ciasteczka

poniedziałek, 25 września 2017

Hard Dog Race Base Poland 23.09.2017

Pamiątkowa koszulka i medale - śliczne!

Bieg był w sobotę, dziś poniedziałek, a do mnie nadal jeszcze nie wszystko dociera. Nie mam pojęcia od czego zacząć, więc zacznę od początku. 


HARD
Czujesz się twardzielem? Myślisz, że jesteś wytrzymały, silny i zdeterminowany? Myśleć i mówić można wszystko! Masz okazję to udowodnić! Ciężka trasa, dużo przeszkód. Sprawdź jakie to uczucie zwyciężyć samego siebie i dotrzeć do mety.
DOG
Mały, duży, rasowy czy mieszaniec? Nie ma znaczenia, aby był psem! Ważne byś go kochał i szanował, jak i wszystkie psy. Ponieważ my całym sercem jesteśmy po ich stronie.
RACE
W tych zawodach nie chodzi tylko o Ciebie albo o twojego psa, tu się liczy wasza współpraca. Jeżeli wystartujesz w HDR to dopiero będziesz wiedział, do czego jesteście zdolni w parze.

nr startowy, niepozorna niby karta a przetrwał to wszystko!
Gdzieś mi mignęła chyba w lipcu informacja o Hard Dog Race i myślę sobie "WOW! Coś dla nas", ale zaraz mi minęło, bo Dąbrowa Górnicza to szmat drogi i bieg kolidował z Dog Games Fall. Potem widzę, że Zamerdani biegną, a konkretnie Amelia i Elza. Odrobinkę nas podpuściły do wzięcia udziału, bo mogłyśmy się z nimi zabrać samochodem. Akurat DingDog 14 sierpnia ogłosił konkurs na swoim FB. Do wygrania było prawo bezpłatnego startu VIP w biegu dla 3 osób. Wystarczyło napisać dlaczego to właśnie my mamy wziąć udział w Hard Dog Race. Napisałam, ale bez przekonania. 21 sierpnia wieczorem wracam ze spaceru z Tajgą, zaglądam na FB a tam wyniki i... Udało się, jesteśmy wśród szczęśliwej trójki! Aaa, to będzie przygoda życia, sprawdzian naszych sił, więzi, ogólnej zajebistości i charakteru. 

Dlaczego to właśnie my miałybyśmy wystartować w Hard Dog Race? No, bo kto inny jak nie my?! ;) Dwie ostre laski z Grochowa, które na co dzień pokonują wspólnie, ramię w ramię, łapa w łapę kilkadziesiąt kilometrów, wspólna pierwsza piątka poniżej 30 minut chyba godnie mogą reprezentować dingdogowe stado w biegu? ;) No a tak serio. Nigdy nie byłam aktywna, wieczne zwolnienie z w-f, ale wszystko się zmieniło dzięki Tajdze. W ostatnim roku schudłam 27 kg, Tajga wygrała z chorobą, właśnie stuknęła mi 30-stka, a ja mam głowę pełną szalonych pomysłów! Wiosną miałam startować w Runmagedonie, ale opieka nad Tajgą była ważniejsza niż treningi. Teraz bardzo chciałabym spróbować naszych sił na HDR, to byłby swego rodzaju test naszej wytrzymałości, więzi, współpracy i zaufania. Pot, brud, krew, błoto i woda to jest to z czym zmagamy się niemal na co dzień, dlaczego nie zamienić tego w wielką wspólną przygodę? ;) 
Życzymy powodzenia innym walczącym o udział w biegu, trzymamy kciuki za startujących i mamy nadzieję, że się uda ;) Jak nie to na otarcie łez pozostaną nam zawody frisbee ;) 
Pozdrawiamy!
Anka i Tajga 
5:30 czekamy na przystanku na tramwaj
Prognozy pogody były bezlitosne i nie pozostawiały złudzeń. Miałam jednak nadzieję do końca, że nie będzie aż tak źle. Sobota 23 września 2017 roku pozostanie w mojej pamięci na zawsze! Dzień rozpoczęłam o 4 rano, najpierw 40 minut tramwajem, potem spotkanie z Amelią i Elzą i wspólna podróż do MXDG Motocross Dąbrowa Górnicza. W samochodzie żartowałyśmy z Amelią, że wracamy, ja się śmiałam, że popatrzę jak ona biegnie a ja rezygnuje. Praktycznie bez przerwy padał deszcz, temperatura oscylowała wokół 9 stopni, chwilami powiewał nieprzyjemny wiatr. Samo dojście do miasteczka biegowego było już wyzwaniem!


