2 rozmiarach:

L 45zł
dł. futerka 30 cm
szer. futerka 7,5 cm
dł. całkowita 65 cm
mocny amortyzator

➥ M 42zł
dł. futerka 22 cm
szer. futerka 5 cm
dł. całkowita 60 cm
delikatniejszy amortyzator

Sztuczne futro i miękka struktura zachęcają psy do pogoni za zabawką i intensywnego szarpania.

Czyszczenie: zabawkę można śmiało prać w pralce, w temp. 30 stopni.

Uwaga! Zabawka nie nadaje się do żucia! Zawsze po skończonej zabawie, chowaj ją w miejscu niedostępnym dla psa . Nigdy nie pozostawiaj psa sam na sam z zabawkami, które nie są do tego przeznaczone, mając na uwadze jego bezpieczeństwo. [info ze sklepu siriusdog.pl]
Czas na praktykę! Wyżej szarpak tuż po zakupie (pierwsza połowa lipca), jak widać Tajga już zdążyła go nieco zaślinić zanim cyknęłam fotkę - tak była nim podjarana! A to jej pierwszy prawdziwy szarpak i niestety jedyny, bo nie są one najtańsze a latem zainwestowaliśmy większą sumę w dyski... Wybrałam szarpak w rozmiarze L, bo Tajga mimo, że jest małym/średnim psem, to ma niezłą krzepę. Rozmiar L doradziła nam też Weronika, czyli przemiła właścicielka Siriusa [fanpejdż KLIK!]. Jeśli nie jesteście pewni rozmiaru lub chcecie trochę inny szarpak niż te dostępne w sklepie [klik!], to śmiało pytajcie o wszystko. Kontakt przed zakupem, w trakcie realizacji zamówienia oraz podczas odbioru osobistego oceniam na 6 z dużym +!

Pierwszy raz Tajgi z szarpakiem:

Jako weganka wybrałam oczywiście dla mojego psa szarpak ze sztucznego futerka, nie wyobrażam sobie inaczej.

Niżej słabe zdjęcie, ale widać jak szarpak leży w drobnym pyszczku Tajgi. Jeśli Wasz pies ma silny chwyt i zamiłowanie do szarpania bierzcie zawsze szarpak w większym rozmiarze niż podpowiada Wam wasz rozsądek ;) Macie wtedy pewność, że amortyzator dłużej wytrzyma, a i sam szarpak posłuży Wam znacznie dłużej ;)
Szarpak mamy jakoś od początku lipca, nie jest to naszą codzienną zabawką, nie zabieram go do parku kiedy pada deszcz i toniemy po kostki w błocie. Wystarczą ekstremalne testy Tajgi i jej nieodparta rządza mordu ;) Zobaczcie sami na filmie!
Szarpak jest dość spory i twardy, więc nie ma szans żeby upchnąć go w kieszeni czy nerce, ale kupując go byłam tego świadoma. na spacery i tak noszę plecak wypchany psimi rzeczami, więc wielkość to nie problem.

Zalety szarpaka Sirius:
  • porządnie uszyty - nic się nie pruje, szycie nie puszcza
  • mocna i wytrzymała taśma (wszyta jak się nie mylę na całej długości), która jest przyjemna dla psiego pyszczka (Tajdze zdarza się szarpać taśmę/amortyzator) oraz nie pali mi rąk
  • rączka podszyta futerkiem niczym w zabawkowych kajdankach ;) +1000 do wyglądu
  • sztuczne futerko nie łysieje, nie sypie się, jeśli coś wyszło to dosłownie pojedyncze włoski
  • szarpak jest porządnie wypchany, dość sztywny, ale tajgi to nie zniechęca (czasem muszę jej tylko dobrze trzymać szarpak w poziomie aby mogła pewnie chwycić)
  • amortyzator (według mnie) jest w sam raz nie za mocny i nie za luźny, bardzo dobrze amortyzuje mordercze zapędy mojej suczy
  • obśliniony jest tylko troszeczkę mniej puszysty, wystarczy, że wyschnie, przejadę po nim kilka razy ręką i jest jak nowy
  • przystępna cena jak za taką jakość
  • dzielnie i bez szwanku zniósł pranie w 40 stopniach z innymi ubraniami (w siatce na bieliznę), wypełnienie i futerko zostały na swoim miejscu, mimo że wyjęty z pralki nie wyglądał najlepiej (fotka), to wystarczyło parę ruchów ręką aby pięknie się wygładził i był jak nowy
  • bardzo szybko schnie, w jakieś 1,5 godziny po praniu był już suchuteńki

