ciasteczka

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Wodne (i nie tylko!) zabawki dla psa [cz.1] Jolly Ball Tug'n Toss ø 11cm - piłka dla psa z uchwytem

Jolly Ball Tug 'n Toss piłka o średnicy 11 cm z uchwytem
dostępna również w rozmiarach:
15 cm, 20 cm, 25 cm.

"Piłka z uchwytem to zabawka która stanowi doskonałą rozrywkę dla psów a także dla koni. Doskonale odbija się od podłoża, toczy się, nadaje się do gry 'w nogę'. Uchwyt piłki umożliwia pochwycenie i noszenie jej. Ten drobny dodatek znacząco zmienia oblicze zwykłej piłki stwarzając w ten sposób nowe możliwości zabawy.

Piłka wykonana jest z nietoksycznego plastiku co oznacza, że:
  • doskonale odbija się od podłoża,
  • pływa w wodzie
  • nie wymaga pompowania
Cechy produktu:
  • Średnica: 11 cm
  • Orientacyjna waga produktu: 370g
Kolory: czerwony, niebieski, różowy, jasnoniebieski.

Zalety Jolly Ball:
  • uchwyt piłki daje nowe możliwości zabawy
  • doskonale odbija się od podłoża
  • pływa w wodzie
  • nie wymaga pompowania
  • do zabawy w domu, na dworze, nad wodą" [opis ze sklepu Toys4Dogs]
Nieudana próba wzięcia piłki do pyszczka
Jak się ma teoria do praktyki?

Myślałam, że piłka będzie nieco bardziej miękka, a tymczasem okazała się być twarda, bardzo lekka (jak na piłkę tej wielkości), pusta w środku. Ma otworek, którym podczas wodnych zabaw dostaje się do środka woda, ale na szczęście piłka nie tonie przez to. Trochę trudno jest wylać wodę ze środka, albo ja zwyczajnie nie mam do tego cierpliwości, więc może się Wam zdarzyć za kilka dni mała mokra niespodzianka, bo coś pocieknie z piłki przy jej przekładaniu, czy pakowaniu np. do plecaka. Piłka ma delikatny, przyjemny zapach - mi przypomina nutkę wanili lub dobrej jakości gume balonową ;) Na pewno nie śmierdzi chamską gumą, czy plastikiem.

Poniżej filmik, na którym widać, jak piłka zachowuje się w wodzie i na lądzie oraz jak radzi sobie z nią Tajga.


Tajga nie ma możliwości wzięcia tej piłki do pyszczka - taki jest zamysł zabawki, trochę martwiłam się, że piłka nie wzbudzi jej zainteresowania, że nie będzie jej wygodnie trzymać ja za uchwyt. Na szczęście się myliłam i Tajga chętnie zaczęła bawić się nową zabawką już w domu. Usilnie chciała ja wziąć w pyszczek, czego zrobić nie była w stanie. Potem skoncentrowała się na próbie odgryzienia uchwytu - bezskutecznie, nie było nawet śladu po zębach! Piłka jest więc w naszych oczach bardzo trwała, ale zapewne prawdziwi i wytrwali psi niszczyciele rozprawią się z nią w jakiś sposób :P 

Tajga trzymając piłkę za uchwyt rzuca ją do nas (widać to na filmiku) lub podrzuca sobie żeby potem ja gonić - fajnie, bo przez chwile pies może sam zająć się sobą i swoją zabawką.
Mina Tajgi? - bezcenna :) 
Jolly Ball Tug'n Toss służy nam świetnie zarówno w wodzie, jak i na lądzie. Rzucona do wody unosi się na jej powierzchni i dryfuje, wyglądem przypomina boje. Zdarzyło się, że spacerujące dzieci mówiły, że Tajga to pies ratownik, bo "płynie po tą pomarańczową boje". Za pierwszym razem Tajga zrezygnowała z wyjęcia piłki z wody, nie mogła jej wziąć do pyszczka a uchwyt jej "uciekał", ale za drugim podejściem, spokojnie chwyciła ją za uchwyt i przyniosła na brzeg. Piłka popchnięta pyszczkiem, czy łapą odpływa kawałek dalej i trochę "buja się", co początkowo może zdezorientować psa, ale jak już się oswoi ze specyfika zabawki, to jest całkiem fajnie, że piłka trochę psu ucieka. Piłka bardzo dobrze unosi się na powierzchni wody, świetnie pływa, rzucona w wodę nawet na chwilę nie zanurza się cała, dzięki swoim dużym rozmiarom i kolorowi jest bardzo dobrze widoczna.

Na lądzie Jolly Ball Tug'n Toss zachowuje się według mnie trochę jak running egg! Dzięki uchwytowi piłkę rzuca się bardzo wygodnie i pewnie. Jolly Ball świetnie turla się i toczy po trawie oraz genialnie odbija się od podłoża i od psiego pyszczka, nie obijając go przy tym ani nie powodując dyskomfortu (przynajmniej u Tajgi). Kiedy piłka toczy sie po ziemi i trafi na kępkę trawy czy małą górkę ziemi, to jakby lekko podskakuje na niej, co sprawia, że Tajga nabiera jeszcze wiekszej ochoty na pogoń za nią. Moja sucz stwierdziła, że piłka może służyć również jako szarpak - ona trzyma za uchwyt, ja za piłkę (patrz filmik). Jeśli nie chcemy sobie brudzić rąk, czy też nie chcę się nam schylać, to piłka dobrze nadaje się również do kopania psu, ale radze to robić w dobrych butach ;)


Cena? 39,80 zł - czy to dużo, czy też mało oceńcie sami. Według mnie jeśli Wasz pies to maniak aportów zarówno tych wodnych, jak i lądowych, to Jolly Ball Tug'n Toss zdecydowanie jest warta swojej ceny i fajnie jest ja mieć w kolekcji psich zabawek. Teraz planuję zakup miękkiej wersji tej piłki bez uchwytu ;)

Zabawka nie ma tendencji do nadmiernego brudzenia się, łatwo ją wyczyścić - wystarczy opłukać pod bieżącą wodą. No chyba, że... jesteście maniakami czystości, to nie bedzie tak łatwo, bo piłka nie jest idealnie gładka - ma porowatą strukturę, w którą brud jednak trochę wnika (patrz zdjęcie poniżej). Z tych porów nie udało mi się usunąć zabrudzenia nawet szczoteczką :P Używamy jej od prawie 3 miesięcy i praktycznie nie widać żadnych śladów użytkowania, co za tym idzie podejrzewam, że u nas trafi na listę zabawek niezniszczalnych ;) Na uchwycie można sie dopatrzeć kilku małych i płytkich śladów po zębach, a na piłce 2 niewielkich otarć - pewnie robota tajgowych pazurów (zdjęcie poniżej).

Według mnie Jolly Ball Tug'n Toss to alternatywa dla zwykłych piłek, dzięki niej aport na lądzie staje się ciekawszy i wymaga od psa więcej zaangażowania i sprytu niż aportowanie zwykłej piłeczki.


