Jest to blog opisujący perypetie życiowe Tajgi - adoptowanego psa. Znajdziecie tu sporo recenzji psich gadżetów.
ciasteczka
czwartek, 31 marca 2016
Ulubione wegańskie blogi, które najczęściej mnie inspirują
Post został przenisiony na drugiego bloga: weg_Anka_i_jej_świat
środa, 30 marca 2016
Recenzja szelek CRAZY DOG szytych na miarę
Dziś pora na kolejną recenzje, tym razem szelek tzw. "X" firmy Crazy Dog. Kim są Crazy Dog?
tak szelki leżą z profilu |
Zdecydowałam się na ten rodzaj szelek, ponieważ potrzebowałam szelek, które nie będą krępowały ruchów łopatek. Z guardów średnio byłam zadowolona (o tym innym razem). Zamówiłam szelki trixie 2 rodzaje, m.in. te ze zdjęcia poniżej. Cena zachęcała - poniżej 30 zł, opinie użytkowników również. Niestety te szelki są totalnie niedopasowane rozmiarowo! Wybierając rozmiar, który będzie odpowiedni w klatce piersiowej, otrzymujemy produkt, który w karku pasuje na wielkiego psa... efekt? Tajga pasek, który powinien być za przednimi łapami miała niemal w pasie... Może mam nietypowego psa? Kark 44 cm, klatka 60 cm, pasek piersiowy dł. 17 cm, nie wiem, ale Tajga wygląda proporcjonalnie ;)
fot. grafika google |
Tak zaczęło się moje poszukiwanie ludzi/firm/sklepów szyjących szelki na wymiar, w cenie, która nie zabija. Nie było łatwo! Pisałam, gdzie się da na pytanie o szelki typu "X" lub "Y" dostawałam odpowiedź: nie szyjemy, nie robimy, nie da się, nie wiem jak, nie wykonujemy takich, lub koszt ok 150 zł... Byłam gotowa zrezygnować, jakimś cudem w propozycjach polubień na FB wyskoczył mi sklep Crazy Dog i tam zobaczyłam zdjęcie psa w tego typu szelkach. Niezwłocznie napisałam wiadomość prywatną i to było to! Cena 65 zł była przyjemnie zaskakująca (w porównaniu do 150 zł).
z przodu |
Tajga ogólnie nie lubi szelek, unika ich założenia, ale czasem szelki są wygodniejszą i praktyczniejsza opcją niż obroża i dobrze jest mieć, takie które dobrze leżą na psie i nie krępują jego ruchów.
nowiutkie szelki fot. Crazy Dog
Tyle teorii, przejdźmy do praktyki. Tajga dość chętnie przymierzyła nowe szelki - na ich widok nie uciekła od razu do swojej klatki, a to już wielki sukces! Po założeniu nie była mega sfochana, nie garbiła się długo i ostentacyjnie, po wyjściu na spacer otrzepała się raz może dwa i to wszystko. Tajga widocznie stwierdziła, że są faktycznie wygodne ;) Nie wycierają sierści, nigdzie nie uciskają, a co dla mnie najważniejsze - nie przesuwają się! Ani pod ciężarem smyczy, ani podczas biegania, ani podczas trzymania za nie psa, regulowany pasek również nie zmienia co chwile obwodu, jak to bywa w innych szelkach, które mamy. Nic nie trzeba zaszywać i nic nie trzeba, co chwila poprawiać podczas spaceru. Jedyny minus, jaki zauważyłam, to taki, że polar strasznie kumuluje sierść, no ale... taki urok polarów ;)
Taśma brudzi się, jak każda inna, nie miałam jeszcze potrzeby prania szelek w pralce. Czyszcze je na bieżąco po spacerze, mokrą chusteczką dla dzieci, lub szczotką jak do paznokci zwilżoną czysta wodą - kolo nie wyblakł póki co. Mam nadzieje, że w słońcu również nie wyblaknie - zimą było go niestety jak na lekarstwo :(
wygląd szelek w chwili obecnej Reasumując. Nigdy nie miałam w ręku tak lekkich a zarazem solidnych szelek, kolor taśmy jest cudowny - zakochałam się w tym odcieniu niebieskiego, ale ja ogólnie kocham kolor niebieski ;) Już nigdy więcej nie kupię gotowych szelek, dostępnych w sklepach, bo nie spełniają moich oczekiwań, czyli nie są idealnie dopasowane i nieustannie przesuwają się na psie, co przeszkadza mnie i Tajdze. Poniżej jedno ze zdjęć z sesji KynoArt. Więcej zdjęć z sesji znajdziecie TU |
Kontakt z Właścicielami Crazy Dog jest szybki i bezproblemowy, jeśli nie wiemy co i jak zmierzyć na psie dostajemy zdjęcie psa z zaznaczonymi linami do pomiarów. Doradza, pomogą w wyborze. Taśmy z jakich możemy wybierać, są proste, standardowe, klasyczne. Troszkę brakuje wzorzystych, zwłaszcza dla mniejszych psów, ale coś za coś! Kolory taśm są bardzo żywe, intensywne, polary również są dostępne w różnych kolorach. Taśmy mogą mieć różną szerokość. Szycie? Porządne i precyzyjne! Nic nie odstaje, nic się nie pruje, nigdzie nie zwisają nici, Więcej znajdziecie tu sklep Crazy Dog a jeszcze więcej "stworzycie" na indywidualne zamówienie po kontakcie w wiadomości prywatnej ;) Jedyny mankament, to to, że możecie trochę poczekać na realizacje, więc jeśli chcecie mieć coś na konkretną datę dobra rada - zamawiajcie wcześniej!