Po kilku bardzo intensywnych użyciach:             Po praniu w pralce:
Uprany i wysuszony, stracił tylko tyle futerka ile widać na zdjęciu

Wady szarpaka Sirius:
  • dla delikatnych psów może być troszkę za sztywny, bo wypełnienie jest mocno zbite, co z kolei decyduje chyba o jego wytrzymałości
  • na środku gdzie pies najczęściej chwyta zrobiła się jakby mała luka w wypełnieniu, która da się uformować do stanu pierwotnego - coś jak poduszka - czasem trzeba jej przywrócić kształt, ale to takie moje trochę szukanie wady na siłę, bo mało jest odczuwalne 
  • po praniu milutka różowa rączka stała się nieco mniej puszysta, ale nadal jest bardzo przyjemna dla dłoni

Ważne! Nie dziwcie się, że Wasze szarpaki szybko się psują, jeśli zostawiacie psa sam na sam z zabawką bez kontroli... Albo jeśli pies chwyta za futerko nie obejmując przy tym pewnie całego szarpaka i tarmosi brzegi - wtedy bankowo zaczną wypadać kłębki futra, albo rozprują się brzegi.
Ja celowo podaje Tajdze szarpak w taki sposób, aby mogła go wygodnie chwycić.

Ogólnie oceniam szarpak od Siriusa ze sztucznego futerka jako bardzo udany zakup. Początkowo nie byłam pewna, czy Tajga się nim w ogóle zainteresuje. Podoba mi się jego prostota i wytrzymałość. Pies nie jest rozkojarzony, jak w przypadku szarpaków z piłką i od razu wie za co ma chwycić. Miałam zamówić kolejny nieco mniej "nadziany" żeby Tajdze było łatwiej chwytać i niewypełniony również na amortyzatorze, no ale przytrafiło się parę wizyt u weta i inwestujemy teraz w behawiorystę, więc szał zakupów z bólem serca musiał zostać drastycznie zmniejszony, ale mam nadzieje, że uda się to nadrobić ;)

A Wasze psy kochają szarpaki? Podrzućcie w komentarzach recenzje swoich, jeśli macie, a może ktoś z Was też jest szczęśliwym posiadaczem siriusowego futrzaka z amortyzatorem? 

PS: recenzja pozostałych rzeczy od Siriusa już wkrótce! Trzymajcie rękę na pulsie, obserwujcie naszego bloga i odwiedzajcie nas na FB ;) 

środa, 16 listopada 2016

Aplikacja DING DOG w praktyce.

Niedawno aplikacja Ding Dog obchodziła swoje pierwsze urodziny. Dla tych, którzy nie znają tej aplikacji lub tylko o niej słyszeli napisze parę słów wyjaśnienia.

"Jesteśmy maluteńkim startupikiem z malutkiej wsi na Kaszubach, dokąd się przeprowadziliśmy wraz z psami z miasta. Wymyśliliśmy i zbudowaliśmy aplikację na smartfony DingDog i podpisaliśmy ją: „Stworzone w Polsce, z miłości do zwierząt”. 

Założenia aplikacji są banalnie proste: wychodzisz na spacer z psem, włączasz aplikację i na swoim telefonie możesz zobaczyć na mapce, kto i z jakim psem właśnie spaceruje, podejrzeć jego profil (wiek, rasa, płeć). Możesz zaprosić go na spacer, dodać do znajomych, wysłać wiadomość. Możesz także „zameldować się” na spacerze, dzięki temu inni będą mogli Cię widzieć i do Ciebie dołączyć. 