Rejestracja i kontrola weterynaryjna poszły bardzo miło i sprawnie. Ale to nawet nie był posmak tego co czekało nas za linią startu. Początek wyglądał łudząco dobrze i nie zapowiadał tego, co będzie dalej. Nasz bieg startował w samo południe o godzinie 12:00, pierwsi uczestnicy wystartowali o 9:00 rano. Cały czas żartowałam sobie, że dobrze będzie jeśli przeżyjemy ten bieg, ale nie zdawałam sobie nawet jak prorocze to były słowa... Zamiast ścieżki, po której można było biec była jedna wielka, rzeka błota i wody, do tego stopnia, że chwilami nie wiedziałam czy to przeszkoda, czy nie. Nawet z pozoru ładny początek trasy okazał się mega śliski podczas wchodzenia w zakręty, dla własnego dobra i dobra Tajgi postanowiłam przystopować. Nie chciałam się połamać. Na starcie byłam już praktycznie przemoczona. Było mi strasznie zimno, pomyślałam: "jaka stara taka głupia, normalni ludzie by zrezygnowali", ale jak wiadomo my normalne obie nie jesteśmy :P 
dziennik zachodni
fot. www.dziennikzachodni.pl
Pierwsza przeszkoda to rów z wodą. Miałam pecha i wskoczyłam do wody tak, że stopą trafiłam na nierówny pień, który był cholernie śliski i o mały włos nie wpadłam w wodę głową - jakoś zdążyłam podeprzeć się rekami. Byłam już praktycznie cała mokra, było mi strasznie zimno, myślałam, że zaraz zamarznę. Wyszłam i szczerze mówiąc miałam dość, chciało mi się wyć i przez głowę przeszła myśl "wracamy na start". Szybko się jednak pozbierałam i dałyśmy radę, ale łatwo nie było! Trasa była kręta, taśmy nie do końca jasno wytyczały trasę, ominęłam niechcący opony musiałam kilka metrów się wrócić. Po upadku sprzed chwili stwierdziłam, że chrzanie to i zrobiłam przysiady. Dalej jakoś poszło, bo była dość przyjemna trasa przez lasek, nawet momentami biegłyśmy zamiast iść. Niestety przyszła kolej na strome zejście w dół, ścieżka była błotną zjeżdżalnią, niewiele drzew dookoła, z boku trawa już wyślizgana. Nie pomagało schodzenie bokiem, poślizgnęłam się, upadłam na tyłek i o mało nie wpadłam na Tajgę, ale ta sprytnie mnie przeskoczyła i patrzyła zmartwiona co ja odstawiam. I teraz najgorsze, moment, w którym widziałam śmierć. Wstałam i nogi mi odjechały, nie mogłam się zatrzymać, leciałam jak rozpędzona kula w dół, klapnąć na tyłek się bałam, bo na ścieżce były spore ostre kamienie i korzenie. Z lewej strony była niewielka brzoza, próbowałam ręka na niej się zatrzymać, ale tylko trochę zwolniłam i leciałam w dół dalej. To było straszne. Cudem nic w tą rękę sobie nie zrobiłam. Oczami wyobraźni widziałam moją rękę wyrwaną z barku i  wisząca na tej brzozie! Myślałam, że się połamię, dobrze, że przede mną był inny uczestnik - Pan Mateusz z Ayano, który dosłownie uratował mi życie. Dziękowałam mu już kilka razy, dziękuje i tez teraz. Jakimś cudem mnie zblokował ręka i zatrzymałam się. Podziwiam go za siłę, za to, że sam nie zaczął spadać w dół razem ze mną, za refleks, bo to były ułamki sekundy i nie zdążyłam nawet krzyknąć. 
dziennik zachodni
fot. www.dziennikzachodni.pl
Zamiast ja wspierać Tajgę, to ona wspierała mnie. Jest mi wstyd z tego powodu... Nie goniła jak dzika, nie ciągnęła mnie jeśli widziała, że ledwo idę. Ciągnęła za to kiedy były podejścia pod górkę i pomimo, że jest niewielka to mi w tym pomagała. Później była chyba przeszkoda wodna, wnoszenie na górę i znoszenie w dół 15 kg (chyba) worka z karmą. Masakra, bo znów błotne zjeżdżalnie, ale dałam radę. Ktoś tylko nie pomyślał, że padający deszcz, błoto i brak uchwytu przy worku to słaby pomysł. Zanim wdrapałam się na górę, to worek już się rozwalił, wiec zamiast nieść go na plecach ciągnęłam go z boku za sobą. Później było czołganie się pod taśmami, przechodzenie po małych oponach, wspinanie się i przejście po większych oponach, przejście przez budę i klatkę dla psa po skosie, czołganie się pod siatką/drutem. Nie pamiętam niestety kolejności przeszkód. Jakieś wodne rowy do pokonania, gdzie w jednym panowie mnie podpuścili, że jest płytko a wpadłam tak, że miałam mokro w majtkach . Momentami zapadałam się w błoto prawie po sam tyłek niczym na bagnach. Cudem, nie pogubiłam butów! Odpuściłam sobie podejście pod górę i zejście z beczką, nie ze względu na ciężar, ale bezpieczeństwo moje i Tajgi, bałam się, że złamię nogę lub wpadnę w poślizg i upuszczę beczkę na psa. 30 karnych przysiadów załatwiało sprawę i biegło się dalej. Ominęłam też klatkę, gdzie zamykało się psa i przechodziło górą po drabince bez zabezpieczeń. Moje buty miały po 3 kg błoto-gliny w środku i wody, zero przyczepności. Przysiady machnęłam szybciej niż uczestnik pokonujący przeszkodę - opłacało się trenować ponad rok!  Był jeszcze mały slalom między kratami? Wysokie schody i strome podejście i zejście z platformy - dobrze, że poręcz była oraz przejście pod zawieszonymi oponami. Głęboka przeszkoda z wodą, przykryta z góry kratą była albo ostatnia albo przed ostatnia - zabijcie nie pamiętam, to są takie emocje, że człowiek potem nawet nie wie jak się nazywa  Wybrałam przysiady, bo mam tylko 165 cm wzrostu, nie bardzo radze sobie z pływaniem i nie chciałam ryzykować, że nie dam rady się wyczołgać z tej wody . Nie uważam, aby omijanie przeszkód było ujmą lub czymś złym. zawodnik ma wybór, ja wybrałam bezpieczeństwo!

