TAK! Zrobiłam to, skrzywdziłam moją suczke i pozbawiłam ją możliwości zostania mamą :D Jestem najgorszym psim właścicielem ever!
A tak już całkiem serio, to 19 września minie dokładnie 2 lata od przeprowadzenia u Tajgi zabiegu sterylizacji. Myślicie, że się nie bałam? Bałam się jak cholera, praktycznie od momentu adopcji panikowałam jak to będzie i gdzie to zrobię. Chyba nawet od tego myślenia posiwiałam... A moment oddania małej "pod nóż" i czekanie na telefon, że można ja już odebrać i pierwsza noc po były chyba najgorszymi w moim życiu, ale nie żałuję mojej decyzji! Po czasie żałuję tylko, że czekałam do pierwszej cieczki, gdybym mogła cofnąć czas to ciachnęłabym Tajgę przed 1-wszą cieczką, która miała późno, bo jakoś po +/- 13 miesiącu życia. A tak ledwo zdążyliśmy ze sterylka przed 2-gą cieczką.
Może wtedy byłaby bardziej szczeniaczkowata niż sukowata...? ;) chociaż w sumie Tajga nawet jak miała te 7-8 miesięcy, to nie zachowywała się jak inne młode psy w jej wieku, które spotykałam. Ona była dojrzalsza i miała już swoje zdanie.
Ale dość gadania! Przejdźmy do konkretów. Wybaczcie, jak coś przekłamię, trochę czasu już minęło a ja byłam w przeogromnym stresie.
Zabieg był zaplanowany na piątek, miałam się zgłosić jakoś około 12 chyba. Dwa dni wcześniej (środa) Tajga miała pobraną krew żeby sprawdzić, czy wszystko ok i czy można przeprowadzić zabieg. A i najważniejsze! Do przeprowadzenia zabiegu wybrałam KOTERIĘ FB Koterii Strona internetowa Koterii Dlaczego? Po pierwsze - gabinet miałam praktycznie tuż pod blokiem, więc odpadał transport psa po zabiegu, co dla osób niezmotoryzowanych może stanowić problem. Po drugie - niska cena i tym samym wsparcie statutowej działalności ośrodka. Po trzecie - bardzo duże doświadczenie pracującej tam Pani Doktor. Po czwarte - pozytywne opinie znajomej Pani, która oddawała tam na zabieg zarówno swoje psy, jak i koty. W innych miejscach ceny zaczynały się od 400 zł za sam zabieg bez leków, bez ubranka, bez badań a kończyły na 800-900 zł plus wizyty kontrolne...
CENNIK KOTERII
Koszty, które opłaca właściciel czworonoga
Zabiegi kastracji: | |
kotka | 110 zł |
kocur | 70 zł |
pies/suka do 15 kg | 220 zł |
pies/suka 15-30 kg | 280 zł |
pies/suka powyżej 30 kg | 350 zł |
przetrzymanie kota | 15 zł/doba |
W koszt zabiegu wchodzą leki i materiały medyczne użyte podczas zabiegu, praca lekarza, antybiotyk i leki przeciwbólowe. |
Tajga dostała "głupiego jasia" jakoś około godziny 12:30 albo 13, po paru minutach Pani Doktor zabrała ją słabo kontaktującą na salę operacyjną, a ja wróciłam do domu i pojechałam do pracy. Chyba o 14:30 dostałam telefon, że Tajga jest już wybudzona i można ja odebrać. O godzinie 15 Michał był już chyba z nią w domu, no może o 15:30 nie pamiętam. Oczywiście przed pobraniem krwi oraz przed samym zabiegiem pies musi mieć głodówkę. przed pobraniem krwi wystarczy chyba 8 godzin, przed zabiegiem musi to być minimum 12, czy nawet 16 - dopytajcie swojego lekarza, ja nigdy takich rzeczy nie pamiętam...
