ciasteczka

piątek, 31 marca 2017

Jak zrobić opatrunek na psią łapę w wersji super hiper level hard strong waterproof?!


Niestety druga doba po zabiegu usunięcia Tajdze z palca czerniaka przywitała nas dużymi opadami deszczu. Opady utrzymywały się jakoś ponad tydzień, a jeśli nie padało, to i tak było mokro i wszędzie stały kałuże. Z psem wyjść trzeba - oczywista oczywistość. Jak zatem ochronić szwy i rankę po zabiegu? Jak utrzymać suchy opatrunek na łapie, kiedy z nieba leje się deszcz a kałuże miejscami są po kostki? Zapraszam do czytania, może komuś się przyda instrukcja wykonania opatrunku na psia łapę w wersji super hiper level hard strong waterproof.

Czego potrzebujesz?

  • kompres/gaza/opatrunek jałowy - jak zwał tak zwał, chyba każdy wie o co chodzi, to pierwsza warstwa, którą przykładamy bezpośrednio na szwy/ranę. Do kupienia w każdej aptece, występują w różnych rozmiarach, cena małych około 1 zł za 3 szt.
  • baza (specjalna wata) - podkład podgipsowy syntetyczny, który na pewno dostaniecie w sklepie medycznym, w aptece rzadko można je kupić. Występują w różnej szerokości, cena 5-8 zł w zależności od rozmiaru.
  • matofix/fun-flex/bandaż samoprzylepny do kupienia u weterynarza, w niektórych aptekach i sklepach medycznych, a także przez Internet. Występują w różnych szerokościach, cena ok 5 zł za rolkę dł 4,5 m szer. 7 cm. Jeśli nie przemoknie i nie jest brudny da się użyć ponownie, czyli jednym kawałkiem możemy się posłużyć przy robieniu opatrunku na dwa spacery. 
  • woreczek śniadaniowy/folia/reklamówka - polecam woreczki śniadaniowe z Lidla, bo są grube i dość wytrzymałe. 
  • taśma samoprzylepna - w naszym przypadku taka do pakowania, pewnie biurowa bezbarwna też dałaby rade.
  • but ochronny dla psa - większy rozmiar niż noszony normalnie np. zimą, bo musi zmieścić się na opatrunek i nie powinien uciskać miejsca szycia/rany. Do kupienia w prawie każdym zoologicznym, cena tego z Chaby to ok. 10-13 zł za szt. Nie są zbyt trwałe, nam na 11 dni wystarczył jeden. 

Poniżej fotki obrazujące po kolei etapy robienia opatrunku. Cała łapka była klejona taśmą tylko wtedy kiedy padało, inaczej deszcz wlatywał od góry i moczył opatrunek. Nawet w suche dni zakładałam bucik, ponieważ bandaż szybko się przeciera na chodnikach i ulicy.

 


Weterynarze niechętnie pozwalają na samodzielne zmienianie opatrunków w domu, a to nie jest nic trudnego! Potrzeba odrobinę wprawy i gotowe. trzeba tylko pamiętać o tym żeby nie bać się mocniej zabandażować łapkę, bo inaczej opatrunek będzie za luźno założony i zsunie się z łapy podczas spaceru. Tajga była bardzo dzielna i grzeczną pacjentką, bez problemu poddawała się żmudnej procedurze robienia wielowarstwowego opatrunku. Po zabiegu ciągle ktoś był z nią w domu, Tajga nie lizała szwów i w ogóle nie interesowała się łapką, więc praktycznie całe dnie "wietrzyła" łapę. Opatrunek miała robiony wyłącznie na spacery i na noc, bo gdyby przypadkiem coś przyszło jej do głowy kiedy spaliśmy, to byłoby nieciekawie... 

Taki opatrunek sprawdzi się również przy skaleczonej łapce. Szkoda, że psie buty nie są wodoodporne, bo znacznie ułatwiałoby to całą akcje o kryptonimie "opatrunek super hiper level hard strong waterproof". 