Aplikacja powstała po to, by uszczęśliwiać zwierzaki, a więc Wasze psy podczas spacerów, ale także wszystkie te zwierzaki, którym się tak nie powiodło. Głównie chcemy organizować darmowe sterylizacje/kastracje, zwłaszcza na wsiach, czipowanie. Chcemy także współpracować i finansować projekty fundacji pomagających zwierzętom (każdym zwierzętom)". Info DingDog FB
Głupio się przyznać, ale nie pamiętam dokładnie jak zaczęła się moja "znajomość" z DingDogiem. Jeśli się nie mylę, to albo ja trafiłam na profil ich psa Pies Yoda albo to oni polubili/skomentowali coś na fejsbukowym profilu Tajgi. Tak to się zaczęło chyba w listopadzie (a może w październiku?) zeszłego roku. Zaciekawiona ściągnęłam aplikacje. To były początki DingDoga, więc nawet w stolicy ze świecą trzeba było szukać użytkowników. Inna sprawa, że moja Tajga to pies specyficzny i nie z każdym psem się dogada i nie zawsze ma ochotę na psie towarzystwo. Często więc wolę sobie i jej oszczędzić nerwów i włóczymy się samotnie po stolicy. Do tego różne mam doświadczenia z psiarzami, więc do umawiania się na spacery z innymi użytkownikami podchodziłam z dystansem. W efekcie jeszcze z nikim nie udało mi się spotkać przez aplikacje... Ale może czas to zmienić? ;) 

Od czasu do czasu zerkałam do apki, zdarzyło mi się brać udział w konkursach i czekałam na rozwój sprawy. No i się doczekałam! Jakiś miesiąc temu dla wersji na Androida dostępna była aktualizacja, która umożliwia zapis trasy spaceru oraz podlicza przebyte kilometry i czas. Bardzo się z tej nowej opcji ucieszyłam, bo Endomondo totalnie mi się nie sprawdziło, gubi zasięg GPS, "zjada" kawałki trasy, z około 3 przebytych kilometrów robiło mi 1 kilometr...
Mapa i oznaczenia obiektów na DingDogu są dokładne i aktualne, zmiana położenia jest płynna i raczej nie ma opóźnień. Na pierwszych spacerach idealnie liczyła mi przebyta trasę, byłam zachwycona. Jedyny mankament, że po zakończeniu liczenia długich tras "odejmuje mi" 0.5 km od dystansu a przy krótkich jakieś 200-300 metrów, ale to nic w porównaniu do Endomondo. 

Dwa dni temu wybrałam się nad Wisłę z odpaloną apką do liczenia trasy i nieco się rozczarowałam, bo co pewien odcinek liczenie trasy wariowało i pokazywało, że idę zygzakiem lub zawracam 2-4 razy zygzakiem w jakimś miejscu a nic takiego nie miało miejsca. Szacując sobie przebytą trasę myślę, że w ten sposób aplikacja doliczyła mi jakieś 3-4 kilometry. Mam nadzieję, że to tylko tymczasowe zawirowania, będę nadal testowała i trzymała rękę na pulsie. Może to księżyc w superpełni miał taki wpływ? :P 
Biorąc pod uwagę statystycznego psiarza, to robimy sporo kilometrów. Fajnie, że teraz mogę mieć wgląd w trasy i ich długość. Pod warunkiem, że nie zapomnę odpalić apki haha.

Zachęcam Was do polubienia ich FB (dużo przydatnych info dla psiarzy) i ściągnięcia sobie chociaż na próbę aplikacji (iOS chyba nadal nie ma opcji trasy, ale mogę się mylić, dajcie znać jeśli coś wiecie). DingDog to przede wszystkim bardzo mili i sympatyczni ludzie, którzy kochają zwierzęta i starają się im pomagać jak tylko mogą. Nawet Tajga, która średnio garnie się do ludzi i nie jest zbyt wylewna podczas spotkania i zabawy z nagrodami na Polu Mokotowskim, w której brał udział DingDog pobiegła do Pani Marzeny jak na skrzydłach i domagała się głasków, witała się z nią jakby się znały od dawna. 