Naczytałam się, nasłuchałam i naoglądałam zdjęć... Jak to psa trzeba oddać na noc przed zabiegiem na obserwację i zostawić na kolejna noc po zabiegu... Jak to tną pół brzucha. Jak odbiera się nieprzytomnego psa. Jak pies odsypia 24 lub 48 godzin. Jak pies płacze i jęczy z bólu. Jak to karmić i wody dawać nie można. Jak to trzeba psa oszczędzać, chuchać i dmuchać, trzymać pod kocem. Jak to pies wymiotuje i załatwia się pod siebie itd., itp . . .
A w praktyce? wróciłam do domu jakoś po 18 i Michał ledwo był w stanie utrzymać Tajgę, bo chciała skakać ze szczęścia i witać się ze mną. Jedyne, co sprawiało jej wtedy problem to siadanie, ale nie wiem na ile ból i szwy przeszkadzały, a na ile ubranko, na które miała mega focha i nas za nie znienawidziła he he.
Rana/cięcie/szew. Nie mierzyłam więc nie wiem dokładnie, ale wydaje się nam, że Tajga miała nacięcie długości 4-5 cm. Szwy były rozpuszczalne, zaszycie perfekcyjne! U Tajgi po pół roku trudno było się doszukać śladu po zabiegu, o bliźnie nie ma mowy, sierść tylko ciut opornie odrastała i w miejscu "odcięcia" odrosła ciut ciemniejsza. Tajga miała srebrny brzuszek, jeśli dobrze pamiętam, to taki "opatrunek w sprayu". Nie było żadnych dodatkowych kosztów, wizyt kontrolnych. No dobra, Michał poszedł raz do Pani Doktor, bo został 1 jakby supełek po szwie, który Pani Doktor wyjęła (wrzuciliśmy pieniażki do koteryjnej puszki, bo sama wizyta nic nas nie kosztowała). Początkowo w tym miejscu był jakby "guzek" zgrubienie, bałam się, że to zrosty, czy coś. Po jakimś czasie wszystko ładnie się wchłonęło i ie został najmniejszy ślad.
Opieka. Tajga nie wymagała szczególnej opieki ani nadzwyczajnego traktowania, nie piszczała z bólu, nie "płakała". Wieczorem po zabiegu dostała wodę, ale szczególnej ochoty na picie nie miała (pewnie po kroplówce była wciąż nawodniona), rano dostała małą porcję ryżu z "puszką" i było jej ciągle mało :P Pierwsza noc przebiegła bez problemów, Tajga nie zdjęła sobie ubranka, nie wygryzła dziur, spała u siebie w klatce. Rano znieśliśmy ją pod blok na mały spacer (wieczorem zrobiła tylko siku i za bardzo ochoty na chodzenie nie miała). Zrobiła siku, zjadła trochę trawy, zwymiotowała żółcią i stała sfochana na cały świat, że ma na sobie ubranko. Kupy nie było, konieczne było podanie jej oleju parafinowego do jedzenia - stolec powrócił następnego dnia. Znosiliśmy ja i wnosiliśmy na rękach, bo mieszkaliśmy wtedy na 4 pietrze bez windy, ale wynikało to z naszej nadopiekuńczości, bo jeśli pies czuje się na siłach i chce to może po zabiegu sam pokonywać schody. Tajga od chyba 4 dnia po zabiegu pokonywała schody sama. No, ale Tajga jak to Tajga musiała coś wymyślić! Od poniedziałku przestała się praktycznie ruszać, nie wychodziła z klatki, nie można jej było wyciągnąć na spacer, nie chciała sikać, a o kupie to już mowy nie było... ale jadła i piła normalnie. Spanikowałam. Myślałam, że