Mam nadzieje, że nie pokręciłam nic w nazwach, jeśli będziecie mieli jakieś pytania, to śmiało. Może macie swoje patenty (i podzielicie się nimi) na zrobienie opatrunku, który przetrwa deszcz i kałuże? Ja patent z woreczkiem i taśmą zaczerpnęłam od znajomej "psiej mamy", która często robi swojej suczce opatrunki. Część "medyczną" pomogła mi ogarnąć Ciocia Magda - jeszcze raz bardzo za wszystko dziękujemy! 

Nikomu nie życzę potrzeby korzystania z moich rad, wiadomo, że chora łapka to mały wielki dramat, bo trzeba ograniczać aktywność. Nas czeka jeszcze wizyta u kardiologa i USG brzuszka za 2-3 miesiące. Na ten moment przerzutów nie stwierdzono.



poniedziałek, 20 marca 2017

Kontroluj i badaj swojego pupila regularnie, profilaktyka jest ważna!


Od ostatniego wpisu minęło już trochę czasu, miałam zaplanowane, co kiedy opublikuje, mam kilka zaległych tematów do poruszenia, ale... Jak zapewne niektórzy już wiedzą Tajga w czwartek 16 marca późnym popołudniem miała z pozoru kosmetyczny zabieg usunięcia brodawki z palca na przedniej łapie. Zmiana na miejscu została zbadana - czerniak. To były dla mnie straszne chwile, jakbym dostała obuchem w łeb. Wiem, że to nie wyrok, ale taka wiadomość może jednak zwalić  z nóg, zwłaszcza jeśli pies jest młody, zdrowy i nie było takich podejrzeń. Przesłanką do usunięcia zmiany było najbardziej umiejscowienie w upierdliwym miejscu, które narażone było na uszkodzenia. 

Najgorsze było totalne nieprzygotowanie na taką diagnozę i bezsilność, bo to pierwszy raz w moim życiu, kiedy nie mam na coś wpływu, kiedy moja zajebistość nic nie wskóra. Pierwsze dwie doby po zabiegu to była totalna załamka, rozsypałam się na milion kawałków, Mój mózg zastosował klasyczne wyparcie, nawet próbowałam sobie wmówić, że to tylko zły sen, koszmar, z którego zaraz się obudzę, ale to się dzieje tu i teraz. Najważniejsze na ten moment jest to, że Tajga w badaniu nie ma powiększonych węzłów chłonnych. teraz czeka nas zdjęcie szwów, RTG klatki piersiowej oraz szczegółowe badanie krwi, moczu chyba też. 

Dziś mija czwarta doba od zabiegu a ja powoli zaczynam w miarę normalnie funkcjonować, dopiero wczoraj wieczorem opuściły mnie najczarniejsze myśli. W piątek dzięki Internetom zrobiłam niemal doktorat z psiej onkologii. Jak się domyślacie można tam wyczytać straszne rzeczy, co mnie dobiło jeszcze bardziej. 

Ale dość już o mnie! Nie piszę tego postu aby się nad sobą poużalać, nie chodzi mi też o współczucie albo nieszczere pocieszanie przez obce osoby. Ten post piszę jako przestrogę oraz zachętę dla Was do regularnego obmacywania i oglądania swoich zwierzaków od stóp do głów i to nie raz w miesiącu a codziennie! Kleszcze nie śpią nigdy a przy okazji sprawdzania pupili pod tym kątem jesteśmy w stanie bardzo szybko zauważyć każdą nawet maleńką zmianę na skórze naszego pupila. Nie zapominajmy też o regularnych badaniach krwi, moczu a czasem i kału naszych zwierzaków, raz w roku to minimum, jeśli pies jest starszy lub są jakieś przesłanki, to badania należy wykonywać częściej. Dzięki temu jesteśmy w stanie szybko wychwycić niepokojące nas objawy i działać. profilaktyka jest bardzo ważna, tak samo jak u człowieka. Można wygrać nawet z nowotworem - znam kilka psich historii z happy endem. Nie mam zamiaru straszyć, ale każdy właściciel zwierzaka powinien mieć świadomość, że czasem nawet z pozoru błaha zmiana może być potencjalnie groźna. Odradzam chodzenie ze zmianami skórnymi do zwykłego weterynarza, to co my od kilku różnych usłyszeliśmy, to jedynie "obserwować", "wygląda jak zwykła brodawka", "nie wiem". Dlatego jeśli tylko macie taka możliwość to nawet z banalnym pieprzykiem radzę udać się do dermatologa, bo tylko on w miarę fachowo oceni zmianę i zrobi biopsje na miejscu. U nas podczas biopsji nie udało się pobrać wystarczającej ilości materiału aby pani doktor mogła jednoznacznie ocenić zmianę, ale raczej nic nie wskazywało na czerniaka, bo by nas o tym uprzedziła i niezwłocznie skierowała na zabieg. I tak była to dość krótka piłka, bo od pojawienia się zmiany minęło jakieś 7 tygodni a jej średnica nie przekraczała raczej 1 cm.