Na budach zapytałam Pana przy przeszkodach ile jeszcze, to była 9 przeszkoda z 16 i to mi dało siłę i wiarę, że dam radę, że już blisko do mety, bo jesteśmy za połową! Niestety nie wszyscy przy przeszkodach byli mili, trzeba było się samemu dopytywać jeśli trasa była słabo oznaczona, raz widziałam lekko szydercze spojrzenie. Coś takiego nie powinno mieć miejsca. na szczęście z innymi można było nawet chwilę pogadać i pożartować! 

Jestem pełna podziwu dla zwinności Tajgi, na niej tylko wszechobecna woda stanowiła problem. Ja chwilę patrzyłam jak wdrapać się na wielką oponę a ona już na niej stała z uśmieszkiem jakby mówiła "no rusz się matka! to pikuś, pospiesz się". Podczas mojego pełzania na kolanach ona sobie szła na prosto - dobrze jej było. Trochę miała obawy przed wejściem do budy, ale poszłam przodem, co dodało jej odwagi. Po biegu drżała z zimna, ale ręcznik, kocyk i grzanie w samochodzie szybko doprowadziły ją do dobrego samopoczucia. Pierwszy raz od prawie 4 lat jak jesteśmy razem widziałam mojego psa zmęczonego, czyżbym raz w tygodniu musiała jej taki bieg organizować? 
Brud, pot, krew, łzy i rzeka błota, te słowa najlepiej opisują Hard Dog Race!
Hard Dog Race - tam trzeba być! Tego nie da się opisać słowami, te emocje, adrenalina, zrozumieją to tylko inni uczestnicy. Jak tak myślę, to chyba w taką pogodę i przy takim stanie trasy ponownie nie zdecydowałabym się na udział w biegu. Jeśli jednak za rok bieg będzie organizowany w ludzkich warunkach pogodowych, to się zapisuje! Nawet na wild zamiast base  

