Wiosna przyszła... w końcu! Kocham te pierwsze ciepłe dni, promienie słońca padającą na moją twarz, coraz dłuższy dzień, wiosnę kocham też za powrót do normalnych i regularnych treningów frisbee i możliwość jeszcze dłuższych spacerów.
Wiosna przyszła... a wraz z nią psie gówna rozkwitły w całej swej krasie dosłownie wszędzie, ale ten post nie będzie o morzy psiego gówna - na to szkoda czasu i nerwów, walka z wiatrakami jest chyba prostsza od walki z gównem...
Wiosna przyszła... a wraz z nią nagły, gwałtowny i zdaje się, że niekończący wysyp różnorodnych psów i pieseczków oraz ich właścicieli, których nikt nigdzie i nigdy nie widział od października. Mamy marzec, więc to praktycznie pół roku, ja się pytam, gdzie te psy się załatwiały przez długie 6 miesięcy? Czy te psy wychodziły dalej niż przed blok? Ludzie, czy Wy te psy kuwetujecie, jak koty? Ja się nie czepiam małych i miniaturowych ras, psów bez podszerstka, nie każde nikomu robić 15 km przy -15 stopniach, ale do jasnej ciasnej wychodźcie ze swoimi psami na dłużej niż 5 min przed blok! Przez wasze dziwne zwyczaje dziczejecie Wy i Wasze psy, tak ludzie bywają gorsi niż psy, zwłaszcza ci, którzy wypełzli z ciepłego domku po półrocznym zimowym śnie i nie potrafią nawet utrzymać psa na smyczy. Te psy aż kipią z energii i frustracji - smutny widok... ale kto jest temu winien i kto obrywa? Jasne, że to moja wina, że pies A ciągnie pana na drzewo a pies B ujada na smyczy jak opętany i poddusza się na obroży. Dobrze czytacie, to moja wina i mojej suki, która idzie luzem parkową alejką, Tajga tuptająca najdalej w odległości pół metra od mojej nogi, niepodchodząca do psów na smyczy, nie szczekająca, ba nawet nie bardzo patrząca na nie jest winna temu, że ktoś nie panuje w najmniejszym stopniu nad swoim pieseczkiem. Ogarnijcie swoje psy! Poświęćcie im trochę czasu! Fajnie tak wyładowywać frustracje na innych? Trafia Was coś jeśli widzicie, że inne psy w przeciwieństwie do Waszych są karne i ogarnięte? To wypracujcie to! To nie nasza wina, że mamy ułożone psy a Wy nie!
Kolejna bardzo niemiła sytuacja z niedzieli. Spacerujemy brzegiem łączki z Jogim, omijamy psy, nagle podbiega do nas młody amstaff i 2 lub 3 inne psy (za duże zamieszanie nie wiem dokładnie). Tajga zaczyna się wkurzać odgania psy, coraz bardziej szczeka i miota się a psy w najlepsze bawią się, mało tego amstaff nieustannie skacze po mnie... właścicieli nie widać. Cała moja praca z suką nad omijaniem psów i nie wdawaniem się w konflikty poszła się jebać! Cofnęłyśmy się do punktu wyjścia lub nawet dalej przez debilne, namolne psy i właścicieli z zasadą "róbta co chceta". Nie wytrzymałam. Ryknęłam jak lwica na całą łączkę sypiąc przy okazji kur***i na lewo i prawo, żeby zabrać te psy i gdzie są właściciele. Psy się chyba przestraszyły, bo zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nikt nie przeprosił, nikt nie odwoływał psów, ale po chwili na łączce zrobiło się prawie pusto. I dobrze! Zarzucicie mi, że nie panuje nad sobą, że jestem sfrustrowana, tak to wszystko prawda, tylko do cholery jak ma być inaczej? Chce żeby Tajga chociaż raz w tygodniu spotkała się z Jogim, bo uwielbia jego towarzystwo, mamy stać na środku ulicy żeby psy nie podbiegały i nie były natrętne? Powiecie, że można iść gdzie indziej, otóż nie, nie można! Wszystkie parki roją się od beztroskich, nieogarniętych i chamskich ludzi - takie kwiatki rozkwitają wraz z cieplejszymi dniami. Można do lasu powiecie, otóż nie, nie można! Tam nie spuścimy psów żeby mogły się pobawić, pobiegać i eksplorować teren, do tego masa robactwa, dzika zwierzyna i jeszcze można trafić na myśliwych, którzy nie odróżniają człowieka od dzika, no i dojazd, który jest uciążliwy.
Mam dość. Zwyczajnie, po ludzku moje wszystkie granice zostały przekroczone. Kupie gaz, zacznę chodzić z kijem albo prętem lub zacznę miotać o ziemie psami, które bez mojej zgody naruszają naszą bezpośrednią strefę komfortu. Każdy ma prawo do przestrzeni osobistej! Mój pies nie musi bawić się z każdym! Nie musi się witać z obcymi psami! Nie będę mojej suki ciągle narażała na kontakty z niezrównoważonymi psami! Na samym końcu dodam, że nie życzę sobie żeby obce, cudze psy skakały po mnie, bo nie jestem ich zabawką! Jest też kwestia zabrudzonego od stóp do głów ubrania.