Badajcie swoje zwierzaki, pytajcie, domagajcie się szczegółowych badań jeśli tylko coś budzi Wasze wątpliwości i nie dajcie się zbyć, że jak pies jest młody, to coś jest niegroźne! Posiadanie zaufanego weterynarza to wielki skarb, my niestety nie mamy jeszcze tego jednego jedynego, ale może w końcu znajdziemy.

Na koniec kieruję szczególne podziękowania dla Magdy, która zajmowała się Tajgą w czwartek i dawała nam wsparcie  Dziękujemy serdecznie za możliwość kontaktu online i rozwiewanie moich wątpliwości oraz za rady dotyczące zmieniania opatrunku. Bez Ciebie nie dalibyśmy sobie rady! Tajga chyba już teraz śmiało może nazywać Cię swoją Ciocią  Nie wiem jak my się odwdzięczymy.


Dziękujemy także tym, którzy od początku nas wspierają, trzymają kciuki oraz łapki i przesyłają dużo dobrej energii - bardzo się przyda w najbliższym czasie! Tajga jak widać czuje się świetnie, tylko aktywności bardzo jej brakuje...


Ktoś chce szybki post o tym jak zrobić opatrunek na łapę w wersji super level hard strong waterproof ? 


środa, 8 marca 2017

Wiosna przyszła... a wraz z nią wysyp psów i ludzi niedostosowanych

fot. Jogi


Wiosna przyszła... w końcu! Kocham te pierwsze ciepłe dni, promienie słońca padającą na moją twarz, coraz dłuższy dzień, wiosnę kocham też za powrót do normalnych i regularnych treningów frisbee i możliwość jeszcze dłuższych spacerów.


Wiosna przyszła... a wraz z nią psie gówna rozkwitły w całej swej krasie dosłownie wszędzie, ale ten post nie będzie o morzy psiego gówna - na to szkoda czasu i nerwów, walka z wiatrakami jest chyba prostsza od walki z gównem...

Wiosna przyszła... a wraz z nią nagły, gwałtowny i zdaje się, że niekończący wysyp różnorodnych psów i pieseczków oraz ich właścicieli, których nikt nigdzie i nigdy nie widział od października. Mamy marzec, więc to praktycznie pół roku, ja się pytam, gdzie te psy się załatwiały przez długie 6 miesięcy? Czy te psy wychodziły dalej niż przed blok? Ludzie, czy Wy te psy kuwetujecie, jak koty? Ja się nie czepiam małych i miniaturowych ras, psów bez podszerstka, nie każde nikomu robić 15 km przy -15 stopniach, ale do jasnej ciasnej wychodźcie ze swoimi psami na dłużej niż 5 min przed blok! Przez wasze dziwne zwyczaje dziczejecie Wy i Wasze psy, tak ludzie bywają gorsi niż psy, zwłaszcza ci, którzy wypełzli z ciepłego domku po półrocznym zimowym śnie i nie potrafią nawet utrzymać psa na smyczy. Te psy aż kipią z energii i frustracji - smutny widok... ale kto jest temu winien i kto obrywa? Jasne, że to moja wina, że pies A ciągnie pana na drzewo a pies B ujada na smyczy jak opętany i poddusza się na obroży. Dobrze czytacie, to moja wina i mojej suki, która idzie luzem parkową alejką, Tajga tuptająca najdalej w odległości pół metra od mojej nogi, niepodchodząca do psów na smyczy, nie szczekająca, ba nawet nie bardzo patrząca na nie jest winna temu, że ktoś nie panuje w najmniejszym stopniu nad swoim pieseczkiem. Ogarnijcie swoje psy! Poświęćcie im trochę czasu! Fajnie tak wyładowywać frustracje na innych? Trafia Was coś jeśli widzicie, że inne psy w przeciwieństwie do Waszych są karne i ogarnięte? To wypracujcie to! To nie nasza wina, że mamy ułożone psy a Wy nie!