coś dzieje się z raną, albo boli ją. Zdjęłam ubranko i wszystko ze szwem było na szczęście w porządku. Ubranko - to było to co gryzło Tajgę! Po konsultacji telefonicznej z Panią Doktor dowiedzieliśmy się, że Tajga może wychodzić bez ubranka, w domu jeśli nie interesuje się szwem też mogła być bez. Pies nagle ożył! Dosłownie wystrzeliła z klatki schodowej na trawnik, zaczęła wąchać, ciągnąc mnie na smyczy, sikać i normalnie robić kupę, ba nawet do psów za wszelką cenę próbowała mnie zaciągnąć i do parku żeby się bawić z innymi psami, czy aportować. Miała dosyć tej niewoli i krótkich spacerów. Bałam się, że szwy jej pójdą... ale wytrzymały :) 6 dnia poszłam z nią do parku na smyczowy spacer. 10 dnia po zabiegu wróciłyśmy już praktycznie do normalnej aktywności - zabawa z psami, bieganie luzem w parku, aport turlanej po ziemi piłki, bo podskoki nadal nie były wskazane, ale w domu i tak nie udawało się nam jej powstrzymać przed skakaniem na nas ze szczęścia. Normalnie robiliśmy dłuższe 5 km spacery, wszystko było w jak najlepszym porządku i gdyby nie wygolony brzuszek i mała blizna nikt by nie poznał, że Tajga miała niedawno sterylizację. Po 3 tygodniach zaczęliśmy powolny powrót do frisbee, niskie krótkie rzuty (Tajga entuzjastką skoków nie była i nadal nie jest).
Tajga a szwy. Tu nasz pies okazał się geniuszem i przypadkiem nadzwyczajnym! Tajga nie interesowała się raną ani szwami, nawet będąc bez ubranka nie próbowała nawet się lizać w tym miejscu. Zachowywała się jakby nigdy nic. Jedynie jakoś 5-6 dnia zaczęła drapać się tylną łapką po żebrach, bo pewnie zaczęło ja swędzieć, ale robiła to niezwykle delikatnie i brzuszek pozostał nietchnięty. Na czas naszych wyjść miała przychodzić sąsiadka, ale stwierdziłam, że psu wychodzącemu z leku separacyjnego nie będę mieszała w głowie, Zakładałam jej ubranko i zamykałam w klatce, po powrocie zawsze tylne nogi prawie "wyszły" z ubranka, ale szwy nie były ruszone. Nocami też mogliśmy spać spokojnie, bo Tajga nie dobierała się do szwów. Jednak w pierwsza noc po zabiegu spałam może z 2 godziny, bo tyle się nasłuchałam, co psy potrafią sobie zrobić z raną i jakie są konsekwencje...
Jedyny minus? sami musieliśmy dwa dni po zabiegu podać Tajdze zastrzyki - antybiotyk i przeciwbólowy. Miała to zrobić koleżanka, ale coś jej wypadło, była niedziela wieczór, ja byłam sama w domu, szybkie szukanie, kto może wpaść do nas i podać zastrzyki - niewypał. W końcu Michał wrócił z pracy i z wielkim trudem i przeogromnym stresem psa i naszym jakoś się udało... chociaż 1 zastrzyk nie poszedł w całości a nie mieliśmy w domu igieł. To na szczęście również nie spowodowało żadnych powikłań i komplikacji, bo w teorii leki, które zwierze otrzymuje po zabiegu i kroplówka już zabezpieczają przed zakażeniem a jeśli pies nie ma dolegliwości bólowych, to codzienne podawanie zastrzyków przeciwbólowych jest zbędne.