A jakie wodne zabawki Wy posiadacie? Co polecacie? A może używacie Jolly Ball Tug'n Toss i macie na jej temat inne zdanie? W kolejnym poście spodziewajcie się recenzji "kuperka" Chuckit!, a w nastepnych: piłki TPR z piszczałką, Comfy Dental Twister Fluo, Chuckit! HydroSqueeze Ball i możliwe, że czegoś jeszcze jak czas pozwoli ;)


czwartek, 23 czerwca 2016

Koszulki KynoArt - jak sprawdzają się w użytkowaniu? Czyli z Tajgą na plecach przez świat :)

Uff... w końcu udało mi się przysiąść i dokończyć recenzje naszych personalizowanych koszulek, no i oczywiście uczciwie je przetestować! i prać, prać, prać! Wybaczcie zdjęcia - na niektórych ostrość odmówiła współpracy i światło odbija się od nadruku, mimo wielu prób poległam (dysponuje póki co tabletem).

Śledzący losy Tajgi na bieżąco, na pewno wiedzą, że suczydło ma za sobą 2 sesje fotograficzne w terenie (w planach 3, tylko czasu mało...). Podjęłam decyzje o starcie w Dog Games 2016 Spring i zamarzył mi się występ w personalizowanych koszulkach. Wybór nie mógł być inny niż KynoArt,

"koszulki, bluzy, kubki, poduszki, plecaki, gadżety foto, sesje zdjęciowe, grafika dla hodowców, sportowców, bloggerów"

bo bardzo dobrze wspominam obie sesje zdjęciowe z Sonią oraz jestem bardzo zadowolona z efektu Jej pracy. No i wolę dać zarobić małej lokalnej firmie, znajomym, którzy indywidualnie podchodzą do klienta ;) Koszulki towarzyszyły nam również na Dog Games 2016 Summer.
lewy górny i dolny róg - plecy koszulki, prawa strona - przód
Koszulki KynoArt - pierwsze wrażenie: 
  • gruba i zarazem milutka w dotyku bawełna - nie jakaś tam chińska szmata ze sztucznymi domieszkami
  • nadruk wygląda na dobrze zrobiony, kolory są nasycone
  • szycie porządne - nitki nie sterczą, nic się nie pruje, szwy są proste
  • ściągacz dookoła szyi wygląda na solidny - jest spora szansa na to, że się nie rozciągnie jak gumka  w starych gaciach :P 
  • czerń w głębokim odcieniu czerni, a nie jakiś pseudo czarny kolor
Zjarana szczęściem i tryskająca dumą posiadaczka koszulki :) wybaczcie pierdolnik - w kawalercie trudno o wolny kąt... :P 
Wykonanie i realizacja zamówienia:
  • bardzo dobry i szybki kontakt z właścicielką KynoArt [FB KynoArt]
  • miłe i prosesjonalne podejście do klienta
  • każde indywidualne zamówienie jest wyjątkowe i takie jakiego chcemy - w granicach zdrowego rozsądku ;)
  • projekt graficzny dostałam do wglądu i ewentualnie mógł zostać dalej dostosowany do moich potrzeb
  • realizacja zamówienia od chwili zaksięgowania pieniędzy do otrzymania paczki (Paczkomaty - chwała im za tą możliwość) ok 48 godz
  • wszystkie napisy, zdjęcie i grafika są dokładnie takie jakie chciałam
  • mała wpadka z "L" zamiast "Ł" w napisie "Michał" - mamy "Michal" ;) zwyczajnie myślałam, że nie ma polskich znaków, ale jakoś mi to nie przeszkadza (reklamacje uznałam za bezsensowną burze w szklance wody)  

Koszulki podczas użytkowania:
trochę zwlekałam z założeniem koszulki ze względu na pogodę - paczkę dostałam, jak się nie mylę 9 marca, a pierwszy spacer odbyłam 17 kwietnia. Jak było? Super! jak wspominałam bawełna jest porządna, gruba, mięsista, ale jednocześnie dobrze przewiewna. Przy temperaturach powyżej 25 stopni jest mi w niej jednak za ciepło, ale to standard - wolę wtedy bardziej odkryte koszulki ;)


Jak koszulki (nadruk!) zniosły pierwsze  pranie?
Koszulki początkowo prałam ręcznie (nie chciałam za szybko zniszczyć takich cudeniek) w płynie przeznaczonym do prania czarnych ubrań. Delikatnie i bez mocnego wyżymania, płukanie tak samo. Prałam i płukałam je niemal w zimnej wodzie a i tak lekko puszczały kolor - woda była ciemna (podczas kolejnych prań również). Na szczęście kolor koszulek póki co pozostaje bez zmian, nie blaknie. Nadruk galaxy z przodu leciutko rozchodzi się pionowo czego nie widać z daleka, ale wystarczy leciutkie naciągniecie materiału i widać gdzieniegdzie. Nic nie poodpadało, nie ma też pęknięć. Ogólnie nadruk wygląda, tak jak pierwszego dnia. Koszulki nie straciły swojego kształtu, nie rozciągnęły się ani nie zbiegły. Brud po psich łapkach sprał się bez najmniejszego problemu.

Po info od innych użytkowników, że piorą je bezproblemowo w pralce - zaryzykowałam! i... nie żałuję ;) Koszulki nadal są jak nowe, nadruk w całości, nie ucierpiał ani trochę. Jedynie trzeba pamiętać o zmniejszeniu obrotów, ja zmniejszyłam do 400 producent zaleca maksymalnie 600, temperatura prania 40 stopni.

Plusy koszulek:
  • wykonane z porządnej bawełny
  • nadruk śliczny, dokładnie taki, jak zamówiłam
  • przyjemne dla skóry, nosi się je komfortowo
  • nie barwią skóry, jak chińszczyzna, nie zostawiają też "kłaczków" na ciele kiedy się spocimy, co ma miejsce przy kiepskiej jakości koszulkach
  • dość przewiewne, mimo wykonania z grubej bawełny
  • szybki czas realizacji
  • dobrze strzepane i suszone "na prosto", na wieszaku, czy na leżąco nie wymagają prasowania, którego nienawidzę :P
  • nie rozciągają się, nie zbiegły się, trzymają fason
  • czarny kolor nadal jest jak nowy (prane zawsze w płynie do prania czarnych ubrań)
  • można prać je w pralce! i są nadal jak nowe! UWAGA - wyłącznie zgodnie z zaleceniami producenta na metce, bo inaczej nie ma gwarancji, że nadruk to przetrzyma

Minusy koszulek:
  • jak każda bawełniana koszulka, ta również przyciąga kłaczki i sierść jak magnes
  • dla zachowania nadruku jak najdłużej początkowo prałam je ręcznie, a to pochłania trochę czasu
  • szkoda, że normalna damska rozmiarówka jest ciut mała na "większe" osoby, dlatego zamówiłam sobie męską L, przez to jest ciut przydługa, ale może przez to będzie też dobra do legginsów
  • cena jest trochę wysoka i boli, ale koszulki są jej jednak warte! (do ustalenia indywidualnie i w zaleznosci od modelu 55-65 zł)
Nadruki z bliska, tak wyglądają po ok 10 praniach
Kusiło mnie jeszcze zamówienie plecaka, kubków, poduszki, koca, bluz z Tajgą... chyba pora zagrać i wygrać w lotka! :P Typowa zakochana w swoim psim dziecku psia mamuśka ;) No i... plecak i bluzy już od prawie tygodnia są u mnie :D Recenzji spodziewajcie się jakoś jesienią! Może w przyszłości skuszę się na coś tajgowego z folkowym-kwiatowym motywem?