UWAGA! ta recenzja nie jest sponsorowana! Crazy Dog uzależnia :)
UWAGA! ta recenzja nie jest sponsorowana! Crazy Dog uzależnia :)
niedziela, 20 marca 2016
Mam psa sportowca, jak do tego doszło?
W poprzednim wpisie o lęku separacyjnym wspomniałam, że "niechcąco" i zupełnie przypadkiem zrobiliśmy z Tajgi psiego sportowca. I to całkiem niezłego sportowca, jak na zwykłego, przeciętnego kundla ;) Z mega wydolnością i grubo ponadprzeciętną kondycją.
Dając Tajdze dom totalnie nie miałam pojęcia, że taki niepozorny piesek będzie potrzebował tyle ruchu. Wiedziałam, że 3 spacery to takie optimum, w tym 1 dłuższy, ale... 4 godzinnych maratonów to się nie spodziewałam!
Tajga niszczyła i wokalizowała pod naszą nieobecność, więc żeby ja zmęczyć zakupiłam piłki i łapkę do rzucania. Okazało się, że moja sucz chyba urodziła się z wrodzonym talentem do aportowania ;) W tygodniu przed pracą wychodziłam z nią na godzinny spacer do parku, gdzie spotykała psich kolegów i koleżanki - wtedy myślałam, że to wystarczy - o ja naiwna! To było za mało, spacer wydłużyłam do 1,5 godziny, później do 2 i jeśli tylko rozkład dnia mi pozwalał, to ten czas dochodził do 3 godzin. I... i nic, Tajga była niezmordowana. Pomyślicie, że spacery były mało intensywne? nic bardziej mylnego. Do parku i z parku chodziliśmy szybkim marszem (razem ok 2 km), w parku Tajga aportowała piłki, patyki (z czasem doszło frisbee), szalała z innymi psami, swobodnie biegała - niewiele psów było w stanie ją doścignąć, mimo, że mała miała niespełna rok. W samym parku na ogół też robiliśmy 2-6 km.
W weekendy mimo zmęczenia tygodniem pracy nie odpoczywaliśmy. Łudziłam się, że wyprawą na Pole Mokotowskie (jazda komunikacja miejską była dodatkowym wyzwaniem), czy do Parku Skaryszewskiego i intensywne kilkugodzinne spacery z nami, z komendami, z innymi psami, aport, później pływanie w ciepłe dni rozładują baterie i pokłady energii drzemiące w Tajdze. Efekt? To mi i Michałowi nogi wchodziły w dupę, a Tajga? Tajga radośnie biegała nadal w najlepsze, pare łyków wody i zabawa od nowa.
Jeśli zdarzyło się jej czasem odsypiać spacer, to byłam z siebie dumna, ale najczęściej wracając o godz 16, Tajga już o 20 była gotowa na więcej atrakcji. Jeśli coś ją męczy, to wyzwania psychiczne, nie fizyczne.
Niespełna 2 lata temu wystartowałyśmy w Top Speed Dog na Stegnach - daleko nie mieliśmy. Jak dobrze pamiętam, to tylko ja startowałam z kundlem 100%, który nijak nie przypominał rzadnej rasy. Nie trenowaliśmy, ja nie do końca wiedziałam jak to wygląda, chyba troche zjadł mnie stres, ale Tajga nie była ostatnia ;)
Dziś zainspirowana wpisem innej psiary (koniecznie zajrzyjcie - http://mad-paws.blogspot.com/ ) o ilości zrobionych kilometrów z psem (ponad 500 km) podliczyłam nasz dystans. Mamy 20 marca, czyli 80 dzień roku, co daje:
oczywiście ludzkich km, bo ile Tajga w tym czasie zrobiła to nie wiadomo przez ile trzeba mnożyć... może jakiś licznik w dupce byłby rozwiązaniem ;)
Spacerujemy i trenujemy niezależnie od pogody (mróz, śnieg, wiatr, błoto, deszcz), humoru, pory roku i nie ma, że boli - pies to dla nas stan umysłu, sposób na życie. Co do deszczu, to ku mojej uciesze Tajdze "na stare lata" 😉 odechciało się spacerować podczas dużych opadów deszczu.