Znajomi psiarze również mają (mieli-nie zaglądam im w telefony ;) ) zainstalowanego DingDoga, ale z tego, co mi wiadomo póki co łatwiej jest się umawiać na psich grupach na FB lub między znajomymi na spacer niż przez apkę. Nie każdy też ma ustawioną widoczność dla wszystkich lub nie ma wypełnionego opisu - ani psa ani swojego. Mi to osobiście utrudnia szukanie towarzystwa do spacerów i potencjalnych znajomych/przyjaciół. Ale kto wie, może i do tej "nowości" ludzie się z czasem przyzwyczają i używanie apki wejdzie psiarzom w krew? 

Z nowości DingDog wprowadził oprócz tras oznaczenie psich szkół/behawiorystów/szkoleniowców - po info odsyłam do źródła, bo sama nie zagłębiłam się w temat. Dla ułatwienia dodam, że te osoby/miejsca na mapce są oznaczone czerwonymi znacznikami (Android). To jeszcze nie wszystko, bo aplikacja wciąż się rozwija i staje coraz atrakcyjniejsza dla jej użytkowników! 

Jeśli macie zainstalowaną apkę DingDog to zachęcam do podzielenia się swoimi doświadczeniami i wrażeniami w komentarzach. 
Mimo paskudnej listopadowej aury za oknem zycze Wam miłego dnia i udanych spacerów ze swoimi futrami! 
"MERDAMY ŚWIAT"!!! 

wtorek, 8 listopada 2016

Dzień z życia psiarza [post konkursowy]

Pierwsza listopadowa niedziela w tym roku godzina 6:30, dzwoni budzik w telefonie, ale ja już od chwili nie śpię. Tajga wciska się pomiędzy mnie i Michała, rozdaje buziaczki i wtula się raz w jedno, raz w drugie z nas. Nie ma, że boli! Nie ma spania do południa. Pies ma swoje potrzeby.


Za oknem szaro, krople deszczu stukają w okna. Jest mokro i zimno. Kałuża przed blokiem bardziej przypomina już małe jeziorko niż kałużę... Dziś "psia mama", czyli ja ma wolne od porannego spaceru. Do wyjścia z Tajgą zbiera się "psi tata", ja znikam w czeluściach maleńkiej (jak to w kawalerce) kuchni. Dziś na śniadanie będą placuszki bananowe a'la pancakes z konfiturą różaną dla Michała, dla mnie z kiwi. 


Po pół godzinie jesteśmy już w komplecie. Tajga wytarta, bo nieźle zmokła, jak to pies totalnie nieubrankowy zajada swoją porcje karmy doprawionej czystkiem Pokusy. My zajadamy się jeszcze ciepłymi placuszkami. Michał zaraz musi wychodzić do pracy, zostajemy same. Ciężkie, ciemne chmury nadal pokrywają całe niebo, deszcz nieprzerwanie pada. Wszystko wskazuje na to, że z zaplanowanego wczoraj długiego spaceru nad Wisłę nici. Nie jesteśmy z cukru, ale listopadowa ulewa, to nic przyjemnego i nawet tak zaprawiony w bojach psiarz jak ja i moja hardcorowa sunia jesteśmy zmuszone skracać spacery do minimum w takich okolicznościach przyrody.


Zrobiłam mój poranny trening, ogarnęłam się i patrze, że deszcz przestał padać! Szybko sprawdzam godzinową prognozę pogody, która jasno pokazuje, że do wieczora ma nie padać. Jest po godzinie 11. Na 12:20 jesteśmy umówione na Kamionkowskich Błoniach Elekcyjnych z Angeliką i Jogim - z naszymi najlepszymi spacerowymi towarzyszami. Stanęło na tym, że o długości i miejscu spaceru zadecyduje pogoda. 