! ! ! Dla samodzielnych na stronie sklepu można samemu zaprojektować odzież lub gadżety z własną grafiką/zdjęciem/napisem [KLIK]! ! !

! ! ! Jeśli zrobisz zakupy za 200 zł dostawę kurierem DPD masz gratis ! ! !

Jeśli macie chrapkę na spersonalizowane ciuchy lub akcesoria to gorąco polecam KynoArt. Znajdziecie ich również na Instagram KynoArt

wtorek, 21 czerwca 2016

DOG GAMES Summer '16 - przemyślenia

DOG GAMES Summer '16 w Kaputach były naszymi drugimi zawodami. Tym razem byliśmy lepiej przygotowani niż wiosną! Mały namiot, klatka materiałowa, ręcznik do zimnych okładów dla Tajgi, koc, miś dla Tajgi dla odstresowania, więcej wody. Wyjechaliśmy też wcześniej rano - tramwaj 5:57, aby uniknąć stania w wielkiej kolejce do zapisów. Mieliśmy być wcześniej i na spokojnie na miejscu, ale jak to u nas bywa nie obyło się bez "przygód". Ruszając pieszo z Ożarowa do Kaput z przystanku Sanktuarium podczepił się do nas (do Tajgi) mały, beżowy piesek. Nie miał adresatki i uparcie za nami szedł. Michał zadzwonił na tutejszą Straż Miejską, na szczęście przyjechali w ciągu około 10 minut, bo mieli blisko i zabrali pieska żeby sprawdzić czy ma chipa. Później oczywiście praktycznie w każdej bramie witał nas ujadający pies, co stresowało trochę Tajgę, ale jakoś dotarliśmy, chyba na godzinę 8.
SOBOTA, DZIEŃ I DOG GAMES SUMMER '16
Darowałam sobie SpeedWay. Nie chciałam w taki upał przemęczać psa, no i nie było okazji do potrenowania. Dokładnie tydzień przed zawodami Tajga wymyśliła sobie biegunkę... Skończyło się na wecie i zastrzykach, całe szczęście sucz była i jest w wyśmienitej formie, tylko głodówka i dieta jej doskwierały :P Z racji napiętego grafiku i wizyt na zastrzyki nie miałam nawet kiedy poćwiczyć na świeżo rzutów, które niestety kuleją. Wiatr wiejący w sobotę nie nastrajał mnie optymistycznie - zwłaszcza, że w Dog Dartbee liczy się precyzja. W pierwszej rundzie niestety moje rzuty były za niskie i Tajga żadnego nie złapała w locie. W drugiej rundzie rzucałam wysoko licząc się z tym, że mogę pozabijać ludzi za banerami... raz wyrzuciłam dysk za baner, ktoś miły podał go Tajdze i szybciutko do mnie wróciła. Efekt? zdobyłyśmy 10 punktów i 28/34 miejsce, odpadłyśmy i wróciliśmy do domu zbierać siły na kolejny dzień.
NIEDZIELA, DZIEŃ II DOG GAMES SUMMER '16
Początkowo zapowiadali burze na niedziele, więc wahałam się czy jechać, bo Tajga boi się burzy i bardzo nie lubi deszczu. Na szczęście dzień był ciepły - za ciepły, bardzo słoneczny i niemal bezwietrzny. Jechałam pełna optymizmu, bo Time Trial to "nasza konkurencja", ale przed zapisami stchórzyłam i ostatecznie Michał był handlerem. Tajga i tym razem miała problem ze skupieniem się i łapaniem dysku... Ostatecznie po nieudanej pierwszej próbie, druga próba dała im 12/25 miejsce z czasem 26,28 sekund - niestety w 3 rzutach, bo Tajga nie ogarnęła pierwszego. Gdyby nie to mieliby czas poniżej 20 sekund i pewne miejsce w ścisłej czołówce, kto wie może nawet 2 miejsce. Mieliśmy zwijać się do domu tuż przed 10, ale nie było akurat autobusu. Później okazało się, ze fuksem przeszliśmy do finału, bo jeden zawodnik już pojechał do domu, a inny zrezygnował z uwagi na późniejsze konkurencje, bo nie chciał przemęczać psa. Tak wskoczyliśmy do I dywizji na 10 miejsce. Totalnie nieprzygotowany na taki obrót spraw Michał nie zwarł dostatecznie pośladów i przegrali w obu bezpośrednich pojedynkach. Efekt? 10 miejsce


MOJE PRZEMYŚLENIA I WNIOSKI
Jestem na siebie wściekła!!! Zeżarł mnie stres... na wiosennym debiucie miałam w DD 100 pkt, w sobotę 10 i rzucałam fatalnie :P Na treningach w parku, kiedy mam widownie złożona z gapiów rzucam o niebo lepiej i to nawet przy sporych powiewach wiatru! Nie mam jednak powtarzalności rzutów i nie jestem opanowana, nie umiem poukładać sobie wszystkiego w głowie, działam na emocjach, za bardzo się spinam, bo chce wypaść dobrze. Tajga podczas treningów nie rozprasza się, stara się łapać nawet najgorsze rzuty - i łapie! Na zawodach jest zupełnie inaczej :/ Sucz mi się rozprasza, pewnie nie jest też dostatecznie zmotywowana na dysk, chociaż podczas ćwiczeń tego nie zauważam. Muszę nad tym mocno popracować do września! Tajga za bardzo zwraca uwagę na sędziego z chorągiewkami, na kogoś kto akurat na nią spojrzy, albo na osoby stojące za banerami, które jej kogoś przypominają.

Na ćwiczeniach do TT mamy czas oscylujący wokół 17 sekund i ładne 2 złapane po sobie rzuty. W kwietniu TT skończyłyśmy z wynikiem niecałych 21 sec. Mam nadzieje, że do września się ogarniemy.