Nie tylko ja mam takie problemy, znajomi psiarze, którzy mają ogarnięte psy i sami znają chociaż trochę psi język i behawior też mają powoli dość tego wszystkiego. Niestety ludzie w 95% na uprzejme prośby o zabranie psa nie reagują, udają, że nie słyszą, tłumaczą, że ich pies się nie odwoła, że chcę się tylko przywitać, że on tak ma lub to tylko szczeniak itp itd. Przestałam się prosić i przepraszać, że żyję, bo chce spokojnie pospacerować lub poćwiczyć coś z Tajgą. Zaczęłam rzucać przekleństwami na prawo i lewo - działa! Mam w dupie, co inni o mnie myślą, dobro i bezpieczeństwo oraz komfort psychiczny mojego psa jest dla mnie najważniejszy. Nie zamierzam pozbawiać mojej suki spacerów i treningów, bo inni nie panują nad swoimi psami.
Czas przerzucić się na wstawanie o 4-5 rano i poranne długie spacery, wtedy ryzyko spotkania ludzi i psów opisanych wyżej maleje praktycznie do 0. Jeśli wtedy kogoś spotykamy, to są to na ogół przemiłe osoby, psiarze z krwi i kości, którzy rozumieją charakterek Tajgi i nasze potrzeby, ba nawet nasze psy potrafią się polubić i odbywać bardzo fajne wspólne spacery połączone z eksploracją, bo Tajga nie bawi się z każdym psem.
Dodam jeszcze, że jeśli inny pies nie zaczyna podbijać do Tajgi, nie prowokuje jej, nie próbuje na mnie wskoczyć, to moja suka bez smyczy, przy nodze potrafi nawet w dość bliskiej odległości wyminąć się po lekkim łuku z niemal każdym psem i nawet okiem nie mrugnie. Bardzo źle na nią wpływają niestabilne, rozemocjonowane i nachalne psy. Jeśli je odpędzam (moja suka również) one uważają to za świetna zabawę i stają się jeszcze bardziej namolne, do tego stopnia, że przez pół parku potrafią za nami iść i zaczepiać. Ręce opadają...
Ludzie, poświęćcie choć trochę czasu na szkolenie Waszych psów! Nie utrudniajcie życia innym! Przez Was coraz bardziej nienawidzę ludzi, zwłaszcza psiarzy, którzy sami nie wiedza po co mają swojego psa i pozwalają mu totalnie na wszystko. Już nie wiem sama, czy mam wyć z bezradności czy może lepiej pozabijać niektórych? A co jeśli w końcu któryś z tych podbiegaczy okaże się agresorem i ugryzie mnie lub Tajgę...? Tajga niestety miała już kilka niegroźnych zajść i zranień od zębów, fizycznie nic jej nie było, ale w jej psychice odcisnęło to niestety piętno na zawsze.
Tak ten post jest bardzo emocjonalny, pełen złości, chwilami nienawiści i jadu, ale inaczej nie mogę pisać o tym problemie. Mam zwyczajnie dość! Zawsze kochałam ciepłe, wiosenne dni a teraz mając psa kocham mrozy, wiatry, deszcze i śniegi, bo wtedy ludzie i psy nie wychodzą z domów, a ja i moja suka możemy cieszyć się tylko sobą i pracować w spokoju.
Dzisiejszy wpis celowo ma tylko jedno zdjęcie. Tak wygląda zrelaksowana, szczęśliwa Tajga kiedy spaceruje ze swoim ukochanym Jogim i nikt nam nie przeszkadza. Nie idealizuje jej, wiem jaka jest, ale większość jej problemów wynika z chorych sytuacji, z którymi musi się zmierzyć. Ona sama nie stwarza sobie problemów na siłę i nie szuka guza.
Ciekawa jestem Waszych doświadczeń w kontaktach z innymi psiarzami i psami, mam tu na myśli obcych, a nie znajomych. Może tylko w Warszawie problem jest aż tak poważny? Chociaż myślę, że to niestety powszechne zjawisko. A i darujcie sobie proszę teksty, że jak chce mieć trochę przestrzeni tylko dla siebie, to muszę sobie kupić działkę/dom z ogrodem. Prawda jest taka, że bez pytania i mojej zgody żaden obcy pies nie ma prawa się do nas zbliżyć. To, że mam ogarniętą sukę nie oznacza, jak sugerują niektórzy, że ma stać cierpliwie i znosić jak inny pies wkłada jej pół niucha w tyłek i skacze po niej i po mnie. To jest patologiczne wręcz i takie sytuacje nie powinny mieć nigdy miejsca. Sama nie pozwalam obcym ludziom na ulicy na takie zaczepianie mnie i na ogół tacy obrywają bez ostrzeżenia w krocze lub z prawego sierpowego w twarz. Ja i moja suka mamy prawo się bronić. Koniec. Kropka.