Zakułam Tajgę w szelki, które średnio lubi, sobie zapięłam pas do biegania Trixie i w samo południe ruszyłyśmy.
Nie padało, pogoda nam sprzyjała, jak nigdy - ostatnio niemal każdy weekend jest mocno deszczowy. Przez Skaryszak przeszliśmy pod Stadion Narodowy i dalej nad Wisłę na plażę pod Mostem Poniatowskiego. 

Psim szaleństwom nie było końca! Moje serce psiarza przepełniała radość widząc jak moja Tajga jest szczęśliwa mogąc biegać ze swoim najlepszym psijacielem Jogim. Ciężko było uchwycić ich na zdjęciu. Po chwili zdecydowałyśmy, że idziemy dalej wzdłuż Wisły, bo chmury nieco się przetarły i nie zanosiło się na deszcz. Mijaliśmy kolejne mosty aż doszliśmy do plaży przy La Playa, gdzie psiaki znów dały niezły upust swojej energii! A my, jak przystało na prawdziwe psiary plotkowałyśmy o psach i troszkę o babskich sprawach też ;) 



Jak widać na nielicznych załączonych zdjęciach życie psiarza i warszawskich psów nie jest nudne! Efekty spaceru? Dziś razem z Tajgą przeszłam +/- 16 kilometrów! Myślicie, że to dużo? Otóż nie, dla mnie codzienne 10-15 km spacerki, to normalka. Tajga ma to szczęście, że możemy jej zagwarantować tak aktywne życie.

Docieramy do domu, nie wiem dokładnie, która jest godzina, ale coś w okolicach 16. Zdjęłam z siebie górę ciuchów, bo ubranie na cebulkę to podstawa, ale tak żeby nic nie krępowało zbytnio ruchów, przemyłam z błota i posklejanego nadwiślańskiego piasku tajgowe podwozie. Tajga dostała swoją miskę - po takiej aktywności należy się jej. Po zeszłotygodniowym fałszywym alarmie z chorym gardłem, dostaje codziennie do karmy VetoMune na wzmocnienie odporności. Lepiej dmuchać na zimne i zapobiegać niż potem leczyć. Za oknem praktycznie już ciemno - nie lubię tych długich wieczorów... Dobrze, że chociaż można się przytulić do ciepłego psiego ciałka, które nigdy nie odmawia pieszczot w domowych pieleszach.

Pora wrzucić na ruszt jakiś drugi obiadek, bo pierwszy był przed godziną 12, co by mieć siły na długie spacerowanie. Odpalam komputer, wrzucam zdjęcia ze spaceru. Kilka razy dokładnie przejrzałam Tajgę, czy nie ma żadnych pasażerów na gapę - nie miała. 

Jako psiarz kocham późną jesień, bo nad Wisłą robi się niemalże pusto, znikają plażowi imprezowicze, jest już niewielu rowerzystów i spokojnie można odbywać bezsmyczowe spacerki. Dziś mieliśmy szczęście, bo rowerzyści nieco zwalniali przy mijaniu nas. Niestety to rzadkość... nie raz i nie dwa idąc tamtędy z psem na krótkiej smyczy jakiś rowerzysta wyskoczył mi zza zakrętu i hamował z piskiem opon - praktycznie na mnie lub na moim psie. Czasem żałuję, że nie ma tam dwóch oddzielnych ścieżek, bo to genialne miejsce na długie spacery, czy na bieganie z psem, ale ścieżka jest tak wąska, że trudno ją dzielić z rowerzystami bez obaw. To taka moja mała dygresja spacerowa ;)

Wieczór. Dochodzi godzina 20 - czekamy na Michała, który wraca z pracy. W okolicy godziny 21 wypada nasz ostatni wieczorny spacer. Niestety deszcz znów rozpadał się na dobre. Nic, trzeba przywdziać wodoodporne ubrania, kalosze i ruszyć. Gdyby nie ten przejmujący chłód, to powiem Wam, że dzięki mojemu psu pokochałam spacerowanie i nawet deszcz mi niestraszny! Prawie półgodzinny spacer po okolicy zaliczony, kilka sików i porządna, zdrowa kupka również (oczywiście to Tajga, nie ja). Czas na rytualne już połączone z pieszczotami wycieranie Tajgi w ręczniczek - o moje ubranie niczym kot również!