Kolejna bardzo niemiła sytuacja  z niedzieli. Spacerujemy brzegiem łączki z Jogim, omijamy psy, nagle podbiega do nas młody amstaff i 2 lub 3 inne psy (za duże zamieszanie nie wiem dokładnie). Tajga zaczyna się wkurzać odgania psy, coraz bardziej szczeka i miota się a psy w najlepsze bawią się, mało tego amstaff nieustannie skacze po mnie... właścicieli nie widać. Cała moja praca z suką nad omijaniem psów i nie wdawaniem się w konflikty poszła się jebać! Cofnęłyśmy się do punktu wyjścia lub nawet dalej przez debilne, namolne psy i właścicieli z zasadą "róbta co chceta". Nie wytrzymałam. Ryknęłam jak lwica na całą łączkę sypiąc przy okazji kur***i na lewo i prawo, żeby zabrać te psy i gdzie są właściciele. Psy się chyba przestraszyły, bo zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nikt nie przeprosił, nikt nie odwoływał psów, ale po chwili na łączce zrobiło się prawie pusto. I dobrze! Zarzucicie mi, że nie panuje nad sobą, że jestem sfrustrowana, tak to wszystko prawda, tylko do cholery jak ma być inaczej? Chce żeby Tajga chociaż raz w tygodniu spotkała się z Jogim, bo uwielbia jego towarzystwo, mamy stać na środku ulicy żeby psy nie podbiegały i nie były natrętne? Powiecie, że można iść gdzie indziej, otóż nie, nie można! Wszystkie parki roją się od beztroskich, nieogarniętych i chamskich ludzi - takie kwiatki rozkwitają wraz z cieplejszymi dniami. Można do lasu powiecie, otóż nie, nie można! Tam nie spuścimy psów żeby mogły się pobawić, pobiegać i eksplorować teren, do tego masa robactwa, dzika zwierzyna i jeszcze można trafić na myśliwych, którzy nie odróżniają człowieka od dzika, no i dojazd, który jest uciążliwy. 

Mam dość. Zwyczajnie, po ludzku moje wszystkie granice zostały przekroczone. Kupie gaz, zacznę chodzić z kijem albo prętem lub zacznę miotać o ziemie psami, które bez mojej zgody naruszają naszą bezpośrednią strefę komfortu. Każdy ma prawo do przestrzeni osobistej! Mój pies nie musi bawić się z każdym! Nie musi się witać z obcymi psami! Nie będę mojej suki ciągle narażała na kontakty z niezrównoważonymi psami! Na samym końcu dodam, że nie życzę sobie żeby obce, cudze psy skakały po mnie, bo nie jestem ich zabawką! Jest też kwestia zabrudzonego od stóp do głów ubrania. 

Nie tylko ja mam takie problemy, znajomi psiarze, którzy mają ogarnięte psy i sami znają chociaż trochę psi język i behawior też mają powoli dość tego wszystkiego. Niestety ludzie w 95% na uprzejme prośby o zabranie psa nie reagują, udają, że nie słyszą, tłumaczą, że ich pies się nie odwoła, że chcę się tylko przywitać, że on tak ma lub to tylko szczeniak itp itd. Przestałam się prosić i przepraszać, że żyję, bo chce spokojnie pospacerować lub poćwiczyć coś z Tajgą. Zaczęłam rzucać przekleństwami na prawo i lewo - działa! Mam w dupie, co inni o mnie myślą, dobro i bezpieczeństwo oraz komfort psychiczny mojego psa jest dla mnie najważniejszy. Nie zamierzam pozbawiać mojej suki spacerów i treningów, bo inni nie panują nad swoimi psami. 