W DD to totalna loteria, ale jeśli wypracuje u Tajgi łapanie dysku, to może być lepiej. Mimo nieumiejętności rzucania i silnego wiatru oddaje rzuty w miarę jako takie i do tarczy. Okazuje się jednak, że za długie i muszę stawać spory kawałek za linią startową :P
TAJGA pokochała NAMIOT ! :)
Wściekłość miesza się we mnie z żalem i goryczą, mam poczucie, że marnuje wrodzony, naturalny talent Tajgi do frisbee. Zarzucam sobie, że taki wspaniały pies jak ona zasługuje na lepszego przewodnika i handlera... Dostałam po dupie i po doświadczeniach z wiosny i teraz z lata obiecałam sobie mocne postanowienie poprawy i wzięcie się za swoja głowę oraz za powtarzalność rzutów, muszę też mocniej skupić się na nagradzaniu Tajgi za złapane rzuty. Może to zaskoczy i da efekty? I to nie jest tak, że przeceniam jej możliwości. Ja po prostu wiem, że gdyby mój czynnik nie zawodził mogłybyśmy być świetnym duetem na zawodach. Tajga nie ma problemu z szybkością, z aportem, z wracaniem, z oddawaniem dysku, co zauważam u innych startujących psów. Nigdy nad tym natomiast nie pracowałam, nie uczyłam jej tego, ona sama z siebie to ogarnia. Tu popełniłam błąd zakładając, że na zawodach Tajga da sobie radę tak samo jak w parku. Jedyne przytłacza ją atmosfera zawodów. Muszę spróbować znaleźć większe rozproszenia do treningów.

Genialnie, że tym razem w pojemnikach była woda do moczenia psów, bo Tajga inaczej nie dałaby rady na zawodach w pełnym słońcu. Szkoda tylko, że woda z soboty nie została wymieniona na czystą w niedziele, ale nie można mieć wszystkiego :P Atmosfera była bardzo miła. Załapałam bakcyla zawodów, podoba mi się to coraz bardziej ;) Tylko muszę się ogarnąć! Tu chyba wychodzą braki w doświadczeniu, niedostateczna nieznajomość tematu, brak seminariów itp, ale mam nadzieję, że sama też jakoś to ogarnę. Może klucz tkwi w tym, żeby przestać się spinać i wyjść na start, tak jak na trening w parku i potraktować to jako zabawę, nic więcej. Zostało nam 3 miesiące do DOG GAMES FALL, czy damy radę...? Kto będzie za nas trzymał kciuki? ;) A może są osoby, które uważają, że powinnam sobie odpuścić?
Odsypiania zawodów, wstawania o 4:30 rano i w sumie 6 godzin jazdy komunikacja miejską końca nie widać, zwłaszcza, że 20 czerwca w poniedziałek Tajga i Michał wzięli udział w warsztatach z Pullerem i jego twórcą Warszawa - Puller workshop pokaz treningów z Shkot Serhii i Petrenko Varvara

piątek, 17 czerwca 2016

Męskiem okiem cz. 2. Jak spacery z psem zmieniają spojrzenie na otoczenie

Dziś chciałbym napisać o tym, jak wychodzenie z psem na spacery, zmieniło moje patrzenie na świat. I nie mam tu na myśli światopoglądu, oceniania ludzi i sytuacji czy czegoś równie wzniosłego. Chodzi mi o zmianę w zwyczajnym, technicznym patrzeniu.
Wcześniej chodziłem z głową uniesioną prosto, patrzeć raczej prosto w kierunku, w którym szedłem. Wychodzenie z nasza Tajgą wymusiło istotną zmianę. Teraz głowę mam raczej pochyloną i skupiam wzrok na najbliższym otoczeniu dookoła. Wynika to z następujacych powodów:

- Zacznę od rzeczy jak dla mnie, jak i zapewne dla większości z Was oczywistej, obserwowania zachowania psa gdy idziemy z nim na smyczy. Chodzi mi o takie podstawowe rzeczy, jak załatwianie przez czworonoga potrzeb fizjologicznych, obwąchiwanie miejsc, obserwowanie czegoś itp. Niby to jest prozaiczna sprawa, a nie raz widziałem, jak ktoś ciągnie na smyczy psa, bo ten stanął, żeby się wysikać, czy wąchał miejsce oznaczone przez innego. Oczywiście takie przypadki nie dotyczą prawdziwych psiarzy, a raczej osób, dla których wyprowadzanie pupila to tylko obowiązek pochłaniający czas.

- Bardziej zaawansowany stopień tej zdolności, to obserwowanie czworonoga, w celu odczytania z jego mowy ciała, jakiego zachowania możemy się spodziewać. Nasza Tajga jest dosyć charakterna i takie przewidywanie bardzo wpływa na poprawę komfortu spacerowania. Oczywiście nie zawsze się to udaje, a czasem są momenty, gdy mimo świadomości, jaka będzie jej reakcja, niewiele można zrobić, bo Ona wie lepiej. Widać, że polska krew ;)

- Następna sprawa to wypatrywanie wszelkich smakołyków leżących sobie przy trasie spacerów. Pomysłowość ludzka nie zna granic w zakresie tego, co dobrzy ludzie potrafią wynieść, żeby dokarmiać biedne, głodne zwierzątka (tutaj nie ma miejsca, aby się rozpisywać). Do tego dochodzą wszelkiego typu śmieci spożywcze, resztki piknikowe czy grillowe itp, a ostatnio nasilający się problem zatrutego lub naszpikowanego czymś jedzenia. Na początku u Tajgi stanowiło to duży problem (zapewne było to związane z Jej doświadczeniem życiowym) i żeby uniknąć jadania na mieście, to trzeba było pierwszemu wypatrzeć tego typu rzeczy (o jej sposobach postępowanie można by zrobić oddzielny post).

- Kolejna rzecz, to wypatrywanie pozostałości po obecności innych psów, mam na myśli materialne pozostałości. Nie raz trafiło się, że np wchodząc na trawnik w celu sprzątania po Tajdze, wdeptywaliśmy w nie sprzątniętą kupkę innego czworonoga. Albo podczas zabawy w parku, czy innym podobnym miejscu, czuliśmy źle wróżącą miękkość w trawie po postawieniu stopy. My sprzątamy po naszym pupilu, ale jak jest w zakresie ogólnym, to każdy widzi. Oby udało się zmienić nastawieniu ludzi jak najszybciej dzięki np takim akcjom jak PSIA KUPA - wchodzimy w to? Lecz na razie najlepsza jest saperska czujność.

- Trochę podobnie ma się sprawa z dołkami wykopywanymi przez psy. Mało kto zasypuje takie ślady działalności swojego pupila, a potem ktoś nieświadomy wpada w taką pułapkę ukrytą w trawie. Często skutkuje to tylko potknięciem, ale niestety może doprowadzić nawet do złamania nogi. Prozaicznie groźniejsze są te mniejsze dołki, bo ciężej je zauważyć nawet w niewysokiej trawie.