A Wy jak długo i jak intensywnie spacerujecie/trenujecie? Macie psa sportowca, czy wręcz odwrotnie - kanapowego leniwca? Czym dla Was są spacery? Dla nas wielką przygodą i zabawą! Poznaliśmy wielu ludzi, znacznie poprawiła się nasza kondycja i odporność, patrzymy na świat z zupełnie innej perspektywy, zmieniły się nasze priorytety, ale o tym będzie oddzielny wpis.
Dobrej nocy! Emotikon tongueoże jakiś licznik w dupce byłby rozwiązaniem? A
chwila przery na ziewanie |
ja biegnę! - poranek |
nadwiślane szaleństwa |
złapię cię! |
potwór z głębin |
z pamiątkowym dyplomem czas 5:07 sec, miejsca nie wpisali :P chyba 17 na 26 psów w M-kach |
80 dni x 6 km (przynajmniej) = 480 km
Spacerujemy i trenujemy niezależnie od pogody (mróz, śnieg, wiatr, błoto, deszcz), humoru, pory roku i nie ma, że boli - pies to dla nas stan umysłu, sposób na życie. Co do deszczu, to ku mojej uciesze Tajdze "na stare lata" 😉 odechciało się spacerować podczas dużych opadów deszczu.
A Wy jak długo i jak intensywnie spacerujecie/trenujecie? Macie psa sportowca, czy wręcz odwrotnie - kanapowego leniwca? Czym dla Was są spacery? Dla nas wielką przygodą i zabawą! Poznaliśmy wielu ludzi, znacznie poprawiła się nasza kondycja i odporność, patrzymy na świat z zupełnie innej perspektywy, zmieniły się nasze priorytety, ale o tym będzie oddzielny wpis.
Dobrej nocy! Emotikon tongueoże jakiś licznik w dupce byłby rozwiązaniem? A
czwartek, 17 marca 2016
Niespodziewany lęk separacyjny u psa - jak sobie poradziliśmy?
Pewnie nie raz i nie dwa słyszeliście o psim lęku separacyjnym. Nie zamierzam wygłaszać tu wykładów ani dawać złotych rad - tego pełno jest w internecie. Czym jest? To złe znoszenie samotności, niechęć psa do pozostawania samemu w domu lub lęk przed porzuceniem/zostawieniem na zawsze. Jak się objawia? Krótko mówiąc objawia się niszczeniem dosłownie wszystkiego (albo tylko rzeczy najbardziej nami pachnących), szczekaniem i wyciem pod nasza nieobecność. Brzmi znajomo? Zapraszam do poznania naszej historii.
Jak już wiecie Tajga mieszkała na tymczasie, miała być psem dość uległym, łatwym w prowadzeniu, niewymagającym i bez większego problemu zostającym w domu pod naszą nieobecność (około 3-6 godzin na dobę). Z tego wszystkiego jedynymi perfekcyjnie opanowanymi rzeczami było załatwianie potrzeb fizjologicznych na dworze, nie wchodzenie na łóżko, znajomość podstawowych komend oraz jakże pomocnej "na miejsce".
Co przyniosła rzeczywistość? Przez pierwsze 2-3 dni rzeczywiście pies ideał :) Najgorsze miało dopiero nadejść... Zniszczone kapcie, nadgryziony dywan, dziura wygryziona w poszwie oraz w kołdrze, poobgryzane metki od koca, od koszulek pozostawionych na krześle, gazety porozrywane na drobniutkie strzępy i widoczne "gniazdo" na łóżku - spała na nim pod nasza nieobecność mimo zakazu. Jak na niespełna ośmiomiesięcznego psa to dość klasyczne zachowanie, więc się nie przejmowałam. Sąsiedzi się nie skarżyli. Jakoś 5 dnia u nas zapytałam sąsiadkę, czy nie słychać psa - okazało się, że szczeka i wyje praktycznie ciągle pod naszą nieobecność... Słabo.
Ani ja ani chyba Ewa sie tego nie spodziewałyśmy, nawet była propozycja oddania jej z powrotem na tymczas, ale postanowiłam być twarda i nie poddać się jak większość ludzi. Najbardziej bałam się wizyt Straży Miejskiej i/lub Policji. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło, a sąsiedzi zapierali się, że oni nic nie słyszą albo, że im pies nie przeszkadza "po to jest żeby szczekał" i "nie okradna nas, bo psa słychać" ;)
Na pierwszy ogień poszedł zakup konga - bałwanka, piłeczek, kości, gryzaków gumowych i snurkowych szarpaków oraz... KLATKI KENNELOWEJ. Po złożeniu klatki od razu weszła do środka, obwąchała ją i chciała się położyć na swoim kocu, który tam włożyłam. Przeszkadzał jej w tym hałas metalowej podłogi, która stukała lekko podczas jej ruchów. Podłoga została wyjęta a klatka zaakceptowana - sama chętnie do niej wchodziła i spała. Od tej pory karmienie tylko w klatce. Nawet jak miałam gorszy humor, to Tajga szła do klatki, żeby mi nie przeszkadzać - to był jej azyl, tam czuła się dobrze, była bezpieczna. Mimo, że wiedziałam na czym polega klatkowanie, to na początku było mi szkoda zamykać w niej Tajgę - to jej przejmujące spojrzenie... Dostała szanse. Na czas nieobecności zostawała w małym przedpokoju ze stertą zabawek, gryzaków, kongiem i otwarta klatką, w której miała koc i nasze koszulki na pocieszenie. W posłanie nie inwestowałam, bo koc z dnia na dzień przypominał coraz bardziej ser szwajcarski ;) Jak było? Nijak, kong ja nie interesował, zabawki i cała reszta leżały w takich pozycjach jak jej zostawiłam, a wyć i szczekać zaczynała często, jak byłam na parterze (mieszkaliśmy na 4 piętrze). Zdarzały się dni, kiedy wokalizowała tylko 15-20 min., ale bywały i takie, że dawała czadu całe 4 godziny... Klamka zapadła i Tajga była klatkowana po tym, jak oderwała i poobgryzała listwę przypodłogową oraz zerwała trochę tapety ze ściany.