Czas przerzucić się na wstawanie o 4-5 rano i poranne długie spacery, wtedy ryzyko spotkania ludzi i psów opisanych wyżej maleje praktycznie do 0. Jeśli wtedy kogoś spotykamy, to są to na ogół przemiłe osoby, psiarze z krwi i kości, którzy rozumieją charakterek Tajgi i nasze potrzeby, ba nawet nasze psy potrafią się polubić i odbywać bardzo fajne wspólne spacery połączone z eksploracją, bo Tajga nie bawi się z każdym psem. 

Dodam jeszcze, że jeśli inny pies nie zaczyna podbijać do Tajgi, nie prowokuje jej, nie próbuje na mnie wskoczyć, to moja suka bez smyczy, przy nodze potrafi nawet w dość bliskiej odległości wyminąć się po lekkim łuku z niemal każdym psem i nawet okiem nie mrugnie. Bardzo źle na nią wpływają niestabilne, rozemocjonowane i nachalne psy. Jeśli je odpędzam (moja suka również) one uważają to za świetna zabawę i stają się jeszcze bardziej namolne, do tego stopnia, że przez pół parku potrafią za nami iść i zaczepiać. Ręce opadają... 

Ludzie, poświęćcie choć trochę czasu na szkolenie Waszych psów! Nie utrudniajcie życia innym! Przez Was coraz bardziej nienawidzę ludzi, zwłaszcza psiarzy, którzy sami nie wiedza po co mają swojego psa i pozwalają mu totalnie na wszystko. Już nie wiem sama, czy mam wyć z bezradności czy może lepiej pozabijać niektórych? A co jeśli w końcu któryś z tych podbiegaczy okaże się agresorem i ugryzie mnie lub Tajgę...? Tajga niestety miała już kilka niegroźnych zajść i zranień od zębów, fizycznie nic jej nie było, ale w jej psychice odcisnęło to niestety piętno na zawsze. 

Tak ten post jest bardzo emocjonalny, pełen złości, chwilami nienawiści i jadu, ale inaczej nie mogę pisać o tym problemie. Mam zwyczajnie dość! Zawsze kochałam ciepłe, wiosenne dni a teraz mając psa kocham mrozy, wiatry, deszcze i śniegi, bo wtedy ludzie i psy nie wychodzą z domów, a ja i moja suka możemy cieszyć się tylko sobą i pracować w spokoju. 

Dzisiejszy wpis celowo ma tylko jedno zdjęcie. Tak wygląda zrelaksowana, szczęśliwa Tajga kiedy spaceruje ze swoim ukochanym Jogim i nikt nam nie przeszkadza. Nie idealizuje jej, wiem jaka jest, ale większość jej problemów wynika z chorych sytuacji, z którymi musi się zmierzyć. Ona sama nie stwarza sobie problemów na siłę i nie szuka guza. 

Ciekawa jestem Waszych doświadczeń w kontaktach z innymi psiarzami i psami, mam tu na myśli obcych, a nie znajomych. Może tylko w Warszawie problem jest aż tak poważny? Chociaż myślę, że to niestety powszechne zjawisko. A i darujcie sobie proszę teksty, że jak chce mieć trochę przestrzeni tylko dla siebie, to muszę sobie kupić działkę/dom z ogrodem. Prawda jest taka, że bez pytania i mojej zgody żaden obcy pies nie ma prawa się do nas zbliżyć. To, że mam ogarniętą sukę nie oznacza, jak sugerują niektórzy, że ma stać cierpliwie i znosić jak inny pies wkłada jej pół niucha w tyłek i skacze po niej i po mnie. To jest patologiczne wręcz i takie sytuacje nie powinny mieć nigdy miejsca. Sama nie pozwalam obcym ludziom na ulicy na takie zaczepianie mnie i na ogół tacy obrywają bez ostrzeżenia w krocze lub z prawego sierpowego w twarz. Ja i moja suka mamy prawo się bronić. Koniec. Kropka. 

piątek, 3 marca 2017

Miejski pies, czyli z psem na zakupach, na poczcie, w knajpie i w innych nietypowych miejscach.