- Mieszkamy na Grochowie i mam wrażenie, że akurat w tej dzielnicy w dużym natężeniu występuje specyficzny powód, aby obserwować np chodnik blisko przed sobą na spacerze: powszechnie obecne szkła z pobitych butelek. Może są miejsca, gdzie jest ich więcej, ale na pewno jest dużo miejsc, w których leży ich mniej niż u tutaj ;) Co może wyniknąć z tego, gdy pies nadepnie na takie błyszczące kolorowe, czy przezroczyste szkiełka to nie muszę oczywiście mówić.

Tak przedstawiają się powody tego, że na spacerach z Tajgą często chodzę z głową pokornie pochyloną, wpatrując się w ziemie ;) Czy u Was działają podobne mechanizmy, to sami musicie ocenić. Może macie jeszcze jakieś inne powody, a może właśnie macie szczęście i nie musicie martwić się na spacerach o tego typu rzeczy.
Na koniec chciałbym wspomnieć o niespodziewanym efekcie związanym z tą zmianą obserwacji otoczenia. Otóż zwiększyła się ilość różnych rzeczy jakie znajduję na spacerach. Oczywiście najczęściej są to na przykład jakieś drobne monety, choć i banknot potrafił się trafić, klucze, psie zabawki zgubione, lub pozostawione przez czworonogi, zabawki dziecięce itp. Ale potrafią trafić się rzeczy nietypowe, czy zaskakujące jak dla mnie:
- gwizdek, prawdopodobnie nauczyciela, który przyszedł z klasą na zajęcia w plenerze
- nóż, w typie takich stylizowanych na bojowe (nie wiem do czego służył, ale dobrze nadaję się do rozpłatania dyni ;) )
- nawigacja samochodowa mająca spore ślady użytkowania, lecz nadal sprawna
- aktualna umowa o prace, dwa dni po podpisaniu
- indeks kandydata do bierzmowania, też aktualny
- rolka papieru toaletowego, nietknięta i nieskalana





Jeśli i Wam trafiły się na spacerach jakieś ciekawe znaleziska, to też się pochwalcie ;)


sobota, 11 czerwca 2016

Częste mycie skraca życie. Brudny pies, to szczęśliwy (i zdrowy) pies!

Jak czasem słyszę rozmowy psiarzy o tym, kiedy ostatnio kąpali psa i kiedy znów zamierzają lub o nowym szamponie, odżywce, to ciarki mnie przechodzą. Ja Tajgę kąpie w wannie z szamponem 2-3 razy w roku - wystarczy! Podejrzewam również, że te cotygodniowe kąpiele nie są obojętne dla ochrony przeciw kleszczowej... pewnie ja osłabiają, bo ciągle wymywana jest naturalna warstewka ochronna łoju z psiej skóry, na której utrzymują się substancje zapewniające ochronę przeciw kleszczową. Czasem podczas bardzo mokrej i błotnistej pogody potrzebne jest codzienne płukanie podwozia, ale broń boże nie kąpiel! Zimą praktycznie po każdym spacerze płuczemy łapki w małej misce - trzeba zmyć żrącą sól :/

Dlaczego mój pies jest brudasem? Bo wyznaję zasadę, że "częste mycie skraca życie"! Maseczka błotna ze zdjęcia poniżej zmywa się sama i nie pozostawia śladów ;)

Tajga pokochała wodę, pływanie i wodny aport - w ciepłe dni, kiedy temperatura powietrza przekracza +15 stopni Celsjusza mogłaby nie wychodzić z wody! Gdzie pływa? Niestety w Wiśle, w Stawie Kaczym w Parku Skaryszewskim we wszystkich niemalże kanałkach i kanalikach na Kamionkowskich Błoniach Elekcyjnych - niestety nie mam czasu ani samochodu na wypady poza miasto :/ Oczywiście moja sucz najchętniej pływałaby również zimą... ale raczej jej na to nie pozwalam ze względu na stawy, no chyba, że ta zima jest taka, że temperatura przekracza +8 stopni Celsjusza i świeci słońce, to czasem Tajga zamoczy dupkę.

Moja sucz jest alergikiem. Szczęście w nieszczęściu pokarmowym i na pyłki traw, pewnie dzięki temu bomby biologiczne, w których pływa jej nie szkodzą. Inne psy słyszałam, że mają nawet wysypkę, rany, egzemy po takich kąpielach...  Nawet jeśli pije ta wodę w sporych ilościach to nie ma potem ekscesów jelitowych. Ba! nasze pierwsze pół roku do roku minęło nam pod znakiem biegunek i/lub luźnych kup i częstych wizyt u weterynarza z tego powodu. Był to okres kiedy chuchałam i dmuchałam na moje psie dziecię - picie z kałuży? wykluczone! z Wisły? - też, pływanie w syfiastej wodzie - broń boże! Od kiedy Tajga robi (w granicach rozsądku) to na co ma ochotę i pije wodę skąd chce, to dziwnym trafem kupkowe przygody się skończyły. Podejrzewam, że suczydło nazbierało odpowiednich bakterii do flory jelitowej i nabrała odporności, czy jakoś tak - lekarzem nie jestem. A nie od dziś wiadomo, że nadmiernie dbający o czystość ludzie częściej chorują, więc do psów pewnie też to się odnosi.
Jak wskazuje poniższe zdjęcie mój pies, brudny pies jest psem szczęśliwym i wyluzowanym ;) Na moje szczęście Tajga nie jest amatorką perfumowania się w różnych chalenach N°5 :P 
A filmik pokazuje gdzie Tajga zażywa codziennych kąpieli ;) 

Psa nie ubieram nawet zimą, gdy temperatura spada poniżej -15 stopni nie rezygnujemy ze spacerów, jedynie z 3 godzin skracam je do około 1,5 godziny, czasem w obie strony podjeżdżam autobusem, ale to ze względu na sól, nie na zimno. Tajga nie wygląda na psa, któremu byłoby zimno, mimo krótkiej sierści i słabo zarośniętego brzuszka.

Wśród znajomych psiarzy oraz na psich grupach i forach co jakiś czas widzę, że panuje "epidemia" zapalenia górnych dróg oddechowych, krtani, przeziębienia - zależy, jak i jaki wet to zdiagnozował. Tajga mając niespełna rok raz lekko podziębiła się wiosną - dostała zastrzyki i jak dobrze pamiętam antybiotyk do domu, ale raczej na wyrost. Mając ok 1,5 roku kaszlała straszliwie, niczym gruźlik i odkrztuszała spore ilości flegmy :/ znów antybiotyk i coś na wzmocnienie odporności - bardzo szybko doszła do formy :) To było w okresie przesadnego dmuchania i chuchania na nią. 

Od tamtej pory odpukać jest zdrowa, mimo, że zdarza się nam spotkać chorego psa, czy chodzić do parku, gdzie chore psy też bywają - nie będę popadała w panikę, ani jeździła na drugi koniec miasta. Nawet kiedy okoliczne psy miały jakieś bóle brzucha, rozwolnienie i wymioty, moja Tajga się nie zaraziła. 