Zabawa w zamykanie na chwilę, ubieranie się i wychodzenie, aby ją przyzwyczaić do klatki nie bardzo działała - mała spryciula czuła, że nie wychodzimy na dłużej i była cicho. Jak wychodziłam do pracy szczekała i wyła prawie zawsze, Michał miał więcej szczęścia - kiedy on wychodził rzadziej koncertowała. To ze mną Tajga była i jest mocniej związana. to mnie bardziej słucha, ze mną lepiej pracuje. W klatce często był sajgon, niekiedy klatka była przesunięta - pewnie skakała i chciała się wydostać.
Ile to trwało? Jakieś 4 miesiące, po tym okresie sporadycznie wokalizowała pod naszą nieobecność. Sytuacja uległa dużemu pogorszeniu po 4 dniach spędzonych w domowym hotelu dla psów (wyjechaliśmy na festiwal w Jarocinie). Po powrocie Tajga szła ze mną nawet do łazienki, chyba panicznie bała się, że ja porzucimy :( mi pękało serce, co nie ułatwiało sprawy. Uprzedzając komentarze, hotelik był polecony przez zaprzyjaźnioną osobe i sprawdzony. Do tego wszystkiego Tajga miała ciąże urojoną - normalnie extra, wszystko na raz. Wycie i szczekanie powróciło ze zdwojona siłą. Stopniowo wszystko wracało do normy, po jakimś roku od zamieszkania z nami, Tajga zaakceptowała nasze wyjścia. Nawet przeprowadzkę zniosła celująco! Znów trafiliśmy na cudownych sąsiadów, którym ewentualne szczekanie nie przeszkadza.
Powiecie pewnie dlaczego nie behawiorysta? - kasa, duuużaaa kasa i brak gwarancji poprawy sytuacji. Kolejny powód dlaczego nie współpracowaliśmy ze specjalistą? - metody pozytywne, smaczki, smaczki, smaczki... Tajga jest psem, który potrzebuje stanowczości, niekiedy skarcenia i zdominowania - w przeciwnym wypadku, to ona wejdzie człowiekowi na głowę. Wybiegając na przeciw możliwym oskarżeniom - nie, nie znęcam się nad psem :P i wiem, co działa, a co nie działa na mojego psa.
Powiecie, że była znudzona, że miała za mało aktywności? Nic bardziej mylnego! Dużo słyszałam i czytałam, że psa trzeba porządnie zmęczyć przed wyjściem w domu, bo w teorii ma to zagwarantować sen zwierzaka pod naszą nieobecność. W teorii... Tajga okazała się psem z bardzo dobrą kondycją, nie za bardzo męczyły ją 5-10 km spacery lub intensywny aport. Wpadliśmy w błędne koło, wymyślaliśmy coraz to nowe rozrywki, wydłużaliśmy w miare możliwości spacery. Kondycja Tajgi rosła, więź z nami również rosła, a problem nie znikał. Niechcąco i zupełnie przypadkiem zrobiliśmy z naszego psa sportowca-wyczynowca, można rzec cyborga ;) Ale o tym w następnym wpisie!
Na zakończenie dodam, że tylko cierpliwość i wyrozumiali sąsiedzi są w stanie pomóc przetrwać okres lęku separacyjnego u psa i... ŁÓŻKO!!! Tak, tak dokładnie łóżko - dobrze czytacie, a dokładnie spanie psa z nami w łóżku. Tylko UWAGA! - nie próbujcie tego sami w domu ;) bo generalnie zwiększenie bliskości z psem może, ale nie musi nasilić objawy lęku. U nas pomogła mało znana i chyba kontrowersyjna teoria, że pies (tak jak wilki) potrzebuje bliskości ze stadem, musi mieć zapewnione poczucie bezpieczeństwa. A kiedy mają to robić wilki/psy, jeśli nie podczas snu? Powiecie, że to bzdura? - trudno na moja Tajgę działa! Metodę dobiera się do psa, nigdy odwrotnie! Temat psa w łóżku również rozwinę innym razem.