Życie psa mieszkającego na co dzień w dużym mieście jest pełne wyzwań, hałasów, dziwnych zjawisk. Miejski pies może być mocno zestresowany otaczającym go światem, zwłaszcza jeśli nie mieliśmy okazji zsocjalizować go z miejska dżunglą od małego. 

Jak widzicie już po tytule wpisu zabieram Tajgę wszędzie tak, gdzie tylko mogę. Pewnie zaraz wyleje się na mnie fala krytyki, że psu nie jest to potrzebne, że powinien siedzieć w domu. Nie znacie mojego psa i to nie Wam oceniać z góry, to gdzie chodzę z Tajgą. Wierzcie mi lub nie, ale są psy, które pójdą wszędzie ze swoim właścicielem i będą się tam czuły lepiej niż pozostawione same w domu. Tajga uwielbia chodzić ze mną tam, gdzie inne psy raczej nie bywają. Jest wtedy psim aniołem. W końcu nachalne psy jej nie zaczepiają. 

Gdzie chodzę z psem?
  • na pocztę - jeśli jest duża kolejka to nie wchodzę, próbuje później lub następnego dnia
  • do apteki, bo czasem dostajemy receptę u weterynarza a jak wiadomo lepiej podać lek wcześniej niż później
  • do banku
  • wypłacić kasę z bankomatu
  • na bazarek
  • do pobliskich sklepów zoologicznych
  • do zoologicznego w centrum handlowym - o dziwo ochrona udawała, że nas nie widzi 
  • do kawiarni/cukierni/knajpy
  • dwa razy udało się nam kupić wodę w Żabce
  • podpisywaliśmy wspólnie umowę w Play, przenoszenie numerów, cesja wszystko trwało około godziny, a Tajga siedziała sobie lub leżała grzecznie z uśmiechniętą mordką
  • do outletu AGD/RTV - pan był bardzo zdziwiony, ale nas nie wyprosił 
  • odbieramy razem paczki z paczkomatu
  • załatwiamy razem różne sprawy na mieście (np, kupuje/sprzedaje coś na grupie, olx, allegro z odbiorem osobistym)
  • targi, psie i nie tylko  - np. na terenie Konesera, Łapa Targ, Dog Day i inne, które mnie zainteresują 
Nasze wczorajsze łupy z bazarku, najlepsze czarne banany! po 60gr/kg

Nad czym ubolewam? A no nad tym, że nie mogę wejść z Tajgą do Biedronki, Lidla, Rossmanna lub innego sklepu na szybkie zakupy, bo akurat czegoś mi zabrakło i cholernie niepraktyczne jest wychodzenie drugi raz w to samo miejsce, gdzie przed chwilą wracało się z długiego spaceru z psem. Najgorsze jest to, że często widuję na zakupach ludzi z miniaturowymi psami za pazuchą kurtki lub na rączkach i nikt nie robi im problemu. Kurde no, pies wnoszony do sklepu nadal jest psem! Czuje się dyskryminowana! Sami powiedzcie, czy nie chcielibyście mieć możliwości zrobienia zakupów z pupilem w sytuacji kiedy wróciliście z pracy, poszliście z psem na dwugodzinny spacer i jesteście cholernie zmęczenia a koniecznie musicie kupić pieczywo, warzywa, owoce, mleko (nieważne co, wpiszcie tu co chcecie), bo wasza lodówka świeci pustkami, a zaraz musicie szykować obiad na kolejny dzień i zwyczajnie odpocząć. 

Mój pies nie zaczepia ludzi, nie wkłada nosa tam, gdzie jej nie pozwalam, nie szczeka w miejscach publicznych, nie ciągnie się, grzecznie czeka aż zrobię swoje i radośnie merda ogonem wpatrzona we mnie jak w obrazek, jest praktycznie niezauważana. Wiem, że nie każdy pies nadaje się na takie wyprawy, ale marzy mi się normalność w naszym kraju.