Co podaje Tajdze, że jest zdrowa? Nic nadzwyczajnego! 
  • w okresie październik-grudzień lub listopad-styczeń (przez 90 dni) 1 tabletkę Immunodolu
  • w tym samym okresie lub nieco później bliżej wiosny, jak sobie przypomnę ludzki tran w kapsułkach - z myślą o poprawie stanu sierści, jakiś tani 60 lub 90 kapsułek - codziennie po 1 kapsułce - to takie psie żelki
  • w zeszła zimę próbowałam podawać olej z łososia do karmy, ale Tajga odmawiała spożywania go, więc sobie odpuściłam :P
  • od połowy kwietnia tego roku podaje Tajdze Czystek Pokusa - z myślą o dodatkowym zabezpieczeniu przed kleszczami, ale niewykluczone, że przy okazji wzmacniam jej barierę immunologiczną organizmu (plus jest również taki, że pies w ogóle nie pachnie, jak stare przepocone skarpetki - nawet namoknięty wodą)
Do napisania tego postu skłonił mnie fakt częstych chorób niektórych psijaciół Tajgi, którym życzę szybkiego dojścia do formy!

Ciekawa jestem, jak u Was jest z higieną oraz psia odpornością i czy tylko my mamy z nią aż tak na bakier? :P



wtorek, 7 czerwca 2016

Jak się u nas sprawdziła POKUSA - DIAMONDcoat DEEP COLOR & SUPER SHINE?


Tajga po raz pierwszy miała okazję coś przetestować. Jakiś czas temu Pokusa zorganizowała na swoim FB konkurs na testera i wybrała nas razem z 9 (5 testerów o ciemnym umaszczeniu i 5 o jasnej sierści) innymi psimi blogerami do przetestowania nowości jaką jest DiamondCoat DEEP COLOR & SUPER SHINE. Dla psów o jasnej sierści dedykowana jest Pokusa DiamondCoat SNOW WHITE&MIX COLOR.

Tak wygląda produkt po wyjęciu z opakowania.
Super, że do każdego produktu Pokusy dołączona jest miarka/łyżeczka ułatwiająca odmierzenie potrzebnej ilości preparatu. Na opakowaniu znajdziemy szczegółowe informacje dotyczące dawkowania.

Bardzo się ciesze, że mogłyśmy przetestować nowe, naturalne suplementy na sierść i skórę od Pokusy. Nie lubię faszerować mojego psa chemią, lekami i witaminami, które nie są naturalne, bo jak wiadomo, co za dużo, to niezdrowo. Jakiej maści jest mój pies? Tajga jest "kolorowa" z tendencją do barwy owczarkowo-wilczastej, raczej ciemna. Od kiedy pamiętam nieustanie borykam się z nadmiernym linieniem Tajgi, czasami jej skóra jest przesuszona i pojawia się łupież, okazjonalnie coś ją zaswędzi. Lepiej bywa tylko podczas dużych mrozów i po ok 2 miesiącach podawania tranu w kapsułkach, ale tylko na chwilę. Podawanie biotyny nigdy nie pomagało, Gammolen uznałam za zbyt drogi, no i ma różne opinie. Fajnie byłoby, gdyby udało się zintensyfikować kolor w miejscach, gdzie Tajga ma prawie czarną sierść. Na szczęście na brak połysku raczej nigdy nie narzekałam, więc tu najmniej będę miała do powiedzenia.

***DiamondCoat DEEP COLOR & SUPER SHINE - witaminy na sierść i włosy*** Co to takiego? Kiedy i jak stosować?
"to wyjątkowa formuła dopasowana do optymalnej stymulacji macierzy włosa. Zawiera wszystkie niezbędne egzogenne składniki, wymagane do aktywnego tworzenia masy keratynowej odpowiadającej za codzienne przyrosty łodygi włosa. Reguluje metabolizm skóry, w której tkwią włosy, dzięki czemu wywiera korzystny wpływ na stan ich korzeni i tempo wzrostu. Cenione od wieków dary matki natury w postaci m.in. alg morskich, skrzypu polnego, pokrzywy, oleju z wiesiołka to wyjątkowy eliksir zdrowia dla zachowania wystawowej kondycji skóry i sierści.

Dedykowany psom o sierści: czarnej, podpalanej, czekoladowej, szarej, błękitnej, rudej, aprikot.

Zastosowanie: jako uzupełnienie diety psów cierpiących na nadmierne wypadanie sierści, braku jej połysku, głębokiego kolorytu, wzmożone swędzenie, zgrubienie naskórka, utratę jego elastyczności czy złuszczanie się. Alergikom w ramach profilaktyki zapewnienia pokazowej kondycji okrywy włosowej.

Porada, zaleca się stosowanie
- Profilaktycznie (w czasie linienia) przez okres 60 dni 2 razy w roku.
- Doraźnie (w przypadku złej kondycji okrywy włosowej i skóry) przez okres do 90 dni po ich upływie zrobić 30 dni przerwy i powrócić do podawania w razie konieczności lub profilaktycznie.
 

Skład: BIO żółtko jaja kurzego, algi morskie (Ascophyllum nodosum), drożdże browarnicze (Saccharomyces cerevisiae), białko ziemniaka, mączka karobowa, siemię lniane, hydrolizat kolagenu, czarne jagody, montmorylonit, owoc dzikiej róży, olej z wiesiołka, czystek, skrzyp polny, pokrzywa.

Dawkowanie: preparat podawać raz dziennie w formie proszku po wymieszaniu z karmą.

Załączona miarka zawiera 3 g produktu.

masa netto: 180 g[ZA]          
                                                   
Więcej http://pokusa.org/diamondcoat-deep-color-super-shine/

Czy psu smakuje ten suplement diety?
Miałam spore obawy, czy Tajga będzie chciała zjadać swoją suchą karmę zmieszaną z suchym proszkiem (zalecenie producenta). Dodatkowo rozpoczęcie suplementacji przypadło w okresie, kiedy Tajga kategorycznie odmawiała jedzenia czegokolwiek oprócz smaczków - tak na nią działają wysokie temperatury oraz słoneczne dni.

Tak jak się spodziewałam, 3 łyżeczki DiamondCoat (waga psa 14,1 kg) do ok 80-100g (tyle mniej więcej Tajga dostaje na 1 posiłek) suchej karmy, to dość dużo. Popatrzyła, powąchała i nie zjadła. Wieczorem postanowiłam zmieszać proszek z wodą (używam w tym celu spryskiwacza ogrodowego), tak aby powstało "błotko" i wymieszać to z granulkami karmy - delikatnie potrząsając miseczką. W przeciwnym razie suplement opada na dno i przykleja się do miseczki. Trafiłam w 10! Od tej pory Tajga zjada ze smakiem, całą porcje i wylizuje miskę. Nie ma przeciwwskazań, co do podawania tych witamin zmieszanych z wodą.
Jedno opakowanie DiamondCoat DEEP COLOR & SUPER SHINE miało nam wystarczyć na 30 dni, podawanie zaczęłam 12 maja. 5 czerwca dałam ostatnią porcję, w naszym przypadku opakowanie wystarczyło więc na 25 dni. Może ciut za dużo nabierałam na miarkę? Poczta Polska dostarczyła mi pogniecione opakowanie w zamienionej i poklejonej kopercie, ale nie wyglądało, żeby brakowało produktu. Niestety nie przyszło mi do głowy zważyć pierwszego dnia woreczka z suplementem.