Ciekawa jestem, czy Wy też zmagaliście się z tym problemem, może aktualnie się z nim borykacie? Obecnie od +/- półtora roku Tajga widząc, że zbieramy się do wyjścia idzie grzecznie do klatki, kładzie się i oblizuje patrząc w kierunku wiaderka z gryzakami. Mam wrażenie, że to niestety coraz powszechniejsza psia przypadłość.
Oba zdjęcia z poprzedniego mieszkania |
Co przyniosła rzeczywistość? Przez pierwsze 2-3 dni rzeczywiście pies ideał :) Najgorsze miało dopiero nadejść... Zniszczone kapcie, nadgryziony dywan, dziura wygryziona w poszwie oraz w kołdrze, poobgryzane metki od koca, od koszulek pozostawionych na krześle, gazety porozrywane na drobniutkie strzępy i widoczne "gniazdo" na łóżku - spała na nim pod nasza nieobecność mimo zakazu. Jak na niespełna ośmiomiesięcznego psa to dość klasyczne zachowanie, więc się nie przejmowałam. Sąsiedzi się nie skarżyli. Jakoś 5 dnia u nas zapytałam sąsiadkę, czy nie słychać psa - okazało się, że szczeka i wyje praktycznie ciągle pod naszą nieobecność... Słabo.
Ani ja ani chyba Ewa sie tego nie spodziewałyśmy, nawet była propozycja oddania jej z powrotem na tymczas, ale postanowiłam być twarda i nie poddać się jak większość ludzi. Najbardziej bałam się wizyt Straży Miejskiej i/lub Policji. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło, a sąsiedzi zapierali się, że oni nic nie słyszą albo, że im pies nie przeszkadza "po to jest żeby szczekał" i "nie okradna nas, bo psa słychać" ;)
Na pierwszy ogień poszedł zakup konga - bałwanka, piłeczek, kości, gryzaków gumowych i snurkowych szarpaków oraz... KLATKI KENNELOWEJ. Po złożeniu klatki od razu weszła do środka, obwąchała ją i chciała się położyć na swoim kocu, który tam włożyłam. Przeszkadzał jej w tym hałas metalowej podłogi, która stukała lekko podczas jej ruchów. Podłoga została wyjęta a klatka zaakceptowana - sama chętnie do niej wchodziła i spała. Od tej pory karmienie tylko w klatce. Nawet jak miałam gorszy humor, to Tajga szła do klatki, żeby mi nie przeszkadzać - to był jej azyl, tam czuła się dobrze, była bezpieczna. Mimo, że wiedziałam na czym polega klatkowanie, to na początku było mi szkoda zamykać w niej Tajgę - to jej przejmujące spojrzenie... Dostała szanse. Na czas nieobecności zostawała w małym przedpokoju ze stertą zabawek, gryzaków, kongiem i otwarta klatką, w której miała koc i nasze koszulki na pocieszenie. W posłanie nie inwestowałam, bo koc z dnia na dzień przypominał coraz bardziej ser szwajcarski ;) Jak było? Nijak, kong ja nie interesował, zabawki i cała reszta leżały w takich pozycjach jak jej zostawiłam, a wyć i szczekać zaczynała często, jak byłam na parterze (mieszkaliśmy na 4 piętrze). Zdarzały się dni, kiedy wokalizowała tylko 15-20 min., ale bywały i takie, że dawała czadu całe 4 godziny... Klamka zapadła i Tajga była klatkowana po tym, jak oderwała i poobgryzała listwę przypodłogową oraz zerwała trochę tapety ze ściany.
robótki Tajgi zębuszki na kszulce tatusia |
"pokoik" Tajgi na co dzień |
Powiecie pewnie dlaczego nie behawiorysta? - kasa, duuużaaa kasa i brak gwarancji poprawy sytuacji. Kolejny powód dlaczego nie współpracowaliśmy ze specjalistą? - metody pozytywne, smaczki, smaczki, smaczki... Tajga jest psem, który potrzebuje stanowczości, niekiedy skarcenia i zdominowania - w przeciwnym wypadku, to ona wejdzie człowiekowi na głowę. Wybiegając na przeciw możliwym oskarżeniom - nie, nie znęcam się nad psem :P i wiem, co działa, a co nie działa na mojego psa.
Powiecie, że była znudzona, że miała za mało aktywności? Nic bardziej mylnego! Dużo słyszałam i czytałam, że psa trzeba porządnie zmęczyć przed wyjściem w domu, bo w teorii ma to zagwarantować sen zwierzaka pod naszą nieobecność. W teorii... Tajga okazała się psem z bardzo dobrą kondycją, nie za bardzo męczyły ją 5-10 km spacery lub intensywny aport. Wpadliśmy w błędne koło, wymyślaliśmy coraz to nowe rozrywki, wydłużaliśmy w miare możliwości spacery. Kondycja Tajgi rosła, więź z nami również rosła, a problem nie znikał. Niechcąco i zupełnie przypadkiem zrobiliśmy z naszego psa sportowca-wyczynowca, można rzec cyborga ;) Ale o tym w następnym wpisie!