Będę teraz okrutna i bezwzględna, ale dzieci są w takich miejscach cholernie uciążliwe, może tak więc zakazać wejścia z nimi do centrum handlowego, do banku, na pocztę etc.? Jakieś 2 lata temu w Tesco byłam świadkiem jak na oko około 2-letni dzieciak specjalnie idąc obok półki z jakimiś szklankami i kieliszkami strącił na ziemie i potłukł cały rządek stojących tam szkieł. Mój pies w życiu czegoś takiego by nie zrobił! Krew mnie zalewa kiedy widzę dzieciaki biegające samopas bez kontroli po sklepie tak, że można je niechcącą rozdeptać jak wpadnie zza roga pod nogi. Mój pies idzie tuz przy nodze nawet bez smyczy. Nie raz i nie dwa byłam świadkiem jak znudzony dzieciak obmacuje i przekłada pieczywo w sklepie, czy miał czyste ręce - wątpię, aż się boje pomyśleć ile bakterii zostawił na pieczywie... Mojemu psu do głowy by coś takiego nie przyszło, ona jest skupiona na wciąganiu nosem nowych, fascynujących zapachów i ogląda sobie wszystko krocząc tuż obok mnie. Dodam do tego drące się, ryczące i awanturujące się często o nic dzieciaki i rodziców, którzy nie umieją zapanować nad swoją latoroślą. Ktoś powie, że pies brudzi - mniej niż człowiek zabłoconymi buciorami. 

Wracam do sedna, czyli do miejskiego psa. Im częściej zabieram Tajgę w nietypowe miejsca tym mniej jest "zdziczała" i lękliwa, zmniejsza się też jej rezerwa do obcych ludzi i nie patrzy na każdego jak na intruza. Widzę po niej, że jest z siebie bardzo zadowolona z faktu, że może mi towarzyszyć w nietypowych dla psa czynnościach. Dodam, że wszelkie te sprawy załatwiamy po aktywnym spacerze, nigdy przed, nie ma też mowy o wyjściu na pocztę lub do banku zamiast spaceru! Dobro psa i nasz wspólny czas spędzony na spacerze jest najważniejszy. Magiczne jest to, że kiedy powiem Tajdze "idziemy na zakupy/na bazarek", to ona cała zadowolona siada żeby przypiąć jej smycz w parku i sama prowadzi mnie na bazar a potem na stoiska, na których najczęściej coś kupujemy. Podobnie kiedy mówię jej "idziemy na pocztę" lub "odbierzemy paczkę" - w pierwszym przypadku prowadzi mnie na małą psiolubna pocztę, gdzie wysyłamy paczki, a w drugim do paczkomatu, z którego najczęściej odbieramy przesyłki. Czasem dziwie się skąd tyle mądrości w jej małej główce. 

Ja wiem, że to nie są miejsca przeznaczone naturalnie dla psa, ale idąc tym tropem miasto też nie jest dla psa, jazda autobusami, samochodami i tramwajami również nie. Według mnie każdy powinien mieć prawo wejść z psem ta gdzie chce, oczywiście w granicach rozsądku, bo doskonale wiemy na ile bodźców oraz nietypowych zjawisk nasz pies jest przygotowany. Tajga zawsze jest nagradzana smaczkami, głaskami lub dobrym słowem za porządane zachowanie. Możecie się ze mnie śmiać, ale nie lubię chodzić do bankomatu bez psa lub wyjmować na bazarku portfel, z Tajgą w takich sytuacjach zawsze czuję się bezpieczniej i pewniej. Nie mam dużego psa, ale pies to zawsze pies w dodatku Tajga ma zapędy psa obronnego i jestem pewna, że w sytuacji kiedy ktoś wykonałby jakiś gwałtowny ruch w moją stronę i miał złe zamiary, to od razu zaczęłaby ostro szczekać a nawet skakać na tą osobę w celu odepchnięcia jej ode mnie. 

