ciasteczka

wtorek, 8 października 2019

Psie targi i inne eventy, dlaczego przestałam zabierać na nie psa?


Psie targi, parady kundelków, spacery adopciaków, pokazy sztuczek, dzień zwierzaka. Długo można wymieniać imprezy organizowane dla psów i ich właścicieli. Kiedyś chętnie brałam w nich udział, teraz robię to coraz rzadziej. 

Psie targi i cała masa innych eventów są super imprezami w ich zamyśle, niestety poległy w starciu z ludzką bezmyślnością i egoizmem. Dlaczego mocno zmieniłam o nich zdanie i praktycznie przestałam zabierać psa w takie miejsca?

Miłe złego początki
4-5 lat temu, kiedy dopiero wszystko się rozkręcało i psie eventy nie cieszyły się tak wielkim zainteresowaniem jak teraz było znacznie inaczej niż obecnie. Po pierwsze nie widywałam raczej osób z psami problemowymi i po drugie każdy starał się pilnować psa i zwracać na niego uwagę. Na spacerach i piknikach, gdzie były psy ze schroniska i/lub fundacji było już w ogóle ą i ę i Tajga nawet potrafiła się z ogarniętymi psiakami zapoznawać. Wolontariusze zawsze ładnie czytali psy i panowali nad nimi. Fajne wydarzenia, często z możliwością pomocy bezdomniakom. Można poznać wiele osób podobnych do siebie, wymienić się doświadczeniami a i pies ma zadanie do wykonania i wraca przyjemnie zmęczony psychicznie w granicach rozsądku. 

Nie każdy pies się nadaje na takie imprezy
Tajga bardzo dobrze odnajduje się w skupiskach ludzkich, w sklepach, na targowiskach. Nie ma problemu z muzyką, hałasem, zapachami, odtwarzanymi filmami na dużym ekranie. Zawsze znajdzie sobie ulubione ciocie i ewentualnie wujków. Jest reaktywna, potrzebuje nico więcej przestrzeni, ale pierwsza i sama z siebie w miejscach publicznych nie zaczyna awantur. Gorzej jeśli psy na nią polują, próbują wskoczyć, plączą się wszędzie bez kontroli a ludzie nie potrafią lub nie chcą umożliwić nam przejścia, bo ich piesek musi się przywitać... 

Niestety zdarzało mi się widzieć psy agresywne, masę psów nie radzących sobie ze swoimi emocjami i pozostawionych samych sobie, sporo strachulców i psów, które ewidentnie nie czuły się dobrze w takim skupisku bodźców, ludzi i psów. Zawsze zastanawia mnie po co ciągnąć tam takie psy, czy ludzie nie widzą, jaki to ma na nie wpływ? Regularnie zdarzają się spięcia i mini jatki, dla mnie jest to nie do przyjęcia, bo to już przekraczało granice komunikacji. 

Chore pojęcie socjalizacji!
Nachalne i nie panujące nad sobą psy, które niby przychodzą na social a nie znają nawet podstaw a ich właściciele nie znają mowy psiego ciała lub ją ignorują. Czy to jest socjalizacja? No nie. Pies robi co chce, skacze po ludziach, po psach, straszy, kłapie zębami, podchodzi do wszystkich i uniemożliwia przejście. Potem te same psy mają łatkę podbiegacza i świadomi psiarze w parkach i na ulicy muszą uciekać po krzakach, bo ktoś "przesocjalizował" pieska i nie nauczył go niczego, nie ma nad nim kontroli, pies nie zna granic i o zgrozo nie umie się komunikować z innymi psami. 

Socjalizacja właściwa zachodzi w bezpiecznych, komfortowych i kontrolowanych warunkach z poszanowaniem każdej ze stron interakcji. Socjalizacja to nie jest dzika naparzanka z każdym psem, ani witanie się jak leci i z kim popadnie. Pies, który ignoruje obce psy i ludzi a zaczepiony zakomunikuje np. warknięciem nie jest agresywny ani niezsocjalizoway. Długo można pisać i tłumaczyć a do ludzi i tak nie dociera. 