Na zakończenie dodam, że tylko cierpliwość i wyrozumiali sąsiedzi są w stanie pomóc przetrwać okres lęku separacyjnego u psa i... ŁÓŻKO!!! Tak, tak dokładnie łóżko - dobrze czytacie, a dokładnie spanie psa z nami w łóżku. Tylko UWAGA! - nie próbujcie tego sami w domu ;) bo generalnie zwiększenie bliskości z psem może, ale nie musi nasilić objawy lęku. U nas pomogła mało znana i chyba kontrowersyjna teoria, że pies (tak jak wilki) potrzebuje bliskości ze stadem, musi mieć zapewnione poczucie bezpieczeństwa. A kiedy mają to robić wilki/psy, jeśli nie podczas snu? Powiecie, że to bzdura? - trudno na moja Tajgę działa! Metodę dobiera się do psa, nigdy odwrotnie! Temat psa w łóżku również rozwinę innym razem.
rodzinne nocne łóżeczkowanie, dlatego jakość słaba |
niedziela, 13 marca 2016
Test PULLERA - rozmiar standard
PULLER - co to takiego?
"jest uniwersalnym urządzeniem treningowym dla psów, dzięki któremu Państwa pupil będzie w doskonałej kondycji, a także rozwiąże on takie problemy, jak:
Unikalność urządzenia treningowego PULLER polega na tym, że dostarcza ono konieczne obciążenie na wszystkie partie mięśni psa. Zaledwie 3 proste ćwiczenia w ciągu 20 minut dają psu obciążenie odpowiadające 5 km biegu w intensywnym tempie, albo 2-godzinnemu treningowi z instruktorem na placu". - za Fb Puller in Poland
Zabawka dedykowana jest do intensywnego treningu, w internetach głównie napotykamy na filmiki z psami TTB, ale według mnie każdy pies może trenować z PULLEREM! - trzeba tylko dobrać odpowiedni rozmiar ;) Rozmiar mini jest przecież dedykowany dla szczeniaków oraz psów małych ras.
Wiele mogłabym pisać o tej zabawce, bo dla nas jest genialna! To jak dotąd jedna z najlepszych zabawkowych inwestycji (obok ażurków, ale o nich innym razem). Tajga wariuje na jego widok, jest zaangażowana całą sobą w zabawę i ciągle jej mało. Poniżej filmiki z Tajgą w roli testerki. Póki co ćwiczymy z użyciem jednego PULLERA, bo skupiamy się na treningu frisbee, a obecnie na przygotowaniach do Dog Games Spring 2016, ale po sezonie planuje wdrożyć intensywniejszy trening z PULLEREM w roli głównej.
"jest uniwersalnym urządzeniem treningowym dla psów, dzięki któremu Państwa pupil będzie w doskonałej kondycji, a także rozwiąże on takie problemy, jak:
- agresja,
- nieposłuszeństwo,
- nadwaga.
- jest lekki,
- jest mocny,
- utrzymuje się na wodzie,
- nie powoduje urazów
- jest bezwonny.
Unikalność urządzenia treningowego PULLER polega na tym, że dostarcza ono konieczne obciążenie na wszystkie partie mięśni psa. Zaledwie 3 proste ćwiczenia w ciągu 20 minut dają psu obciążenie odpowiadające 5 km biegu w intensywnym tempie, albo 2-godzinnemu treningowi z instruktorem na placu". - za Fb Puller in Poland
Rozmiar - posiadamy PULLER w rozmiarze standard (wymiary: 28cmx4,3cm, waga 2x265g), kupiliśmy go tu: Toys4Dogs
To, jak do tej pory najdroższa zabawka/akceria treningowe jakie posiadamy. Z zamiarem zakupu nosiłam się od około roku! W końcu 73 zł za coś, czym nie wiadomo na pewno, że pies się zainteresuje to sporo. Obawy okazały się bezpodstawne ;) Chociaż po wyjęciu z paczki, na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie ma szans, że Tajga go obejmie, że będzie w stanie się nim bawić - uff... tylko mi się tak wydawało. Długo myślałam, mierzyłam, porównywałam w wyobraźni rozmiar mini i standard. Wiedziałam, że mini będzie za mały, ale miałam obawy, że do standardowej wersji Tajga jest nieco za mała. Z doświadzczenia polecam dla średnich psów wersje standard, dla większych raczej też, bo rozmiar maxi to "opona" i pewnie nie każdy pies będzie umiał się tym bawić.