Wieczorna rutyna psiarza? Masaż ciała szczotką, szybki prysznic, balsamowanie połączone z masażem ciała (w moim wieku to już konieczność hi hi), w tym czasie Tajga leży już w łóżku z Michałem, który jeszcze raz dokładnie ją przegląda, czy aby na pewno żaden kleszcz nie postanowił się przyczepić. Jest tuż przed godziną 23. Czas spać, ale czasem bywa to trudne, bo 13-sto kilogramowe ciałko psa z niespotykaną siłą i perfidnością rozpycha się w łóżku, czasem jeszcze do tego pochrapując w duecie z Michałem ;) 

Ot, cały skrót mojego jednego, zwykłego dnia z życia psiarza. Psiarz nie ma czasu na nudę, mając psa nigdy nie jesteś sam i zawsze masz co robić. Psiarz to stan umysłu! 


* Ten post bierze udział w konkursie organizowanym przez blog whippetzpasja.blogspot.com, w którym sponsorami są: PupiLu, E-PIES, Dingo oraz SpeedMania.

środa, 2 listopada 2016

Wyrzutnie do piłek - i życie psiarza staje się prostsze!


W naszych zbiorach psich zabawek i akcesoriów znajdują się aż 3 wyrzutnie do piłek. Pierwszą, którą kupiłam była czerwona - jakaś zwykła, chyba no name, z kiczowatą piłka tenisową, która średnio się odbijała i szybko pękła. Nie pamiętam, czy zamówiłam ją w zooplusie, czy tez kupiłam w Tesco. Wyrzutnia ta jest chyba standardową i najczęściej spotykaną na rynku, ma 50 cm długości, niestety nawet z plecaka wystaje, co niektóre psy prowokowało do skakania mi po plecach... Jest dość miękka. Leży w szafie nieużywana od grubo ponad roku, gdyby nie to pewnie już dawno by się złamała. A może tylko tak mi się wydaje? na pewno nie umywa się jakością do wyrzutni Chuckit!

Granatową odziedziczyliśmy po Krepsie, od którego Pańci wynajmujemy mieszkanie. Jest duża, solidna, twarda i nieporęczna - ma aż 70 cm długości! Praktycznie jej nie używamy, bo jest problem z jej zabieraniem do parku i noszeniem. Trzeba mieć też nieźle wyćwiczone ramię do tak długiej wyrzutni.

Moim numerem 1 jest niezaprzeczalnie wyrzutnia Chuckit! Ball Louncher Sport 12M o długości 30cm do piłek w rozmiarze M ø 6,5cm (niebieska, na samym dole)

"Twój pies kocha aportować i na każdym spacerze po prostu nie może doczekać się kiedy zaczniecie zabawę? Doskonałym rozwiązaniem są wyrzutnie do piłek. Dzięki katapulcie możliwe jest posłanie piłki na większą odległość i łatwe podjęcie jej z ziemi po przyniesieniu przez psa bez konieczności schylania się i dotykania utaplanej w ślinie i błocie zabawki. Możesz rzucić piłkę nawet 1,5 razy dalej. Wyrzutnia jest przedłużeniem Twojego ramienia o 30cm dzięki temu wykonasz mniejszy wysiłek aby nadać piłce odpowiedni pęd. Dzięki katapulcie rzucanie piłki nawet pod wiatr jest bardzo łatwe.