PLUSY:
+ największy plus za wyłącznie naturalne składniki
+ preparat ładnie pachnie
+ nie brudzi rąk
+ smakuje psu
+ ładne, estetyczne i dobrze wykonane opakowanie (nasze niestety ciut ucierpiało za sprawą Poczty Polskiej...)
+ woreczek strunowy zapobiegający wietrzeniu suplementu
+ łatwość dawkowania dzięki załączonej miarce
+ cena 29,90 zł, co daje niecałą złotówkę dziennie (u psa do 20 kg)
+ dostępność produktu: sklep Pokusa, Toys4dogs, sklep Germapol, Toys Dream Dog i pewnie w wielu innych sklepach internetowych (nie mam pojęcia, jak sprawa wygląda ze sklepami stacjonarnymi)

MINUSY:
- potrzeba trochę czasu na przygotowanie "papki", która nie spłynie z karmy - Tajga nie chciała jeść proszku zmieszanego z karmą
- preparatu wystarczyło nam na 25 dni, a powinno na 30 (mimo, że nie nabierałam czubatych łyżeczek)
- organizm Tajgi zareagował na suplementacje dopiero około 22 dnia podawania preparatu
- pies po jedzeniu ma trochę resztek przyklejonych do warg, które jeśli ich nie wyczyścimy same wyschną i odpadną lub pies je wyliże (jeśli ma tendencje do dłuższego oblizywania się po jedzeniu)


EFEKTY, które zauważyłam u Tajgi po 25 dniach podawania witamin na sierść i włosy Pokusa DIAMONDcoat:
  • sierść jest jeszcze bardziej lśniąca i błyszcząca, chyba jeszcze nigdy nie była aż tak bardzo ;) zdjęcia niestety nie będą chyba w stanie tego pokazać
  • na dość skąpo owłosionym brzuszku zaczęło wyrastać więcej włosków
  • i tak już gęsta sierść stała się jeszcze bardziej gęsta i grubsza (nie wiem, czy się cieszyć, bo upały idą :P )
  • utrata sierści zmniejszyła się według mojej oceny o około połowę, do tej pory nieważne, czy zima, czy lato podczas każdego głaskania sierść latała naokoło, w tej chwili są to pojedyncze włoski i raczej raz dziennie oraz po pływaniu i wyschnięciu psa
  • stolec stał się mniejszy i jeszcze bardziej zwarty, pewnie za sprawą zawartych w preparacie DIAMONDcoat drożdży, które wspomagają lepsze trawienie oraz dzikiej róży i siemieniu lnianemu jeszcze bardziej wzrosła przyswajalność karmy, którą je Tajga
  • trudno ująć, to na zdjęciach, ale faktycznie kolor sierści Tajgi przybrał na intensywności (zwłaszcza na głowie oraz na grzbiecie, gdzie Tajga jest najciemniej umaszczona)
  • mniej więcej w połowie okresu suplementacji pojawił się mały łupież, który bardzo szybko znikł
  • Tajga teraz drapie się sporadycznie, wcześniej bywało nawet, że idąc przez ulice siadała żeby się podrapać (mój pies jest alergikiem)
  • mile zaskoczyło mnie to, że tajgowe stópki mniej śmierdzą spoconymi skarpetami wędrowca ;) cały pies pachnie mniej "po psiemu", mimo niemalże codziennych kąpieli w nie najczystszych wodach :P (Tajga przyjmuje również czystek, który ma zmieniać zapach psa, więc nie wiem, któremu preparatowi przypisywać większą moc neutralizacji psiego zapaszku)
Rada? nie oczekujcie cudów po 14 dniach! Każdy psi organizm jest inny, reaguje inaczej i w innym tempie na suplementacje, inne są też powody problemów ze skórą i/lub sierścią. Poza tym producent zaleca podawanie preparatu przez okres 60 a nawet 90 dni jeśli problem jest poważniejszy.

Robiłam niedawno zamówienie z psimi produktami i żałuję (darmowa przesyłka), że nie zamówiłam również Pokusy DIAMONDcoat, aby przedłużyć czas suplementacji do prawie 60 dni i móc wtedy zobaczyć efekty po całym zalecanym okresie podawania preparatu. Spodziewam się, że byłyby jeszcze bardziej widoczne. 

Podsumowując, jeśli problemy Twojego psa ze skórą i sierścią nie wynikają z problemów zdrowotnych wymagających pomocy lekarza weterynarii, to jak najbardziej za tą cenę i jakość ja oraz Tajga polacamy DiamondCoat DEEP COLOR & SUPER SHINE od Pokusy.

I jeszcze jedno, współpracę i kontakt z firmą Pokusa oceniam bardzo dobrze :) 




środa, 1 czerwca 2016

Obroża Classic Active od CRAZY DOG, jak wypadła w testach?

nówka sztuka
Dzięki uprzejmości firmy CRAZY DOG Tajga mogła testować od 18 kwietnia nowość, jaką parę tygodni temu była Obroża Classic Active. Ze względu na drobną budowę Tajga otrzymała obrożę o szerokości 2,5 cm, nieco mniejszą w obwodzie niż ta, która jest dostępna na stronie sklepu [TU].  Obroża jest niesamowicie lekka dzięki jednej warstwie taśmy. Kolor naszej obroży to prześliczny, żywy seledyn. Bardzo ucieszyłam się z możliwości przetestowania nowej obroży, ponieważ cenię tą firmę za jakość i bardzo lubię prostotę i piękne kolory produktów. Dodatkowo preferuję obroże zapinane na zatrzask - są wygodniejsze. Niestety rzadkością jest myk z kółkiem przez które przekłada się zapięcie aby odciążyć klamrę na wypadek, kiedy pies pociągnie. Dodatkowo mamy przesuwany klips - blokadę przed przypadkowym rozpięciem się obroży. CRAZY DOG pomyśleli o wszystkim i idealnie wpasowali się w moje gusta. Nawet nie spodziewałam się, że Tajdze będzie tak do pyszczka w seledynie ;)



Obroża swój debiut w sklepie miała 22 marca. "Nowy model obroży 2,5 cm z klipsem zabezpieczającym :) Dostępna w wielu pięknych kolorach. Kółko do zapięcia smyczy solidne i spawane odciąża klips. Idealna dla każdego psa :) W super cenie na wiosnę, bo tylko 12,70 zł ;) Już w sklepie."FB CRAZY DOG
Obroża towarzyszyła nam na kwietniowych zawodach Dog Games. Początkowo noszona była "od święta". Z początkiem maja Tajga nosi ją nieprzerwanie na każdy spacer (2-4 razy dziennie), no chyba, że akurat się pierze lub schnie ;) 
po 2 tygodniach noszenia, nieco zżółkła od brudu, trochę przekłamany kolor przez światło
suszymy na balkonie :) w tle siateczka do prania,
kolor idealny! tu nie przekłamany przez światło i aparat
Łąka, kanałek, plaża, miejska dżungla, zawody Dog Games, krzaki Skaryszaka, staw, Wisła, wiosenne oberwanie chmury, zabawy z psami, kałuże i błoto nie są straszne tej obroży! Początkowo bałam się, że po każdym spacerze będzie potrzebowała czyszczenia. Myliłam się! Brud wcale tak łatwo w nią nie wnika, z reguły wysycha i odpada, czasem zostają małe plamki. 