PULLER chwile po rozpakowaniu, Tajga już testowała - ślady zębów |
zdj, po prawie 4 miesiącach dość intensywnego używania (kolor nieco przekłamany) |
Kamionkowsie Błonia Elekcyjne
Park Skaryszewski
Jeśli ktoś się waha - kupić, nie kupić - my polecamy! No chyba, że... Twój pies nie jest zainteresowany zabawkami, to nawet najdoskonalsza recenzja, czy najnowszy i najdroższy model zabawki bez Twojej pracy z psem nie zmienią tego faktu! Testów w wodzie jeszcze nie było... z niecierpliwością czekamy na cieplejsze dni, aby rozpocząć sezon wodowania psa :) Niech Was nie zmylą ślady zębów! - zabawka nadal śmiga jak nówka sztuka! Ma strukturę bardzo przyjemną dla psiego pyszczka i zębów.
Jak wygląda u nas kwestia noszenia Pullera/ów na szyi? - nijak! Tajga jest za drobna, w naszym psio-ludzkim duecie, to ja moge sobie ponosić zabawkę na szyi, jeśli nie chcę brać plecaka lub mieć wolne ręce w parku ;)
może czas tak wychodzić na ulicę? ;) |
A Tajga? jak widać - biega, łapie, aportuje, szarpie się i przeciąga, często też skacze i robi slalom między nogami za PULLERem, tylko z zawisaniem na nim ma problem - pyszczek za delikatny ;)
Jeśli jesteście z Warszawy i interesuje Was zakup PULLERA to polecam sklep Red Dog . Jeśli szukacie czegoś innego, zapytajcie o możliwość sprowadzenia ;)
Macie jakieś pytania dotyczące tego psiego gadżetu? Śmiało! zadajcie je w komentarzu, a w miarę mojej wiedzy na pewno postaram się odpowiedzieć. Wszystkim psiarzom i ich psiakom życzę udanego, aktywnego i długiego niedzielnego spacerku! My wybieramy się dzisiaj z najlepszym psijacielem Tajgi, Jogim nad Wisłę.
wtorek, 8 marca 2016
Czym karmię mojego psa
Dziś będzie o żywieniu Tajgi, bo o tym, co ja jem już było.
I to był strzał w 10! Na Bricie Care Tajga jest już ponad 2 lata, dokładnie chyba 2 lata i 3 miesiące. Po około pół roku zaczęła grymasić, więc kupiłam jej wersje smakową z łososiem
I kolejny "kupowy sukces" ;) chociaż miałam obawy jak zareaguje na inne białko - niepotrzebnie. Zachęcona bardzo dobra tolerancją karmy skusiłam się na wersje z dziczyzną - znów rewelacja!
W obecnej chwili na rynku są dostępne ulepszone karmy Brit Care - II generacja. Mają więcej mięsa i składników wspierających stawy. Najbardziej cieszy mnie fakt, że pojawiła się bardzo dobra wersja karmy dla psów aktywnych - Brit Care Endurance Duck&Rice
Nie wiem, czy te karmy tak świetnie smakują, czy też moja Tajga jest wszystkożerna :D ;) Nie grymasi, nie zostawia nic w misce, chętnie zjada, ba! chciałaby jeszcze, mimo tego, że dostaje więcej niż producent przewiduje. Jest po sterylizacji, ale nie tyje. Z 10 kg w wieku 8 miesięcy doszła do 13-13,5 kg w wieku prawie 3 lat, ale mocno rozbudowała się jej klatka piersiowa i mięśnie - one swoje tez ważą. Nigdy żaden weterynarz nie pytał nas o żywienie, nie zachęcał do kupienia u niego karmy - to chyba sukces, bo podobno weci często namawiają do zakupu karmy u nich.
Byłabym zapomniała, Tajga miewa fazy na banany i jabłka, ale nie wszystkie jej smakują. Bardzo chciałaby pić ze mną koktajle bananowo-szpinakowe na mleku sojowym, ale nie są one szczególnie wskazane dla psów ;)
Rada dla zainteresowanych karmą? Sprawdzajcie ceny! w zależności od generacji karmy oraz wersji smakowej ceny moga się wahać od 110 zł do nawet 230 zł za worek 12 kg. Chyba nikt z nas nie lubi przepłacać? ;)
W chwili obecnej cieszy mnie dostępność karmy, jak zaczynałam karmić Britem Care Tajgę było o wiele gorzej. Naszym podstawowym sklepem stał się http://zoo-dragon.pl/. Jeśli jesteście z Warszawy możecie zapytać o możliwość zamówienia jej w sklepie http://reddog.sklep.pl/ - dostawa w mieście gratis i możliwość ugadania się na pasujący nam dzień i godzinę (nie to co z firmami kurierskimi...)
Gryzaki? tylko żwacze i testowane od niedawna tchawice przecięte na mniejsze kawałki. Po wszelkich łapkach, uszach, skórach, kościach były problemy - jak nie sraczka, to zatwardzenie...
Wiem, że są lepsze karmy, ale i cena wyższa, Skoro ta nam służy, to po co kombinować i przepłacać? Barf nie wchodzi w grę - mała lodówka, praktycznie brak zamrażalnika, rozstrojenie psa, suplementacja, odmierzanie porcji, badania, a pomimo tego i tak można psu narobić szkody.