Egoizm i brak kultury
To nie tyczy się oczywiście wszystkich, ale coraz więcej takich ludzi pojawia się na psich targach i eventach. Blokowanie i tak już wąskich przejść, klatek schodowych, długie smycze z nabuzowanymi psami, głuchota na przepraszam i ślepota na żółtą wstążkę. To co mamy w parkach i na ulicy w większości przechodzi na pozostałe obszary. 

Niestety długie zakupy i plotki są praktycznie nie do połączenia z uważnym kontrolowaniem pobytu na takiej imprezie naszego psa. Rozwiązaniem jest przyjście w dwie osoby. Ja często większość targów nosiłam moją 13 kg sukę na rękach, bo inaczej doszłoby do wielu nieprzyjemnych sytuacji. Nasyłanie dzieci, które z impetem biegną do obcego psa i klepią po głowie też jest totalnie lekkomyślne. 

Niezablokowane flexi i totalny brak kontroli nad psem a nawet zainteresowania się nim
Oddzielnym zjawiskiem są długie i niezablokowane smycze typu flexi i pieski szalejące po często 2 alejkach i na stoiskach. Właściciele oczywiście nie widzą w tym problemu i zajęci są zakupami. Mój pies przemieszcza się przy mojej nodze, na skróconej smyczy i zachowuje kontakt wzrokowy ze mną, ignoruje większość tego, co dzieje się dookoła, ale zaczepiona nachalnie i niekulturalnie szybko odpowiada, co jej nie pasuje. 

Marzę o momencie, w którym psiarze będą bardziej świadomi, kiedy zaczną kontrolować swoje psy i nie będą uprzykrzać życia innym. Tyczy się to także spacerów. 

Długo kiełkowała we mnie decyzja o napisaniu tego tekstu. Zbliżają się kolejne targi, ciekawe jak to będzie wyglądało, tym razem idziemy z psem, w niepolarnej godzinie. Bywamy często na Slow Weekend czy eko targach lub targach modowych, gdzie można przyjść z psem, ale nie jest to powszechne i Tajga czuje się tam jak ryba w wodzie, kiedy nie jest ciągle napastowana i atakowana przez inne psy. 


Ciekawa jestem Waszego zdania w tym temacie. Zabieracie ze sobą psy na wszystkie psie targi i inne imprezy? Uważacie, że to dobra okazja do socjalizacji problemowych psów? Jakie są Wasze wnioski z obserwacji ludzi i psów w takich miejscach?

Dla mnie komfort i bezpieczeństwo mojego psa są zawsze na pierwszym  miejscu.

4 komentarze:

  1. Ja nie zabieram psa na tragi ani nawet na bazar. Nie jestem w stanie jednocześnie robić zakupów i patrzeć naokoło, czy aby jaki york pod nogi nie podejdzie. Mam psa, który miał masę problemów, w zasadzie był półdziki i nadreaktywny, i nie po to tyle pracowałam nad uspokojeniem emocji, by teraz pozwalać psu wracać do starych zachowań spowodowanych czyjąś nonszalancją. Piszesz o skupiskach psów i ludzi - to oczywiście trudne miejsca, ale ja mam wrażenie, że problem psów naruszających przestrzeń nasila się wszędzie. Jeszcze trzy lata temu moim głównym celem było, by to mój pies się ogarnął i ładnie zignorował innego, ale idącego normalnie psa. Udało się to opanować. Teraz głównym problemem jest omijanie rozszczekanych, zatrzymywanych z dzikim zgrzytem flexi, stających na tylnych łapach psów. Ludzie podnoszą nam poprzeczkę. O wiele częściej zdarza się podbieganie, które kiedyś ignorowałam, bo bywało to sporadyczne. Teraz to spacerowy standard. Wszystkie malutkie pieski luzem po parku, każdy leci do psów na smyczy, ale niech ten smyczy spróbuje warknąć, to "jaki agresywny". Ostatnio podbiegła do nas suczka buldożka francuskiego "się przywitać", Nuk warknęła, a tamta rzuciła się z zębami, więc puściłam swoją, uznałam, że tak będzie lepiej. Nuk nie pogryzie raczej drugiego psa, tylko przydusi i poczeka, aż tamten się uspokoi. Mogłam tak zrobić, bo to była mała suczka. Co jednak, gdyby właściciel buldożki miał zamiast niej amstaffa? Poza tym, nie chcę by Nuk utrwalała takie zachowania. Jest coraz gorzej, ludzie nabuzowani, przerażeni warknięciem mojego psa, za to ubóstwiający "słodko" rozszczekane własne psy. Wszyscy kupują na potęgę małe rasy, nie wiedząc NIC o psach i ich behawiorze. Chaos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem Wasz problem, bo mamy podobny :( Ludzie zamiast z czasem i rozwojem wiedzy oraz dostępowi do Internetu mądrzeć, jakby głupieją. Niektórzy pomylili chyba miłość i brak awersji z bezstresowym wychowaniem... Ja nie dopuszczam w ogóle do przypadkowych spotkań z obcymi psami, gdzie 90% z nich szuka guza, albo może mają neutralne zamiary, ale na pierwszy rzut oka widać, że nie umieją się komunikować.

      Tajga z tłumem problemu nigdy nie miała. Jakby nie patrzeć mieszkamy w Warszawie i nawet dojazd czy dojście do parku czy do weterynarza wiąże się z dzikimi tłumami wszędzie, bazarki i stoiska wyrastają czasem na każdym roku ulicy. Często idąc po awokado, banany lub przysłowiową bułkę pies mi towarzyszy, bo mam po drodze i po 15 km spacerze nie mam ani czasu ani siły wychodzić po jakiś drobiazg. No, ale nie każdy pies wtedy grzecznie siedzi/stoi i zajmuje się sobą. To my wiemy, co jest najlepsze dla naszego psa i na ile możemy sobie pozwolić.

      Życzę Wam więcej spokojnych spacerów i jak najwięcej wyrozumiałych ludzi na Waszej drodze! <3

      Usuń
  2. Nie dopuszczać do przypadkowych spotkań, no fajnie, ale jak? Ja na ogół dobrze radzę sobie z obcymi psami, odgradzam sobą, nie pozwalam podejść. Ale ostatnio obce psy, jakby to ująć, mają to głęboko. Nie reagują na moją postawę, tylko dalej swoje dzikie densy odstawiają. Jakby w ogóle nie rozumiały, że "nie wolno", jakby nikt im niczego nie zabraniał. Coraz więcej widzę psów biegnących do mojej na oślep, bez kontaktu z nią, ze mną, z właścicielem. Po prostu jakby ignorują wszelkie znaki na niebie i ziemi, które im wrzeszczą prosto w pysk: nie podchodź. Mam głupie wrażenie, że parę lat temu tak nie było...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tylko raz spotkałam psa, który dał się zatrzymać moim ciałem, reszta ma to gdzieś. Nauczyłam się tak chodzić i o takich porach, że rzadko kogoś spotykamy. A jak spotykamy to... nie jest miło, inaczej się nie da. Jak jest jak, to zawsze zmieniam stronę ulicy lub kierunek. Wieczorami udaje nam się chodzić z sąsiadem i jego ok 40 kg psem, przed którym wszyscy uciekają ;) 5-6 lat temu faktycznie te psy były jakieś bardziej pojętne i nie dążyły do konfrontacji za wszelką cenę

      Usuń

tajgaowczarekmazowieckikelpie.blogspot.com