Jak używać wyrzutni do piłek Chuckit?
Znajdź otwartą przestrzeń o bezpiecznym podłożu. Chwyć wyrzutnię do ręki i umocuj w niej piłkę. Weź lekki zamach odchylając katapultę za siebie, następnie energicznie wyrzuć piłkę przed siebie. Próbuj wyrzucić piłkę bardziej do góry, bowiem wyrzutnia poprzez jej łukowate wygięcie ma tendencję to zakrzywiania w dół lotu piłki. Gdy Twój pies przyniesie piłkę skieruj głowę katapulty tak by pochwycić piłkę, a następnie lekko dociśnij. Piłka powinna łatwo wskoczyć na swoje miejsce. Przećwicz rzuty i podjęcia piłki aby osiągnąć lepszą efektywność i celność rzutu. [opis ze sklepu Toys4Dogs]



Cena Chuckit'owskiej wyrzutni, jak wszystkich zabawek tej firmy jest dość wysoka - powyżej 30 zł, ale na szczęście nie rozczarowałam się! Tu akurat w parze z cena idzie jakość i funkcjonalność. Wyrzutnia nie wygina się jak tańsze wersje, mimo podgryzania jej przez psa nie ma śladów po zębach. Jest wygodna i poręczna - mieści się nawet w saszetce-nerce, dzięki niej ręce nie są brudne i jest mniej schylania się ;) Piłka pewnie w niej osiada, nie wypada podczas podnoszenia wyrzutni i robienia zamachu.

To, jak wyrzutnia sprawdza się przy różnych piłkach będziecie mogli zobaczyć w recenzjach piłek Chuckit, które z opóźnieniem, ale niebawem powinny być na blogu.


Zalety wyrzutni do piłek:
  • efektywny, daleki i szybki rzut piłką - nawet 30m, a jeśli piłka się odbija od podłoża zanim pies ja dogoni, to jest to nawet 50m!
  • wyrzutnie wykonane są z trwałego, solidnego plastiku
  • nie muszę się schylać by podnieść piłkę, co jest istotne od jesieni do wiosny, bo nie wieje mi po plecach i nie muszę co chwila obciągać bluzy, czy kurtki
  • nie muszę dotykać mokrej od śliny, błota i trawy piłki, moje ręce wyglądają znośnie i są czyste, zimą mogę założyć normalne bawełniane ciepłe rękawiczki i nie martwię się, że po chwili mi przemokną i będą ociekały śliną lub błotem
  • mniejszy wysiłek przy rzucaniu piłką
  • wyrzutnie nadają się do wszystkich piłek o rozmiarze piłki tenisowej, czyli ok 6,5 cm średnicy, pasują do nich wszystkie piłki Chuckit! w rozmiarze M
  • różne długości - każdy znajdzie odpowiednia dla siebie
  • wiele kolorów do wyboru, a nawet takie, które świecą w ciemności
  • wyrzutnie są lekkie
  • dobrze i pewnie leży w dłoni dzięki rączce o kształcie, który idealnie wpasowuje się w naszą dłoń i układ palców
  • łatwa w czyszczeniu - wystarczy przepłukać pod biedzącą wodą (ekstremalnie w kałuży)
  • odporna na warunki atmosferyczne i psie zęby

Wady wyrzutni do piłek:
  • nie zauważono takowych :) 
  • no może 1 - każda wyrzutnia ma inną długość i nieco inne wygięcie, dlatego do każdej wyrzutni musimy się przyzwyczaić, bo rzuty nie zawsze wychodzą za 1 razem

Moim faworytem jest mała wyrzutnia Chuckit!, bo jak już wspominałam mieści się w kieszeni kurtki lub w saszetce. Idealna na szybkie wybieganie lub poranny niedaleki spacer połączony z aportowaniem. Najważniejsze dla mnie do czyste ręce - nieocenione dla psiarza, zwłaszcza jeśli chcesz po spacerze podjechać autobusem, nie musisz się wstydzić czarnych rąk trzymając się poręczy. No i zimny wiatr nie wieje mi po plecach, bo nie muszę się pochylać po piłkę i dzięki temu ubrania nie podwijają się w górę.

A czy Wy macie i używacie wyrzutni do piłek? Jak dla mnie to najlepszy, podstawowy wynalazek dla psiarza ever, który zdecydowanie upraszcza mi życie i uprzyjemnia spacery.