Aktywność po zabiegu. Nadwaga i konieczność zmniejszania porcji oraz podawanie karmy light. Zacznę od karmy light - bzdura na resorach! Tajga wręcz je więcej niż przed sterylizacją, ale trzeba podkreślić, że nasz tryb życia jest bardzo aktywny! Nigdy nie mieliśmy problemu z tyciem u Tajgi. Fakt, przez te 2 lata przytyła jakieś 2-3 kg (jej waga troche się waha w zależności od rodzaju oraz ilości aktywności i treningów), ale pies zwyczajnie dorósł i osiągnął swoją ostateczną masę oraz znacznie rozbudowały się u Tajgi mięśnie. Nie wiem, skąd ludzie biorą informacje o tym, że pies (zwłaszcza suczka, bo zabieg bardziej rozległy) musi mieć ograniczoną aktywność do minimum przez okres 3 miesięcy, a niektórzy piszą/mówią nawet o 6 miesiącach! Mało tego podobno tak zalecił weterynarz - WTF??! To teraz macie juz odpowiedź dlaczego psy tyja po kastracji/sterylizacji. Tajga była w doskonałej formie przed zabiegiem i być może dlatego tak bezproblemowo go zniosła i praktycznie natychmiast wróciła do formy? Nie znajduje wytłumaczenia dlaczego po 10 dniach od zabiegu nie można z psem, u którego wszystko poszło wzorcowo pójść na 5 km spacer bez szaleństw?
Zmiany. Tajga nigdy nie była aniołkiem, a różki, charakterek oraz dominujące i terytorialne zapędy przejawiała już podczas pierwszej cieczki. Pani Doktor uprzedziła, że sterylizacja jej nie uspokoi - ja i tak na to nie liczyłam. Te cechy pogłębiły się i wyostrzyły, ale nie przerodziły się w agresję. No i nie mam pewności, czy nie byłoby tak również wtedy, kiedy nie zdecydowałabym się na zabieg.
Szczerze? Nie wyobrażam sobie życia z cieczkami 2 razy do roku! Trzymanie Tajgi na smyczy, jakby za karę, stres, uciekanie przed psami, frustracja mojej suczy spowodowana niewolą, brak długich spacerów i treningów - nie to nie dla nas. Nie zapomne, jak kilka razy podczas cieczki (na szczęście pierwszej i ostatniej!) nie chciały się od nas odczepić dużo większe psy :/ całe szczęście Tajga chciała im głowy poodgryzać i ani myślała o amorach ;) Nie zapomnę też pierwszego dnia kiedy po chyba 6 tygodniahc w końcu spóściłam ją ze smyczy - w amoku szczęścia i eufori wystartowała na ulicę (co nigdy sie jej wcześniej ani później nie zdarzyło) i nie chciała do mnie podejść, abym znów jej nie uwięziła na ponad miesiąc na krótkim sznurku. Powoli wróciliśmy do normalności, ale niechęć do samców została Tajdze na zawsze (są nieliczne wyjątki od tego, które potwierdzają regułę).
Uff... to już chyba wszystko. Przepraszam za chwilami chaotyczny wpis, ale próbowałam jak najdokładniej wszystko opisać od strony praktycznej. Zawsze i wszędzie będę polecała Koterię jeśli chodzi o kastrację/sterylizację, bo tam liczy sie dobro zwierząt a nie zdzieranie kasy z właściciela! Pani Doktor ma złote ręce do tych zabiegów! Mimo, że w Ośrodku nie ma Wersalu i warunki na pierwszy rzut oka mogą wydać się nieco prymitywne, jak na warszawskie standardy w XXI wieku, to jednak nie zdecydowałabym się na zabieg w innym miejscu. Doświadczenie, profesjonalizm, fachowość, misterne szycie (Michał po laparoskopi nie był chyba tak ładnie pozaszywany :P ) oraz wspaniałe podejście do zwierząt, jak i do właścicieli ;) Ciepło oraz troska o pacjenta, to jest to, co wyróżnia Koterię! Ubolewam nad tym, że nie funkcjonuje tam przynajmniej raz lub dwa razy w tygodniu normalny gabinet weterynaryjny, gdzie mogłabym pójść na wizytę z Tajgą, bo Pani Doktor Iwona to cudowny człowiek i lekarz! :) Polecam, jeśli jesteście z Warszawy i stoicie przed wyborem lecznicy do przeprowadzenia zabiegu kastracji/sterylizacji.
Kto z Was ma już to za sobą, a kogo to dopiero czeka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
tajgaowczarekmazowieckikelpie.blogspot.com