Z każdą kolejną wodną przeszkodą lub głębszą kałużą człowiek ma wrażenie, że ta woda jest ciepła a nawet przyjemna, to zaskakujące jak organizm może się dostosować. Były momenty po czołganiu się, kiedy miało się całe dłonie zalepione gliniastym błotem, że szukałam kałuży z utęsknieniem po to, żeby się w niej opłukać. Podobnie sprawa się miała z butami, bo po opłukaniu w kałuży na moment przestawały ciążyć. Było mi już ciepło i wszystko jedno, tak gdzieś w połowie trasy zaczęło mi się podobać! Po tamtym zabójczym zejściu wiedziałam, że już nic gorszego nie może nas spotkać. 

Po mecie nie bardzo wiedziałam jak trafić do szatni, bo tylko jakieś stoiska z koszulkami i szelkami oraz kiełbaski mnie otaczały, byłam oszołomiona i chwilowo bez sił. Zaraz jednak zaczęłam mieć mega dużo energii, sama nie wierzyłam, że się udało. Nie czułam już zimna, deszczu, błota, które miałam niemal wszędzie. Ja, która uwielbiam jeść nawet nie odczuwałam potrzeby jedzenia, a zabrałam z domu sporo wałówy. Szybkie wycieranie i przebieranie się w ciepłe i suche ciuchy  na leśnej drodze. Na prysznic w miasteczku nie miałam ochoty, chciałam jak najszybciej być w domu. Emocje wzięły górę, nieco ciepłej herbaty z termosu, kilka kulek udających rafaello i wracamy!

Moje założenie było ukończyć bieg i przeżyć, o Tajgę się specjalnie nie martwiłam - wiedziałam, że sobie poradzi. Na mecie czekały medale dla człowieka i psa, woda, próbki karmy, szelki i smycz Julius-K9, koszulka, kupon zniżkowy oraz preparat przeciw pchłom i kleszczom. 
brudasy
Dawałam sobie godzinę na ukończenie biegu, będąc na miejscu i widząc warunki spasowałam i stwierdziłam, że jak w 2 godziny pokonamy te 6 km i 16 przeszkód to będzie dobrze. Zaskoczyłam samą siebie i na metę dotarłyśmy z czasem 01:11:19, co dało nam miejsce w open 167/212, kobiety 94/134. Dla mnie to nie miejsce się liczy w takim biegu a sam fakt ukończenia go, przełamania własnych granic. Ja osoba, która praktycznie nie biega, która dopiero zaczyna przygodę z bieganiem i jeszcze nie za bardzo mi się to podoba. 

Poniedziałek rano, 25 września nadal czuję się dziwnie, mam spore zakwasy w udach - ciężko się siada i wstaje  Jak się niechcący klepnęłam w udo to mega zabolało. Wczoraj byłyśmy w Kaputach na drugim dniu zawodów frisbee Dog Games Fall (niebawem podsumowanie). Zdecydowałam się na nie, bo obudziłam się już o 3:40 rano z masa energii i byłam wyspana. Tajga też odpoczęła. Miałam wczoraj kryzysy samopoczucia i chwilami lekko podwyższoną temperaturę do 37 stopni, ale jest i tak zaskakująco dobrze, jak na to co się działo w sobotę na HDR. 

Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam pisząc tą relację - jeszcze nie odespałam weekendu a obowiązki nie pozwalają na leniuchowanie. Psa trzeba wyspacerować, nie ma taryfy ulgowej, nie ma, że boli! Żałuję, że nie zamontowałam sobie kamerki sportowej, bo to trzeba zobaczyć żeby zrozumieć z czym uczestnicy musieli się zmierzyć. Ja osoba, która nie weszła nigdy w kałużę, czy błoto... 

Łatwo nie było, ale i tak była to wielka przygoda mojego (naszego) życia! Mam nadzieję, że jedna z pierwszych, ale nie ostatnia  Aplikacja Ding Dog raz jeszcze wielkie dzięki za umożliwienia nam startu na Hard Dog Race!  Bez Was ominęłaby nas ta hardcorowo ekstremalna przygoda dla twardzieli! 