Jak dotąd Tajga nosiła obroże miękkie lub z jakimś podszyciem, więc trochę peniałam, że obroża z samej taśmy powyciera jej sierść lub co gorsza zrobi jakieś obtarcia na skórze, kiedy się przekręci i będzie uciskała obrożę Foresto. Moje obawy okazały się zbyteczne. Obroża nie wyciera sierści i nie powoduje obtarć, nawet jeśli tajdze zdarzy się pociągnąć jak ciągnikowi na widok dzikiego kota, czy ptaków. Jedyne do czego mogę się doczepić to duże kółko, które w mojej głowie jest ciut za masywne w porównaniu z Tajgą, ale w sumie to nadaje jej to charakteru ;)
Suwak do regulacji obwodu pozostaje niezmiennie na swoim miejscu - dla mnie to ważne, bo irytują mnie obroże i szelki, którym muszę w trakcie spaceru dopasowywać obwód, bo dziwnym trafem porozsuwały się podczas noszenia.
Wielki plus za niesamowitą lekkość obroży! No i kolejny plus za to, że obroża nie "jeździ" na psiej szyi mimo, że nie jest zapięta bardzo ciasno. Dzięki Crazy Dog przekonałam się do szerszych i masywniejszych obroży, wcześniej myślałam, że takie będą "za duże" dla Tajgi. Tymczasem 2,5 cm to idealna szerokość i mimo szarpnięć i ciągnięcia, jakie się nam przytrafiają pies absolutnie nie charczy, nie poddusza się i nie chrząka - szerokie obroże są bezpieczniejsze dla psa!
tu ze smyczą Trixie Fusion - prawie jak komplet ;) 
Jedyny minus jaki zauważyłam, to taki, że w "pętelce" z kółkiem i w miejscu przełożenia go przez obrożę w celu zapięcia, tam gdzie kółko pracuje metal trąc o taśmę osadza się na niej. Pozostaje ciemny szary, metaliczny jakby brud, którego nie mogę się doczyścić ręcznie ani w pralce. Dodam, że aby to zobaczyć obroża musi być zdjęta z psa i trzeba się przyjrzeć, więc nie rzutuje to na estetyce produktu :)

Jak widać obroża idealnie pasuje do już posiadanej przez nas tęczowej smyczy Crazy Dog
Kupując nową nerkę nie myślałam o tym, że idealnie komponuje się z seledynową obrożą Tajgi :)

Mimo praktycznie codziennego wodowania i pływania metalowe elementy obroży nie rdzewieją ani nie śniedzieją - są jak nowe, nawet po kilku praniach. Na plastikowej klamrze nie ma śladów użytkowania ani jednej rysy. Obrożę piorę w siateczce przeznaczonej do prania drobniejszych rzeczy np. skarpetek. Aby kółko nie waliło mi jak oszalałe w bębnie pralki wkładam obrożę do siateczki razem ze skarpetkami ;)
2 górne zdjęcia-stan obroży przed 1-wszym praniem, po ok. 2 tygodniach użytkowania obroży
2 dolne zdjęcia-stan obroży po 1-wszym praniu


Górne zdjęcie pokazuje brudną obrożę po miesiącu użytkowania (oczywiście była już prana w tym czasie), dolne to stan obecny po 5 praniu w pralce



Zapytacie, czy warto kupić te obroże - TAK WARTO! W tej cenie nie znajdziecie nigdzie lepszej! Nawet gdyby kosztowała więcej, to i tak kupiłabym ją bez wahania. Na spacerach słyszę często, że fajna obrożę ma Tajga, ze ładny kolor, na grupach bywa, że ludzie pytają co to za obroża. Najdziwniejsze i najśmieszniejsze było, gdy usłyszałam, że to obroża treningowa... (czytaj, elektryczna) WTF?! Ludzie to mają pomysły ;) 
mokry pies i mokra obroża
Zalety:
  • możliwość zamówienia obroży na wymiar
  • niska cena za wspaniałą jakość
  • solidne wykonanie, do niczego nie można się przyczepić, nawet najmniejsza niteczka nie wystaje
  • solidna, mocna i trwała taśma
  • miękka, nie śliska, nie za sztywna, ale trzymająca fason taśma
  • wiele energetycznych (lub mniej zależnie od gustu), żywych i nie blaknących kolorów do wyboru
  • trwały kolor
  • nie farbuje sierści psa ani ubrań podczas prania
  • nie przesuwa się na psiej szyi
  • nie wyciera psiej sierści ani nie obciera skóry
  • niezwykle lekka mimo solidnych elementów
  • odciążenie klamry
  • blokada zabezpieczająca przed przypadkowym rozpięciem się klamry
  • bardzo szybko schnie
  • nic się z nią nie dzieje mimo codziennego wodowania psa (pomimo tego, że z lenistwa nie wycieram metalowych części do sucha, jak zaleca producent)
  • można spokojnie prać w pralce (polecam prać w siatce razem ze skarpetkami ;) )
  • piasek i błoto po wyschnięciu same odpadają z obroży, prawie nie ma po nich śladu
  • kiedy pies pływa obroża czyści się sama z codziennych zabrudzeń (serio!)
  • kolorystycznie pasuje do już przez nas posiadanych smyczy :)
Wady:
  • małe, trwałe zabrudzenie taśmy spowodowane ocieraniem się metalowego kółka o nią (trzeba się przyjrzeć, na psie tego nie widać)
  • nie przesunięta blokada czasem podczas zabawy z psami przesuwała się na pozycje blokady. ale nie wiem czy zablokowana również potrafi się odblokować podczas psich harców (nam się nie odblokowała)
  • po miesiącu codziennego bardzo intensywnego użytkowania i po 3 praniach w pralce widać pojedyncze odstające niteczki

Można je usunąć i obroża wygląda jak nowa :)

CENA? jak ktoś przegapił informacje wyżej, to napiszę ponownie 12 zł 70 gr - to nie żart! Przystępna cena, jak widać może iść w parze z jakością!