Zachęcona opiniami, jakiś czas temu kupiłam 15 kg worek karmy Black Angus Adult firmy Markus-Mühle wołowina z kaczką i śledziem. Niby bez konserwantów i bardziej naturalna niż Brit Care, ale coś poszło z nia nie tak u Tajgi. Kupy były duże, często lekko luźne, a ich ilość potrafiła dochodzić często do 6 na dobę... :/ Podobno u psów aktywnych, sportowych ta karma długo zalega w jelitach i dlatego takie efekty przy każdym najmniejszym wysiłku.
Jestem ciekawa, co u Waszych psów sprawdza się najlepiej, jak szybko udało sie Wam odlaleźć najlepszą karmę/sposób odżywiania?
A i jeszcze jedno - żadna firma i żaden sklep nie sponsorowali tego wpisu! ;)
piątek, 4 marca 2016
Jak to się stało, że mam psa?
No właśnie, jak to się stało, że mam psa? - najwspanialszą, najukochańszą, najmądrzejszą, naj... TAJGĘ. Cóż... przypadkiem!
Psy (i koty) towarzyszyły mi całe życie - już jako 4-latka przyniosłam do domu swojego pierwszego psa, malutkiego biało-czarnego szczeniaczka. Teraz już wiem, że psów nie można ot tak sobie rozmnażać, wtedy jako dziecko nie byłam tego świadoma... Pies okazał się być sunią... no, ale nie o tym jest ten wpis!
Zamarzyło mi się zostać domem tymczasowym, ale trochę się bałam. Brakowało mi zwierzaka. Michał (mój facet) podpuścił mnie, że skoro tak bardzo chce, to możemy się jakimś zaopiekować. Pracę mieliśmy taką, że czasu dla psa trochę mieliśmy. Mieszkaliśmy wtedy w wynajmowanej kawalerce na 4 piętrze, bez windy. Nie pytałam, co właścicielka na to - wiem mało rozsądnie, ale wyszło dobrze :) Odezwałam się do przyjaciółki - Ewy, która ma swoje zwierzaki plus pomaga bezdomniakom, znamy się od przedszkola. To był początek listopada 2013 r. chyba piątek, w niedzielę wieczorem psiak był już z nami. Szybka akcja.
Trafiła do nas w wieku mniej więcej 7-8 miesięcy, znaleziona w lesie jak miała ok. 2-3 miesiące. Mała przez pewien czas mieszkała w szpitalnej klatce w Multiwecie - przy okazji z poważniejszymi sprawami, czy badaniami specjalistycznymi jeźdźimy właśnie tam. Nawet nie chce wiedzieć jak tam trafiła, jakim cudem przeżyła, co stało się z jej matką, z rodzeństwem... nie wiem jakim trzeba być człowiekiem, żeby wyrzucić psie dziecko. I tak Tajga miała szczęście, że ja wyrzucono, a nie zabito. Miała zostać u nas dopóki nie znajdzie domu, ale więź, która nas połączyła sprawiła, że już po 3 dniach nie wyobrażałam sobie oddania jej komuś innemu. Wtedy jeszcze sama przed sobą się do tego nie przyznawałam, chyba po około tygodniu, może 2? nie pamiętam, klamka zapadła - Tajga oficjalnie zamieszkała z nami na zawsze! Z perspektywy czasu, wiem, że była to decyzja serca i intuicji a nie rozsądku.
Miała nie sprawiać problemów i nic nie wskazywało, na to, jaka z niej sportsmenka i bestia ;) Ale to już historie na oddzielne wpisy!
fot. Pani Ania, wiosna 2015 r. |
Zamarzyło mi się zostać domem tymczasowym, ale trochę się bałam. Brakowało mi zwierzaka. Michał (mój facet) podpuścił mnie, że skoro tak bardzo chce, to możemy się jakimś zaopiekować. Pracę mieliśmy taką, że czasu dla psa trochę mieliśmy. Mieszkaliśmy wtedy w wynajmowanej kawalerce na 4 piętrze, bez windy. Nie pytałam, co właścicielka na to - wiem mało rozsądnie, ale wyszło dobrze :) Odezwałam się do przyjaciółki - Ewy, która ma swoje zwierzaki plus pomaga bezdomniakom, znamy się od przedszkola. To był początek listopada 2013 r. chyba piątek, w niedzielę wieczorem psiak był już z nami. Szybka akcja.
fot. Ewa - Tajga jako szczeniak na tymczasie |
fot. Ewa - Tajga jako szczeniak na tymczasie |
Tajga u nas, chyba 2 dnia - widzicie to spojrzenie? jak mogłam jej nie pokochać? |
Ewa, jeszcze raz, tym razem na blogu, dziękuje Ci bardzo, bardzo, bardzo za Tajgę. Nie wyobrażam sobie bez niej życia! Chociaż nie powiem, bywały z nią przeboje i do tej pory nie możemy narzekać na nudę ;)
A jaka jest Wasza historia? Czekamy na komentarze!
wtorek, 1 marca 2016
Subskrybuj:
Posty (Atom)