15 komentarzy:

  1. Prawdziwy HARDCORE :D Nie wątpiłam ani przez chwilę, że dacie radę, ale i tak wielkie brawa! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! W moim wieku się takich rzeczy robić nie powinno hehehe ;) Na takie warunki to trzeba było pomyśleć o taśmach i przymocować nimi buty - dziw, że ich nie pogubiłam! Przydałyby się też jakieś nakładki kolce czy coś na podeszwy, bo zwykłe buty biegowe to nieporozumienia i mój wielki błąd :P no, ale buty do kosza po czymś takim!

      Usuń
  2. Tak jak wczoraj mówiłam ogromny szacun za ukończenie tego biegu i jeszcze przybycia na drugi dzień na Dog Gamesy. Ja z pewnością bym już sobie odpuściła, a po tobie wcale nie było widać zmęczenia po sobotnim dniu, jestem pełna podziwu :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! ale ja momentami ledwo kontaktowałam i sama nie wiem jak dałam radę przyjechać do Kaput i jeszcze całkiem nieźle nam poszło ;) Twardzielki chyba tak już mają!

      Usuń
  3. No i pisałam, i tak wam zazdroszczę. Przeżycie naprawdę mega. Jesteście ostre babki! Buziaki od nas!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma czego zazdrościć - szykuj formę na kolejna edycję! Może drużyną wystąpimy? ;) a to, że ostre jesteśmy to wiadomo nie od dziś :P

      Usuń
  4. Ależ ja się z Wami po drodze ubawiłam :D Mam nadzieję, że następnym razem to powtórzymy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedz tylko kiedy! Jesteście obie genialne i na szczęście się na się nas nie boicie ;) A tak na marginesie, to świetnie prowadzisz :) Polecamy się na przyszłość i to nie tylko na takie szalone akcje ;)

      Usuń
  5. Wow, spartańskie warunki były z tego co czytam. Szacun za pokonanie tej trasy i nie poddanie się! :D Jesteście wielkie! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Międzylesie, czy nawet ulewa i błoto, czy kałuże po kostki w parku, to nic przy tym ;) Wiedziałam, że pogoda była i będzie kiepska, ale nie spodziewałam się, że będzie aż tak ciężko! My się nigdy nie poddajemy! Uda bolą teraz jeszcze bardziej niż wczoraj czy dziś rano, a ja już nabieram coraz większej ochoty na następną edycję. Normalna to ja nigdy nie byłam, co nas nie zabije to wzmocni ;) Warunki trudno opisać i oddać to, co tam się działo, bardzo żałuję, że kamerki nie podpiełam sobie :/ Byłby filmik grozy na YT

      Usuń
    2. Twój opis plus to co widzę na zdjęciach udostępnianych na fb wzbudzają u mnie lekkie ciarki na plecach, ale z drugiej strony nawet bym wzięła w czymś takim udział. Powiem tak, trzeba być szajbusem, bo inaczej ma się nudne życie. ;) Próbowałaś masować uda żeby trochę je rozluźnić i poprawić krążenie?

      Usuń
    3. :D :P no było hardcorowo, niektóre zdjęcia świetnie to obrazują, na innych warunki były jeszcze znośne, bo trasa tak bardzo zordeptana nie była rano. Ja już bym jechała na następny taki bieg! Chyba każdy kto spróbował łapie tego bakcyla i ciągle mu mało adrenaliny. Coś tam próbowałam masować i rozciągać, ale tak bolały, że masakra... Rozchodziłam już prawie na spacerach z Tajgą - przy niej nie ma taryfy ulgowej :P Dziś już prawie 13 tys kroków za mną

      Usuń
    4. No to śmigacie. :D Co to za aplikacja mierząca kroki? Chętnie sobie zmierzę ile kroków robię w pracy (o ile mi telefon na to pozwoli...). :D Długości trasy niestety nie mogę mierzyć, bo po ok. 1,5-6 km telefon odłącza mi aplikacje...

      Usuń
    5. Samsung Health jej wielkim plusem jest działanie w tle bez uzycia internetu, sama sie aktywuje jak sie ruszam i nie musze pamietac o wlaczaniu. Nie żre baterii jak szalona, w miare przyzwoicie liczy i nie gubi gpsa jak Endomondo. Oprócz liczenia krokow ma tez kilka innych opcji

      Usuń

tajgaowczarekmazowieckikelpie.blogspot.com