Niektórzy pewnie wiedza, że Tajga ma problemy z kontaktami z innymi psami, ale o tym szczegółowo innym razem. Na psich targach byłam zdumiona jej postawą, nawet kiedy do ciasnej windy wsiadł z nami duży pies Tajga nie mrugnęła nawet okiem! Kiedy inne psy naciągają się na smyczach i wszczynają jakieś awanturki ona jest niewzruszona - w parku natychmiast biegłaby rozdzielać inne psy i próbowałaby przejąć kontrole nad sytuacją. 

Reakcja ludzi na psa w publicznych miejscach. Nikt nigdy nie powiedział nam złego słowa, nie zwrócił uwagi, że z psem nie wolno, nic z tych rzeczy. Powiem Wam, że jest wręcz odwrotnie, ludzie uśmiechają się do Tajgi, patrzą na nią czule, coś tam mówią "taki to pies", "ale grzeczny piesek", "jak go tak pani wyszkoliła", "ale mądra psinka", często ktoś nas zagada i wywiąże się z tego miła rozmowa, zwłaszcza na bazarku. Klienci w banku, na poczcie lub w aptece początkowo maja bardzo zaskoczone miny, ale są tak zaskoczeni obecnością psa, że nic nie mówią. W banku kiedy musiałam podpisać jakiś papierek, to pan obsługujący mnie zapytał nawet czy potrzymać smycz - z uśmiechem i sympatycznie, Tajga w tym czasie poszła na głaski do pani siedzącej w boksie obok, też się miło uśmiechała i nikt nie był zniesmaczony obecnością psa. Jedna pani aptekarka nawet wychodzi zza okienka jeśli nie ma ludzi i wita się z Tajgą. To bardzo miłe, zdaję sobie sprawę, że pewnie po części przez stosunkowo niewielkie rozmiary Tajgi nikt nie patrzy na nas krzywo. 

Co jeszcze? Wykorzystuję miejskie przeszkody do ćwiczeń z Tajgą. Slalom miedzy słupkami, wskakiwanie na murki i chodzenie po nich lub siadanie/leżenie, utrzymywanie równowagi na półkolach (zdjęcie). Niestety nie mam zdjęć i filmików z załatwiania różnych spraw z Tajgą, bo ciężko jest w pojedynkę robić kilka rzeczy... ale niewykluczone, że na kolejne wojaże podepnę suce kamerkę lub skupię się na jakichś fotkach i wrzucę je na FB oraz Instagram.


Rozpiera mnie niesłychana duma, mój pies taki ogarnięty i tak świetnie sobie radzi w stresujących sytuacjach. Pewnie duża w tym moja zasługa i wewnętrzny spokój, że będzie dobrze, po prostu idziemy i załatwiamy, to co mamy do załatwienia w taki sam sposób jak chodzimy do parku na spacer, jak aportujemy lub trenujemy frisbee. Mój pies ma do mnie pełne zaufanie. Mam nadzieje, że kiedyś nasz kraj będzie bardziej psiolubny. Planuje zabierać Tajgę wszędzie tam gdzie to tylko możliwe i udowadniać ludziom, że dobrze wychowany, zsocjalizowany pies nie stanowi problemu w przestrzeni publicznej i nie jest żadnym utrudnieniem ani tym bardziej nie stanowi zagrożenia. 

I jeszcze jedno, nie pytam przepraszając, że żyję "Czy mogę wejść z psem?" Zwyczajnie wchodzimy, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie, pies zachowuje się bez zarzutu i wytracam ludziom argument do wyrzucenia nas, czy puszczenia niemiłej wiązanki w naszą stronę, bo nie mają się do czego przyczepić. 

Nie dajmy się wykluczać z przestrzeni publicznej oraz użytkowo-usługowej tylko dlatego, że towarzyszy nam pies! W planach mam odwiedziny w Pepco. A Wy zabieracie psy ze sobą załatwiając przy okazji jakieś sprawy? Jeśli tak do jakie macie doświadczenia z tym związane? Jak reagują ludzie?